wtorek, 6 stycznia 2015

#17 'checkmate'

sobota

- Mogłabyś sie ruszyć?
- Kurwa, już wszystko zrobiłam przecież.
- Dobra sorry, trochę się denerwuje. 
- Nie ma czym, odwalamy robotę i to wszystko.
- Kurwa Sarah nie irytuj mnie, pakuj się do vana i nic nie mów.
- Ciesz się, że nie pomogłam Skrylls tylko tobie.
- Gdybym nie powiedział tobie...
- Zamknij sie.
Gdy reszta wsiadła do vana, odjechali w strone pobliskiego lasu, parkując samochód kawałek dalej.
- Więc jak zaczynamy?
- Siedzicie w vanie, ja idę zobaczyć czy ktoś już tu jest. Kurwa, czy my w tym lesie będziemy grać w paintballa?
Jerry trzasnął drzwiami i udał się w stronę głębszego lasu. Słysząc strzały odwrócił się, oczywiście nic nie było widać to noc. Wrócił szybko do vana pakując broń. 
- Wysiadamy. Pamiętajcie, nikt nie woła o pomoc, bo wtedy jesteśmy skończeni. - wszyscy przytaknęli głowami.
Rozeszli się, każdy w inną stronę, kryjąc się za drzewami ogromnego lasu.

Bieber przeładował broń po ostatnim strzale. Widząc, że osoba leży na ziemi, zaśmiał się i odszedł mówiąc;
- To mój teren, nikt go kurwa nie dostanie.
Zauważył, że ktoś za nim idzie, odwrócił się to była jakaś dziewczyna. Schował się za drzewem obok.
- To będzie twoja piękna śmierć kochanie. - przeładował broń i wyskoczył zza drzewa strzelając do dziewczyny. - szach mat księżniczko. - zaśmiał się i poszedł dalej zastanawiając się z jakiego gangu może ona być.
- Bieber! - usłyszał gdzieś z boku, odwrócił się i zobaczył Alice. Zaraz... Alice?
- Kurwa, co ty tu robisz?! - krzyknął na nią ciągnąc ją za drzewo.
- Słyszałam, że potrzebujecie pomocy. - uśmiechnęła się szeroko wyciągając broń zza pleców.
- Oh, dobra. Ale uważaj na siebie.
- Nie ma sprawy, sir.
Odszedł od blondynki. Nie widział jej tyle czasu, ale wisiało mu to teraz. Zastanawiał się czy tylko po to przyjechała i czy zaraz po tym wszystkim wyleci.
- E Bieber! - ktoś krzyknął za nim a ten się odwrócił, po czym od razu dostał pociskiem w rękę. Chłopak w czarnych włosach do niego podszedł.
- To za moją siostrę skurwielu. - Jerry się zaśmiał i strzelił ponownie w drugą rękę Biebera.

- Dzień dobry, moja siostra chciała sobie odebrać życie. - Nicolas powiedział w szpitalu gdy był zawieść Sarah. Jerry mu kazał.
- Jest pan pełnoletni?
- No jestem.
Pielęgniarka zawołała lekarzy, którzy wzięli od razu Sarah na blok operacyjny.
Po chwili policja podeszła do Nicolasa.
- Jak pan się nazywa?
- Jerry Carter.
- Nie zgadza mi się pana wygląd ze zdjęciem.
- Przefarbowałem się tylko.
- Myślałem, że takie rzeczy robią tylko dziewczyny. - podkreślił jeden z policjantów.
- Ta? Super.
- Więc twierdzi pan, że pana siostra chciała popełnić samobójstwo?
- Ta.
- Skąd miała broń?
- Nasz ojciec był ochroniarzem.
- W takim razie proszę zadzwonić po ojca.
- Nie żyje.
- Matka?
- Nie żyje.
- Ciotka, wuja? 
- Mieszka w Norwegii. Kurwa jesteśmy przecież pełnoletni. 
- Ona też?
- Tak, ma 19 lat.
- A pan?
- 26. 
- Nie wygląda pan.
- Staram się.
- My nie mamy do pana więcej pytań, idziemy porozmawiać z siostrą, o ile będzie w stanie.
- Ta, dzieki.
Oni odeszli a Nicolas szybko zmył się vanem ze szpitala. Podjechał pod las, nie wjeżdżając vanem do środka. Resztę drogi przebiegł, po drodze zauważył Nathana z Devonem, byli z innego gangu. Schował się za drzewem, lekko z niego wyjrzał strzelając do ich obu. Podszedł do nich. Nie żyli. Uśmiechnął się i poszedł dalej pomiędzy drzewami. Zobaczył Biebera leżącego na ziemi, a dalej Jerry'rgo.
- Yo Jerry!
- No?
- Jest na operacyjnym z tego co wiem.
- Uważaj, za tobą! - Nicolas się odwrócił strzelając od razu w tamtą stronę. Okazało się, że strzelił do Stylesa.
- Następny z głowy.
Rozeszli się.

poniedziałek

- Dlaczego tu jeszcze jestem? - zapytała Sarah Jerry'ego stojącego nad nią, obok siedział Nicolas.
- Zostałaś postrzelona, to chwile potrwa. 
- Kto wygrał? - zapytała unosząc prawą brew.
- Gdybyśmy przegrali, nie byłoby tu mnie. Ze Skrylls zabiliśmy tak na sto procent Payna, Stylesa i Malika. Z pozostałych dwóch, nikt nie został.
- Kto mnie postrzelił? 
Jerry westchnął. 
- Bieber.
- I on żyje?
- Nie wiadomo czy żyje. Jest mała szansa, że tak ale myślimy, że nie. Nie mogliśmy znaleźć Tomlinsona i Horana, my też mamy małe straty.
- Co?! Jakie?!
- Jason ledwo żyje, też jest w szpitalu, ty i jeszcze Jake słabo wygląda. O co pytała policja?
- Dlaczego chciałam sobie odebrać życie, potem co się stało z naszą rodziną i dlaczego mój brat nie wygląda tak jak na zdjęciu.
- Poradziłaś sobie?
- Pewnie. 
- Może pan już wziąć siostrę do domu. - do sali w końcu wszedł lekarz.  
- Cudownie. - uśmiechnęła się Sarah.
- Jeżeli miałby pan dalej takie problemy proszę zadzwonić do psychiatry, dziękuję, do widzenia. - powiedział Nicolasowi i wyszedł.
- To dziwne, że oni biorą cię za mojego brata. - skrzywiła się patrząc na Nicolasa.
Udali się do domu. 
- Więc ja pójdę do sklepu, bo pewnie nic nie ma w domu, wracam za 15 minut! - powiedziała brunetka i poszła w stronę sklepu słysząc za sobą tylko 'uważaj na siebie'.
Chwile później poczuła mocne uderzenie sięgające przy jej szyi.
- Wtedy nie udało mi się ciebie zabić, ale kto wie... - szepnął jej na ucho ciągnąc za włosy do swojego ferrari białego.

I tak jej koszmar zaczyna się od nowa, przechodzenie bólu jeszcze raz takiego, podobne sytuacje, słaba psychika, tortury, zamknięcie w samotności. 
Jaki z tego morał?
Zamknij pysk, jak za dużo mówisz, może się to dla ciebie źle skończyć.



                                     KONIEC:)





niedziela, 16 listopada 2014

#16 ''Good bye, Justin''

Sarah stała myśląc o Jerrym. Już nie będzie ona mu potrzebna, ma dziewczynę, będzie miał gdzieś swoją młodszą siostrę.
Uśmiechnęła się do swojego odbicia w lustrze, które było na korytarzu.
Po chwili poczuła rękę na ramieniu.
- Co tam? - zapytał Josh.
- Oh, hmm... myślę, że okay.
- Nie wygląda żeby było okey.
- Masz rodzeństwo?
- Nie.
- To nie wiesz co to znaczy jak brat się od ciebie oddala.
- Bo co? Bo bierze ślub? 
- Nie, ogólnie mówię, coraz bardziej czuję, że jesteśmy dla siebie obcy.
- Głupia jesteś.
- Dzięki. - zaśmiała się pod nosem i poszła do kuchni.
- Dzień dobry Sarah. - uśmiechnęła się pani Elizabeth.
- Dzień dobry, jak pani minął dzień?
- Oh, bardzo miło z tymi chłopakami. - zaśmiała się.
- Z pewnością. - Sarah się uśmiechnęła.
W pewnym momencie usłyszała rozmowę na korytarzu, więc podeszła bliżej.
- Ty jebany śmieciu. - szepnął Bieber.
- Może i jestem śmieciem, ale na pewno ja jako śmieć, będę bronił przed tobą Sarah.
- Przede mną? Najpierw broń ją przed sobą.
- Słucham? - Jerry się zaśmiał.
- Jesteś dupkiem, a ona ma to po tobie. To u was rodzinne?
- Cóż, jak widać. - u Jerry'ego Sarah podejrzała dziwny ruch, zaraz po tym wzdychnięcie Biebera. Jerry go uderzył.
Nie zostało jej nic, jak wyjście z ukrycia.
- Jerry! - krzyknęła na brata.- Dlaczego mu to zrobiłeś?! 
- Może w końcu powiesz co planujesz swojej ukochanej? - warknął Jerry w stronę Biebera.
- Jakoś... Nie mam jej nic do powiedzenia.
- Naprawdę? - zaśmiał się Jerry. - A to, że chcesz ją wykorzystać a potem wyrzucić jak psa? To jest nic?
- Gówno prawda. - bronił się Bieber.
Sarah przyswoiła te informacje, myśląc, że Jerry po prostu kłamie.
- Jesteś kłamcą. - stwierdziła mówiąc do Cartera.
- Nie, nie jestem. Wierzysz mu a nie swojemu bratu? A gdzie nasza pieprzona więź? Jesteśmy rodzeństwem Sarah, powinnaś czuć, że mówię prawdę. Czy ja kiedykolwiek w ciebie zwątpiłem? Nie, wiesz dlaczego? Bo cie kocham, bo jesteś moją pieprzoną siostrą i gówno mnie obchodzi czy wierzysz mi czy nie ale mimo wszystko będę bronił ciebie od niego i jego kłopotów, nie chcę żebyś dalej brnęła w gówno. Chcesz być wykorzystana a potem porzucona jak szmata? Możesz sobie tego chcieć ale ja na to nie pozwolę.
- Jesteś chujem. - dopowiedział Bieber.
- A ty świnią. - odpowiedziała mu Sarah.
- Słucham? - Jay spojrzał na nią ze złością.
- Jerry mówi prawdę, wiesz skąd wiem?
- Oświeć mnie.
- Alex mi wszystko powiedział. - powiedziała Sarah mrożąc wzrokiem Biebera.
- Co? - zapytali oboje na raz.
- Tak, tobie też o tym powiedział Alex. - spojrzała na Jerry'ego. - Justin, jesteś po prostu dupkiem, mimo, że próbowałam to zmienić, nie da się, zawsze nim byłeś i pozostaniesz. Teraz proszę cię, wyjdź. Nie chcę patrzeć na kogoś kto zmarnował mi połowę życia, ostrzegano mnie przed tobą jak pierwszy raz przyleciałam do Londynu, a ja nie posłuchałam, brnęłam w to wszystko coraz głębiej nie zważając na konsekwencje. W końcu zaproponowałeś mi pracę, myślałam, że to tylko brudna robota, skończyło się na tym, że zostaliśmy parą, o ile można to tak nazwać, pamiętasz jak chciałeś mi się oświadczyć?
- Uciekłaś. - stwierdził Bieber.
- Tylko dlatego, że wiedziałam, że twoja zabawa zaszła za daleko. Wróciłam, spotkanie z tobą to nie był przypadek, chciałam cię spotkać, ale nie tak szybko, jednak to się stało, wytłumaczyłam tobie wszystko, zakochałam się w tobie na nowo, chciałam wam pomóc w ową sobotę, chciałam stanąć przeciwko własnemu bratu, nie obchodziła mnie jego ewentualna śmierć, bo moja miłość do ciebie była silniejsza. Ale teraz gdy poświęciłam 20 minut na rozmowę z Alexem, tuż po tym z twoim ojcem, wiedziałam już wszystko. Udawałam, że nic nie wiem, w Hiszpanii się świetnie bawiłam ale teraz jestem w stanie się z tobą pożegnać i stanąć przeciwko tobie w tej pieprzonej walce. Pokochałam cię Justin a ty mnie zawiodłeś. Do widzenia, Justin. - nie było jej smutno, była okropnie zła. Odwróciła się od oszołomionego Justina oraz Jerry'ego i wróciła z powrotem do kuchni.
- Czym jest dla pani miłość? - zapytała panią Elizabeth.
- Miłość to jak kradniesz twojemu bratu papierosy, a on nadal kładzie je w tym samym miejscu. - zaśmiała się starsza kobieta. Sarah również się zaśmiała. Pomogła pani Elizabeth zanieść wszystko do salonu gdzie Biebera już nie było.





______

sorka że takie krótkie, nadal was kocham

niedziela, 19 października 2014

#15 'Fuck you, Jerry!'

Sarah rozłączyła się z bratem, nie wiedziała do końca o co chodzi.
W samolocie przysnęła.
- Sarah, wstawaj, jesteśmy w Londynie. - zaczął ją szturchać Bieber.
- Oh, tak szybko?
- Wiesz jak mi się ciągnęło? Kurwa, siedział koło mnie stary dziadek który spał mi na ramieniu a do tego ślina mu leciała z ust! - krzyknął Bieber a po chwili dołączył do tego śmiech.
Sarah patrzyła na niego i również zaczęła się śmiać.
- Wiesz, że Jerry chce wziąć ślub z Jessicą?
- Słucham? - zapytała Sarah wysiadając z samolotu.
- No, rozmawiałem z nim. Tylko, że ona jeszcze o tym nie wie, a że jest w ciężkim stanie, Jerry chce jej poprawić humor i się jej dziś oświadczyć, oboje bardzo dobrze wiemy, że Jerry podoba się Jess.
- Tak, to prawda. Ale czemu mi nie powiedział?
- No nie wiem, może bał się twojej reakcji?
- Ta, to pewnie to.
Złączyli swoje ręce w barierę, którą nikt nie byłby w stanie rozłączyć i poszli w stronę postoju taksówek.
Sarah całą drogę myślała o tym całym ślubie Jerry'ego.
- Dzień dobry. - milczenie przerwał Justin który właśnie rozmawiał z taksówkarzem.
Tłumaczył mu chwilę gdzie dokładnie ma jechać.
- Wsiadasz czy nie? - zapytał Jay, Sarah.
- Tak, przepraszam.
Pojechali do domu. 
Ich relacje były dziwne.
Nie raz kochali się i nie widzieli świata poza sobą, jednak za drugim razem bali się do siebie odezwać oraz czuli dystans.
To nie było normalne, ale może dlatego się kochali?
Po chwili byli na miejscu. Jay zapłacił za taksówkę i poszli do domu.
- CZEEŚĆ! - krzyknęła Jessica prawie płacząc na widok Sarah.
- Hej kochanie! - przytuliły się.
- Dzięki, Sarah.
- Pogadamy o tym później. Muszę jechać szybko do Jerry'ego. Powiedz Lou, że już jesteśmy, chyba, że chcesz jechać ze mną.
- Co to za pytanie, oczywiście, że jadę do tego debila.
Jess ubrała białe converse i czarny sweterek, który idealnie komponował się z jej dzisiejszym stylem. Miała czarne krótkie spodenki, podkolanówki białe z liśćmi marihuany oraz białą koszulkę z napisem 'love only true bitcheeez'.
- Opowiadaj!
- Ale co? 
- No jak było w Hiszpanii.
- Ym, było okey. Ale czuję, że coś jest nie tak z Justinem.
- A dokładniej?
- Tego nie wiem.
- Może ma kłopoty?
- Może tak być.
- Ym, Sarah bo miałam ci coś powiedzieć.
- Słucham.
- Jesteśmy z Jerrym parą!
- Poważnie? Wow, w końcu! - Sarah się szeroko uśmiechnęła. - Ym, Jess... Dlaczego twój były cię odwiedził?
- Bo dowiedział się od kogoś, że mam nowego.
- Nie musisz się już o niego martwić.
- Dzięki. - Jess się uśmiechnęła.
- Jakbyś mi powiedziała wcześniej o Jerrym, powiedziałabym mu...
- Stoi tam! - pokazała na Cartera z grupą jakiś ludzi.
Sarah przypomniała sobie, jak dawno nie widziała Beatlers. Pomijając Jerry'ego weszły do ich domu.
Rozejrzała się po nim, wszyscy byli w kuchni, wbiegły tam.
- HEJ!
- SARAH! JESS! - rzucili się wszyscy na siebie z przytuleniem.
- Ty głupia suko, dawno cie nie widziałem! - krzyknął Jerry.
- Cześć brat! - przytulili się.
- Możemy na osobność?
- Jasne.
Poszli do pokoju obok.
- Jay ci pewnie powiedział, że zamierzam się oświadczyć Jess.
- Tak, mówił, cieszę się.
- Ale ja nie o to.
- Więc?
- Odejdź od Biebera.
- Dlaczego?
- On chce cię wykorzystać.
- Znów zaczynasz?
- Nie, po prostu nie chcę żebyś przez niego cierpiała. Wiem wszystko od Alexa.
- Do czego chce mnie wykorzystać?
- Bo on myśli, że jesteś jego pieprzoną dziwką! - krzyknął głośno na co zebrali wzrok wszystkich z kuchni.
- Pieprz się Jerry! Jessica ja wychodzę, możesz zostać jak chcesz. - powiedziała wychodząc szybkim krokiem.

- Co ty jej nagadałeś? - zapytał Mariush Jerry'ego.
- Bieber chce ją wykorzystać. Teraz ją w sobie rozkocha, przerucha kilka razy, potem będzie już tylko na posyłki gangu i albo ją zabiją albo ją wyrzucą! A jest moją siostrą więc nie chce żeby była kurwa dziwką tego sukinsyna!
- Uspokój się. - potarła jego ramie Jessica. - Teraz pewnie poszła do baru na przeciwko, przemyśli to i dojdzie do tego, że masz racje.
- Mówisz to z takim spokojem? - odezwał się Johny.
- Tak, znam ją lepiej niż wy wszyscy razem.
- To moja siostra.
- A moja przyjaciółka, serio uspokójcie się. 
- Czyli nie przyjdzie dzisiaj na kolację.
- Jaką kolację?
- Zapraszamy was na kolację, zrobioną przez panią Elizabeth.
- Oh, postaram się ją namówić, teraz idę do niej, na razie chłopacy. - pocałowała ostatni raz swojego ukochanego głęboko patrząc mu w oczy i odeszła w stronę drzwi.
Okazało się, że Sarah siedziała na ławce, na przeciwko domu Beatlers.
- Jesteśmy zaproszone na kolację. - Jess usiadła obok Sarah.
- To idź.
- Idziesz ze mną, dobrze wiesz, że Jerry chce dla ciebie dobrze. Mimo wszystko nie lubię Biebera, nadal mam do niego złe przeczucia.
- Ale ja go kocham, może nie powinnam, ale to silniejsze ode mnie.
- Chodź. - pociągnęła ją za rękę.
- Nie, proszę. Idź sama.
- Nie, idź po Biebera i macie za 30 minut tu być.
- No dobrze.
Jess wróciła do ich domu.
- Więc sprawa jest prosta, Sarah przyjdzie, ale z Bieberem.
- Dobra.
- Jerry, wytrzymaj bez głupich docinków i takich podobnych.
- Postaram się.
Wszyscy poszli do salonu, z wyjątkiem Jessici która została żeby pomóc pani Elizabeth.
- Więc co przyrządzamy? 
- Cóż, zrobiłam pizzę, trzeba zrobić sałatkę, jeszcze chciałam zrobić kluski z kawiorem i sosem czosnkowym.
- W takim razie, ja zabiorę się za sałatkę.
- Dzięki, Jessica. Wiesz, Jerry to bardzo dobry chłopak, zatrzymaj go przy sobie.
- Nie mam zamiaru go nigdzie puszczać pani Elizabeth.
- Oh, jaka tam pani, po prostu Elizabeth.
- Okej, Elizabeth.

- Hej wam. - powiedziała Sarah wchodząc do swojego domu.
- Sarah ty pizdo! Czemu się z nami nie przywitałaś? - przed nią stał Niall.
- NIALL! - przytuliła go z całej siły. - Jak było na Florydzie?
- Super! Jak ty wyrosłaś!
- Sugerujesz coś?
- Oczywiście, że nie. - zaczęli się śmiać.
- A gdzie Alice?
- Została, znaczy niedelikatnie mówiąc spierdoliła mi, więc jestem sam.
- Tak się cieszę, że cię widzę! - znów go przytuliła.
Nie przejęła się Alice. W ogóle. 
- Co z tobą nie tak Carter! - krzyknął Louis wchodząc do salonu. - Ani się nie przywitałaś ani nic!
- Jejku, przepraszam! - przytuliła Tomlinsona. - Gdzie reszta?
- Wszyscy w kuchni obgadują jakiś plan.
Poszła tam.
- Przepraszam, że wam przeszkadzam...
- Masz za co. - warknął Zayn.
- Bądź miły. - odezwał się Bieber przy jego uchu mając nadzieję, że Sarah tego nie słyszy, jednak usłyszała.
- W każdym razie przyszłam się przywitać. - kiwnęła im i pociągnęła Biebera na chwilę za sobą. - Idziemy na kolację.
- Teraz?
- Teraz.
- No okay. Harry! Masz wszystkiego pilnować, ja wychodzę.
Wyszli z domu idąc w kierunku Beatlers.
- Właściwie to gdzie idziemy?
- Do Jerry'ego.
- Ja pierdolę, mogłaś wcześniej mówić, bym nie poszedł.
- Zamknij się i chociaż udawaj miłego.
- Jasne. - prychnął pod nosem.
Ta tylko wzdychnęła i weszli do domu Beatlers.
- Jesteśmy! - krzyknęła młodsza siostra Jerry'ego.
- To zajebiście. - odpowiedział Jerry wchodząc na korytarz i mierząc Biebera, Sarah zmierzyła Jerry'ego i weszli do salonu, siadając na pierwszych lepszych miejscach.


***

Wszystko było super. Normalnie wszyscy rozmawiali i było okey.
Po chwili Jerry poszedł na chwilę do kuchni.
Gdy wrócił uklęknął przed Jessicą.
- Właściwie to nie wiem co powiedzieć, bo nie jestem w to dobry, nie jestem romantykiem ani nic z tych gówien, więc może po prostu... Jess wyjdziesz za mnie?
Jessice poleciały łzy z oczu, po prostu rozpłakała się jak małe dziecko w kółko powtarzając 'tak' i przytulając się.
Sarah spojrzała na nich z wielkim uśmiechem i wyszła na korytarz, ponieważ nie chciała pokazywać swoich emocji wszystkim. Poleciało jej kilka łez, uświadomiła sobie, że nigdy nie będzie miała tak wspaniałego związku. Jerry i Jess się nie kłócili, nigdy.
Ale mimo wszystko, jeszcze nie wiedziała co czeka ją tego wieczoru.

środa, 24 września 2014

#14 'I'm Brad.'

- Kurwa mać. - powiedziała wybierając numer Louisa, Justin patrzył na nią ze zmieszaniem.
  
- Co znowu?
- Louis jedź do Jessici, teraz.
- Czemu, nie chce mi sie teraz.
- Ona może umrzeć! Jedź tam bo jak wrócę to ty będziesz błagał mnie o życie!

Louis się rozłączył. 
Sarah próbowała dodzwonić się do Jessici, na marne. Spojrzała na Justina który aktualnie bawił się telefonem.
- Co się stało? - zapytał ją.
- Jessica dzwoniła, prosiła o pomoc... - Sarah poleciały łzy z oczu. Justin przytulił ją mocno. 
- Nic jej się nie stanie, Louis jej pomoże.

Louis wściekły wsiadł do samochodu, piesek na posyłki. Nie wiedział o co konkretnie chodzi, ale Sarah go przecież prosiła. 
Podjechał pod adres który wysłała wcześniej mu Carter. Zauważył czarny samochód w środku niego ktoś był. Podszedł do tego samochodu i zapukał do przeciemnianej szyby, która się od razu otworzyła.
- Czego chcesz? - zapytał jakiś gość za kierownicą.
- W jakim celu tu jesteś?
- Czekam na kogoś.
- A tym kimś jest?
- Znajomy, możesz już odejść.
- Jasne. - Louis zaśmiał się gorzko, wyciągnął pistolet i szybkim ruchem strzelił do gościa, dzięki czemu on uderzył głową w kierownice, na szczęście nie zatrąbił ponieważ kolega w domu mógłby się czegoś domyśleć. Po cichu wszedł do tego domu, rozejrzał się, nie było słychać nic. 
Wszedł do góry, zobaczył w jednym z pokoi Jessicę, leżącą na ziemi, podszedł do niej.
- Za tobą. - szepnęła.
- Kurwa mać. - warknął i odwrócił się za siebie. Popchnął chłopaka który za nim stał na łóżko, może to zabawnie wyglądało ale cóż...
- Co ty tu do cholery robisz?! - warknął Louis na niego.
- Jestem Brad, miło mi. - zaśmiał się sarkastycznie gość.
- Nie o to do cholery pytałem, odpowiadaj bo zaraz odetne ci kutasa.
- Nie wtrącaj się, przyjechałem do mojej dziewczyny.
- Oh, twojej dziewczyny? Tej która właśnie leży na ziemi i trzęsie się ze strachu? Tej która ma podbite oko? Tej która się ciebie boi? I tej która cię nienawidzi?
- Ona mnie kocha. Prawda Jess? Odpowiedz suko!
Jessica wstała i wybiegła z pokoju. 
- Teraz ja sprawię, że będziesz cierpiał tak jak ona. 

Justin poszedł do kuchni zobaczyć co z pizzą, Sarah siedziała roztrzęsiona w ich 'salonie'. To miały być fajne kurwa wakacje.
Zadzwonił jego telefon.

- Siema Alex.
- Yo Bieber, jesteś jeszcze w Hiszpanii?
- No, a co?
- Wracaj z tą swoją dziwką, Louis się w coś chyba wjebał, Horan nie wraca, Harry pierdoli coś o wojnie i o tym, że ciebie nie ma, wszyscy są wkurwieni, o Beatlers już nie wspomnę, nie wiem czy Jerry'ego nie zaspakaja ta suka Jessica, ale wszystko nie wygląda tak jak powinno.
- Wrócę po jutrze. Muszę się trochę nią pobawić. Żeby nic nie podejrzewała.
- Rób co chcesz, ale czuję kłopoty.
- Horanowi zadzwonię, że policja już sobie odpuściła i każę mu wrócić.
- Dobra, nara.
- Aye.

 Louis włożył ciało Brada do jego samochodu wsiadł za kierownicę, wcześniej przenosząc poprzedniego kierowcę do tyłu. Jechał w stronę lasu. Gdy widział drzewa, rozpędził się. Otworzył drzwi i wyskoczył z samochodu na trawę po prawej stronie. Samochód wjechał w potężne drzewo. Louis zadzwonił na policję informując o wypadku samochodowym i piechotą wrócił pod dom Jessici.
Wszedł do jej domu, krzycząc jej imie.
Nie było jej nigdzie, przeszukał każdy pokój, został jeden, zamknięty na klucz. Zapukał do drzwi.
- Odejdź. - powiedziała istota po drugiej stronie.
- Jessica, otwórz.
- Louis idź po prostu. 
- Nie, otwórz bo je wyważę.
Po chwili Louis usłyszał dźwięk znaczący, że dziewczyna odkluczyła drzwi, otworzyła je.
Zobaczył malutką postać z podbitym okiem i rozciętą wargą, jej nadgarstki były czerwone od sznurka którym była przywiązana. Louis wziął ją w obięcia.
- Dziękuję. - szepnęła mu w klatkę piersiową.
- Nie dziękuj. Wiesz, myślę, że powinnaś u nas trochę zamieszkać. Nie będziesz z lokatorami a u nas Jaya i Sarah i tak nie ma. 
Ta tylko kiwnęła głową na potwierdzenie.
- Chodź, spakujemy...
- Hej! - krzyknął ktoś w wejściu, Louis uniósł brew do góry schodząc na dół.
Zobaczył tam jakiegoś chłopaka.
- A ty to... - zaczął ten chłopak. Chwile popatrzył na Louisa i otworzył szeroko oczy. - Tomlinson.
- Dokładnie tak, teraz idź grzecznie spakować ubrania Jessici.
- Ona z tobą nigdzie nie pójdzie.
- Pójdzie, a wiesz dlaczego?
- Nie?
- Dlatego, że uratowałem jej życie jak byłeś... na zakupach? - Louis wskazał na torby z różnymi rzeczami. - Masz kurwa 5 minut, jak tego nie zrobisz... domyślaj się ile rzeczy mogę z tobą kurwa zrobić. - Louis z powrotem poszedł do jej pokoju.
Mały ten dom. Ma dwa piętra, ale jest mały. Są tu zaledwie 3 sypialnie, 1 łazienka i 1 kuchnia.
- Chodź. - chwycił ją za rękę i wyprowadził na dwór. - Usiądź z przodu.
Wrócił do środka.
3 torby leżały już pod drzwiami.
- Wszystko?
- Tak.
- Mam nadzieję. Trzymaj sie, nara.
- Ta, dzieki, cześć.
Louis wybrał numer Sarah.

- Halo?
- Wszystko załatwione, biorę ją do nas.
- My z Justinem będziemy za dwie godziny.
- Słucham?
- Wracamy.


Jay przed wejściem do samolotu postanowił zadzwonić do Horana.

- Siema Jay mordeczko!
- Ta, siema, możesz wracać do Anglii. 
- Ale jak ja nie chce.
- Gówno mnie to obchodzi, masz wracać, jutro widzę cię w domu.
- Jak niby kurwa?
- Pakuj się już, do samolotu z Alice i do domu.
- Nie ma ze mną Alice.
- Jak to nie ma?
- Eee, spierdoliła, nie wraca do Anglii.
- No dobra, super, ale ty masz być jutro w domu.
- Coś ogarnę.

Jay wrócił uśmiechnięty do Sarah.
- Więc wracamy? Jesteś pewna?
- Tak, ale mimo wszystko bardzo ci dziękuję za te wakacje, było fajnie. Nigdy nie zapomnę tej plaży, szkoda, że tak szybko wracamy.
- Musimy wracać do tej pieprzonej pracy.
- Przecież lubisz to robić.
- Nawet sobie nie wyobrażasz jak bardzo się mylisz. Nienawidzę tego dokąd uciekłaś z Anglii. Jebana codzienność. - zaśmiał się gorzko.


Po kilku godzinnym locie samolotem i jeździe samochodem. Sarah i Bieber byli w domu. Zadzwonił telefon Sarah.

- Halo?
- Kiedy wrócisz do domu?
- Co cię to obchodzi Jerry?
- Mam do ciebie naprawdę ważną informację. 


sobota, 6 września 2014

#13 'I don't believe it.'

- Nadal w to nie wierzę. - zaśmiał się Bieber.
- W co? - zapytała Sarah podnosząc się z piasku.
- Że to się tak dobrze skończyło. - Jay również wstał.
- Idziemy się przejść? - zapytała Sarah po krótkiej chwili ciszy.
- Jasne, tylko może się ubierzemy? - Jay zrobił krzywą minę.
- Chyba tak. - zaśmiała się Sarah.
Ubrali swoje ubrania i ruszyli a stronę ulicy. 
Szli między uliczkami, w komfortowej ciszy, która postanowił przerwać jakiś krzyk.
Sarah stanęła z miejscu i rozejrzała się dookoła.
- Nie ma tu nikogo, chodź. - pociągnął ją za rękę Jay. 
- Nie słyszysz tego? Justin! A jak komuś się coś złego dzieje?
- No dobra. - Justin przewrócił oczami i poszli w stronę hałasu. 
Justin szedł przed nią.
W pewnym momencie zauważył, że to Jerry i Mariush tam stoją i to jakaś dziewczyna krzyczy, stanął w miejscu.
- Nie musimy iść dalej, to tylko był kot nikogo tu nie ma. - zagrodził jej przejście nie chcąc aby zobaczyła za dużo.
- Na pewno?
- Tak, możemy wracać.
Zawrócili się a Justin odetchnął z ulgą.
- Musze do kogoś zadzwonić, nie obrazisz się jak odejdę na chwilę?
- Nie, idź. Ja pójdę do sklepu, okay?
- Okay.
Bieber poszedł kilka metrów bliżej zdarzenia, żeby wszystko widzieć i wybrał numer Cartera. Ten po chwili odebrał.

- Czego chcesz? Nie mam kurwa czasu.
- Spierdalaj stamtąd, byle szybko, bo jeszcze przyjdzie coś twojej siostrze do głowy, chyba nie chcesz żeby zobaczyła jak zabijasz kogoś, nie? Będzie się ciebie bała.
- Ona też zabiła i to nie raz, więc dlaczego niby mam zmieniać lokum?
- Po prostu odejdź stamtąd, mówię ci kurwa, nie mów że nie ostrzegałem. Chcesz żeby myślała do końca, że jesteś bez dusznym chujem? Nie? To idź z tą laską gdzie indziej.
- Zaraz... CO ONA KURWA ROBI W HISZPANII?
- A ty co robisz w Hiszpanii?
- Alex mnie wysłał. Odpowiedz mi do cholery.
- Jesteśmy na wakacjach. - zaśmiał się szyderczo Justin. - Miłej nocy.
- Jak jej coś zrobisz to cię zajebie, mam blisko, skoro wszystko widzisz.
- Na razie, Jerry.

Jay rozłączył się i uśmiechnął pod nosem. Wyłączył telefon i poszedł w ślady Sarah.
Po chwili wyszła ze sklepu z 2 torbami.
- Serio? Nie minęło 10 minut i już coś kupiłaś? - zaśmiał się Justin.
- To tylko buty...
- Ale ja nic nie mówię. Jakie kupiłaś?
- Jedne roshe run i drugie szpilki.
- Jakie podobieństwo. Możesz mi powiedzieć co stało się Jessice?
- Chłopak ją pobił. - Sarah spuściła głowę na dół a Jay nerwowo podrapał się po karku.
- Oh, ym... 
- Mam do ciebie prośbę, dałbyś mi numer Louisa?
- Po co ci jego numer?
- Bo muszę do niego zadzwonić? - gdy doszli do hotelu Sarah wzięła od Jaya telefon i poszła do łazienki, żeby zadzwonić do Tomlinsona.

- Co tam Bieber w Hiszpanii?
- W Hiszpanii spoko, mam do ciebie prośbę.
- Hej Sarah, słucham cię.
- Zaraz sms'em wyślę ci namiary na kogoś, kto dzięki tobie będzie cierpiał.
- Nie rozumiem?
- Widziałeś do cholery twarz Jess? 
- Myślałem...
- Źle myślałeś, zrobisz to dla mnie?
- Jasne.
- Jak załatwisz sprawę, daj mi znać. Czy ty właśnie coś jesz?
- No jemy kolacje tak jakby.
- Smacznego idioci.

Sarah wyszła z łazienki.
- Dzięki. - pocałowała Justina i oddała mu telefon.
- Myślę, że powinniśmy coś zjeść. - Bieber chwycił się za brzuch. - A po jedzeniu... - Bieber uśmiechnął się i zabawnie poruszył brwiami nie kończąc zdania.
- Oh, zamknij się. Co jemy?
- Mamy kuchnie, może coś zrobimy?
- Śmiesznie to zabrzmiało. - Sarah zaczęła się śmiać. 
- Ale co?
- Mamy kuchnie. - nadal się śmiała.
Wzięła swój telefon do ręki, ponieważ dzwonił i odebrała.

- Halo?
- Dzwonię, żebyś miała mój numer w razie coś, wyślij mi te namiary.
- Okej, dzięki.

Wysłała na ten numer wszystko co miała i wróciła do Justina.
- Więc? 
- Upieczemy pizzę?
- Brzmi okay.
Gdy Justin robił ciasto, ponownie zadzwonił telefon Sarah.

- Louis, mam twój numer, spokojnie. - odebrała bez patrzenia na to kto dzwoni.
- Sarah pomóż mi, błagam. - po drugiej stronie odezwał się drżący głos Jessici.
- Co się stało? Jessica, mów powoli.

Niestety odpowiedziała jej cisza.


_____________________________________________________________


Kurwa mać naprawdę przepraszam:) mój gówniany laptop nie wczytuje mi internetu i nie miałam jak wstawić tego posta ani żadnego innego, przepraszam że długo czekaliście, dopiero teraz udało mi się wejść do brata na laptopa i wstawiam:)
 



wtorek, 19 sierpnia 2014

#14 'I love you, okay?'

Po drodze przypomniała sobie, że przecież Max dzisiaj nie ma co robić.
Chciała zadzwonić do niego, ale przecież dała swój telefon Jerry'emu, no tak.
Pewnie chłopacy się nim zajmą.

- No chory jesteś? - zapytał Jaya, Harry.
- Ja bym tak zrobił. - odpowiedział Styles uderzając w wór treningowy.
- Wiesz, że taki nie jestem. - wyśmiał go Bieber również uderzając w drugi wór.
- Czas to zmienić. - odezwał się Liam, który biegł na bieżni.
- Jay Bieber wyznaje miłość dziewczynie, która od niego uciekła, błagam cię.
- Jakoś chciałeś się jej oświadczyć i nie raz wyznałeś jej miłość.
- Chodzi debilu o moją dumę, zostawiła mnie, jej strata.
- Jednak myślisz jak gówniarz, myślałem, że jesteś doroślejszy. - prychnął pod nosem Chaz.
- A ty masz dziewczynę? - zapytał go Bieber.
- Miałem, miałem też dziecko.
- I?
- I gówno, zostawiła mnie bo dołączyłem do Strealersów. 
- Chaz geniuszu, może Strealers będą z nami walczyć też?
- Możliwe.
- Masz córkę czy syna? - zapytał Louis.
- Syna i miałem.
- Jak to miałeś?
- Wyjechali, chuj wie gdzie, już nie mam syna.
- Przykro mi.
- Szczerze mówiąc, wiedziałem, że masz dziecko. - powiedział Zayn.
- Skąd?
- No bo masz w portfelu zdjęcie dzieciaka, a raczej pedofilem nie jesteś.
- Zajebałeś mi portfel?
- Może. Nie no, pamiętasz co pożyczyłeś mi stówkę? Chciałem ci oddać, więc włożyłem do portfela.
- Dobra dość o moim dzieciaku. 
- Kto ma dziecko? - do siłowni weszła Jessica, ubrana w czarne obcisłe legginsy i niebieski sportowy stanik. 
Zayn, Liam i Chaz spojrzeli na nią podniecając się jej widokiem. 
- HEJ! - do siłowni weszła również Sarah.
- Wiedziałam, że się tak ubierzesz. - odezwała się Jessica.
- Za mało sportowo?
- No, wzięłam ci ubrania, idź się przebrać. - Jess podała jej torbę.
- Halo my tu jesteśmy. - odezwał się Bieber. - Może się przywitacie?
- Bieber, widzieliśmy się 30 minut temu. 
- To co.
- Hej Justin. - powiedziała Jessica. Wszyscy zaczęli się śmiać, z wyjątkiem Biebera. - Pasuje?
- Nie, nie mów na mnie Justin. - warknął. 
- Okey, okey, sorry. - Jessica się wycofała.
- Dobra idę się przebrać. - Sarah poszła do pomieszczenia obok, bo po co lecieć do góry do łazienki.
- Więc, my mamy iść tam gdzie Zayn nam wcześniej pokazywał?
- Tak, ale musimy jeszcze omówić kwotę.
- Jaką kwotę?
- No chyba wam zapłacę, nie?
- Oh, nie wiedziałam...
- Więc myślę, że 2 miliony dolarów wystarczy?
- Dla każdego? - zapytała z niedowierzaniem Jessica.
- Za mało?
- Człowieku, wiesz ile to kasy? - Jess wyrzuciła ręce w powietrze.
- Człowieku, wiesz ile mam kasy? - zapytał ją Jay.
- Nie było tematu. - machnęła ręką w duchu ciesząc się. Będzie mogła kupić własny dom. Chociaż dla niej i tak było to podejrzane. 
Tyle kasy za machanie pistoletem?
- To nie jest machanie pistoletem. - zmierzył ją Bieber.
- Powiedziałam to na głos?
- Tak, dokładnie. - zaśmiał się Styles.
- Masz fajną figurę, ćwiczyłaś coś? - zapytał Liam.
- Taniec. Mam taką samą jak Sarah, tylko, że bardziej opaloną. Jem zdrowo, nie jem fast foodów ani żadnych słodyczy, jakoś żyję.
- Nie jesz pizzy? - zapytał Harry. - Tak nie można!
- A jednak. - zaśmiała się.
- Ogólnie masz ładnie wyrzeźbiony brzuch. Nie za mocno, tylko idealnie. Bo niektóre laski są tak wyrzeźbione, że to nie laski. Jak widzę taką to po prostu masakra. - przyznał Chaz.
- No, fu. Dobra koniec o mnie. - do sali weszła Sarah. 
- Serio? Wzięłaś mi to samo co sobie? - zaśmiały się.
- No co? Chociaż raz wyglądasz jak ja. 
- Rzeczywiście macie taką samą figurę. - palnął Harry.
- Co? - zapytała Carter.
- Nic, jak się przebierałaś rozmawialiśmy o tym, jakie mamy zajebiste ciała. - zaśmiały się.
- Dzięki? - zaśmiała się. - Justin będę miała do ciebie prośbę.
- Słucham.
- Na osobności.
- Okay. 
Odeszli w ustronne miejsce.
- Zabierzesz mnie nad morze? - zapytała.
- I to ta ważna sprawa? - uśmiechnął się szeroko. - Jasne, że cię zabiorę. Kiedy?
- No wiesz... Teraz cały tydzień roboty no i...
- Co dziś już zrobiłaś?
- No byłam na strzelnicy i biegłam do studia.
- No to zrywamy się, jest dopiero 17 a słońce wali więc tak do 20 możemy jechać.
- To super! 
Wrócili do środka.
- My się zrywamy, Jessica oddaję cię pod opiekę Harry'ego, nie zepsuj niczego, okay? 
- Bieber, gdzie wy spierdalacie?
- Ogólnie to jedziemy tylko 10 kilometrów stąd więc jak coś to dzwońcie, nara.
Wyszli stamtąd.
- No to jedziemy do mnie, ja wezmę strój, ręczniki i koc i możemy jechać. 
- Czego sobie zażyczysz. - Bieber odpalił swoje nowe lamborghini i pojechali do domu Cartera.
- Wchodzisz ze mną? - zapytała Sarah gdy byli na miejscu.
- Mam denerwować twojego brata? Jasne, że wchodzę. - zaśmiali się i wyszli z samochodu. 
Sarah chciała otworzyć drzwi, ale były one zakluczone, więc odkluczyła je i weszła do środka.
- JERRY CHUJU! - krzyknęła, ale z kuchni wyszła Joanne.
- Hej. - powiedziała.
- Czemu się zakluczyłaś?
- Bo spałam.
- Jezu sorry, nie wiedziałam, że śpisz.
- Spoko, Jerry pojechał z chłopakami do jakiegoś Alexa, nie wiem.
- Nie jesteś chora? - zapytał Bieber, Jo.
- Aż tak źle wyglądam?
- Nie, po prostu wyglądasz jakbyś była chora.
- Nie ważne, gdzie jedziecie?
- Nad morze.
- Na kilka dni? - zapytała a Sarah spojrzała na Justina z wielkim uśmiechem.
- Czego się nie robi dla kobiet. Ta, na 2? - zapytał Sarah.
- Tak! - pisnęła ze szczęścia.
- W takim razie nie przeszkadzam. - Jo uśmiechnęła się i poszła do swojego pokoju.
- Uwielbiam cię! - Sarah przytuliła Jaya.
- Aż tak bardzo lubisz morze?
- Tak, uwielbiam.
- W takim razie jedziemy gdzie indziej, skoro i tak na dwa dni.
- A co z treningami?
- Myślisz, że mi to całe gówno jest potrzebne? To dla chłopaków, żeby nie byli cipami, a Jessice się przyda, bo nie jest zawodową gangsterką.
- A ja jestem?
- Byłaś.
- Dobra, idę o góry po te rzeczy, skoro jedziemy na dwa dni to wezmę od Jerry'ego coś dla ciebie.
- Okay, ja pójdę się napić.
Sarah wbiegła do góry, chwyciła torbę i zaczęła się pakować. Na jej łóżku leżał telefon, a Max bawił się iPodem Nicolasa.
- Max, ja wyjeżdżam zostaniesz z Jerrym.
- Znowu uciekasz?
- Nie, jadę nad morze, na dwa dni mały, nie masz się o co bać.
- Ale obiecujesz, że mnie nie zostawiasz?
- Obiecuję. - spakowała do torby bieliznę, strój kąpielowy, trzy ręczniki, jeden duży koc, kilka ubrań i poszła do pokoju Jerry'ego, wzięła kilka jego koszulek i spodni, ponieważ ubierał się prawie tak samo jak Bieber. Weszła jeszcze do łazienki po kosmetyki i zbiegła na dół.
- Wszystko masz? - zapytał Bieber biorąc od niej torbę.
- Tak, możemy jechać. Gdzie mnie zabierasz?
- Lecimy do Hiszpanii.
- Jasne! Tam jest pięknie!
- Cóż tak się składa, że mam dwa bilety na samolot i jest za 45 minut.
- Zaplanowałeś to!
- Przewidziałem, to różnica.
- Ryan ci powiedział, że z nim o tym rozmawiałam.
- Dokładnie. 
- Więc lecimy na dwa dni do Hiszpanii?
- Tak, mam zarezerwowany hotel, więc jedziemy na lotnisko, Liam potem odbierze samochód.
Już 30 minut później byli w samolocie.
- Myślę, że pójdę spać na czas lotu. - powiedziała Sarah. - Wiesz, że cię za to uwielbiam?
- Wiem - uśmiechnął się do niej. - obudzę się jak wylądujemy.
- Jasne, dzięki. - oparła się i odpłynęła.

***
- Sarah no, wstawaj, już jesteśmy, halo. - szturchał ją Jay, zaspana otworzyła oczy.
- Już?
- Yhym, możemy już iść.
- Okay. - wstali i wyszli z samolotu, odebrali bagaż i Bieber zadzwonił do hotelu w którym miał wynająć pokój.

- Hotel App. Castillo de Antigua, w czym mogę pomóc?
- Dzień dobry, mam wynajęty apartament na nazwisko Bieber, będę za 10 minut więc chciałbym aby w tym czasie wszystko było przygotowane, byłbym zadowolony.
- Dobrze, zajmiemy się tym.
- Dziękuję bardzo, do widzenia.

- No to idziemy. 
Tak jak mówił po 10 minutach byli na miejscu.
- Jak tu pięknie... 
- Wiem. - zaśmiał się.
- Która godzina?
- 20:47. - odpowiedział.
- Dzięki.
Podeszli do recepcji.
- Dzień dobry, w czym mogę służyć?
- Bieber. - powiedział krótko Jay.
- Oh, tak, oczywiście, apartament numer 102, na samej górze, tak jak pan prosił, z pięknym widokiem.
- Dziękuję bardzo.
- Miłego pobytu.
Udali się windą na ostanie, 13, piętro.
Jay otworzył drzwi od apartamentu.
- Boże... Jakie to duże. - odezwała się Sarah. - Musiałeś na to dużo wydać.
- Nie przejmuj się tym, idziemy się przejść po plaży?
- Jasne, tylko się przebiorę. - chwyciła z torby czarne vansy, czarną skórzaną spódniczkę i bluzkę w kwiaty. Ubrała się, związała włosy w wysokiego kucyka i wyszła z łazienki. 
- Możemy iść?
- Tak. - uśmiechnęła się do niego i wyszli z apartamentu. 
W tym czasie do Biebera zadzwonił telefon.

- Kurwa Bieber, gdzie ty do cholery jesteś? - usłyszał głos Zayna.
- W Hiszpanii, na dwa dni.
- Co kurwa?! 
- No wyjechałem, trenujcie i mi nie przeszkadzajcie, jak wrócę macie być prawie gotowi, jasne? Jasne. Nara.

Schował telefon do kieszeni i razem z Sarah ruszył w stronę plaży.
- Dlaczego to zrobiłeś?
- Nakrzyczałem na Zayna?
- Nie, dlaczego zabrałeś mnie tu.
- Bo chciałaś.
- Nie, nie bo chciałam, wiem, że o coś chodzi.
- Słuchaj Sarah, bo... miałem ci to powiedzieć wcześniej, ale... ja cię nadal kocham. Kocham się, okay? Wiem, że to żałośnie brzmi i w ogóle.
- Czekaj...
- Ja wiem, że ty tego nie odwzajemniasz, nie musisz, po prostu chcę żebyś była szczęśliwa...
- Jestem szczęśliwa, z tobą.
- To znaczy, że...
- Też cię nadal kocham, mimo, że próbowałam temu zapobiec, nie potrafię, potrzebuję cię.
- Ja ciebie też. - Jay spuścił głowę na dół.
Sarah stanęła na przeciwko niego, chwyciła jego brodę, stanęła na palcach łącząc ich usta w pocałunku.
- A teraz kto ostatni w wodzie, ten robi dzisiaj kolację. - uśmiechnęła się i zaczęła biec stronę wody, a Bieber za nią. Odwróciła się zauważając, że chłopak jest coraz bliżej, zaczęła biec szybciej, ale silne ramiona chwyciły ją i oplotły w talii.
- Chyba będzie remis. - Jay uśmiechnął się złowieszczo.
- NIE! Czekaj! Postaw mnie.
- Dlaczego miałbym to zrobić?
- Bo nie chce mieć mokrych ubrań.
Bieber postawił ją i ściągnął buty, koszulkę i spodnie, zostając w bokserkach, Sarah również się rozebrała zostając w czarnej bieliźnie. 
Jay ponownie ją złapał i razem z nią wbiegł do zimnej wody. Sarah zaczęła piszczeć ale nie było odwrotu, była cała morka. Wynurzyła się spod wody.
- To nie fair, że ja nie mogę ciebie tak wrzucić! - ochlapała Biebera wodą.
- Ups? - zaśmiał się również ją ochlapując, po chwili wyszli z wody i cali mokrzy położyli się na piasku.
- Brakowało mi ciebie.
- Mi ciebie też.





________________________________________________________________________________

Słynna para powraca :) ach i jak myślicie że to koniec problemów i wielki happy end, to niestety muszę was rozczarować :)




czwartek, 14 sierpnia 2014

#13 'I have it in ass. Deeply'

- Okay, to zadzwonię może do niej, czy coś. 
- Może tak zrób. - zaśmiali się, Sarah poszła do pokoju Jay'a. Usiadła na łóżku.

- Halo? - odebrała zaspana Jess.
- Piłaś coś wczoraj?
- Niee, lubię wstawać o 14, a co?
- Masz minutę, żeby być u Jay'a. DOSŁOWNIE. Więc się pospiesz.
- Zgodził się? OMG, najprzystojniejszy, najbogatszy, najgroźniejszy, ten JUSTIN BIEBER, zgodził się?
- Oh, zamknij się i przyjedź tu, okay?
- Już jestem, nie będę dzwonić, otwórz mi drzwi. - w tym momencie do pokoju wszedł Jay, a Sarah się rozłączyła.

- I?
- Jest na dole.
- Co?
- Nie wiem, pewnie przechodziła czy coś, to Jessica.
- No w sumie.
Sarah wstała ale zakręciło jej się w głowie i upadła na Jaya. Szybko zamrugała oczami i wzięła ręce z jego szyi.
- Przepraszam. Zakręciło mi się w głowie, serio sorry.
To jest twoje miejsce. - chciał to powiedzieć, ale zostawił to dla siebie.
- Spoko, dasz radę sama?
- Tak, po prostu za szybko wstałam, dzięki za troskę.
Zeszła powoli na dół otworzyć drzwi, po drodze spotkała Stylesa któremu kiwnęła ręką, on uśmiechnął się i krzyknął 'HEJ'.
Otworzyła drzwi i zobaczyła Jessicę w bardzo kiepskim stanie.
- Jezu, wiedziałam, że coś piłaś.
- Daj mi spokój. - zaśmiała się. - To nie od alkoholu.
- A co się stało?
- Były chłopak mnie odwiedził. - Jess ściągnęła okulary.
- NIE PIERDOL. - Sarah wyrzuciła ręce w powietrze na widok zaczerwionego miejsca pod okiem Jessici. 
- Pogadamy potem, bo twój ukochany będzie zły. - weszły do środka. - Ogólnie, tak szczerze chciałam pomóc Jerry'emu, ale jesteś moją przyjaciółką i wiesz, nie chciałabym musieć cię zabić.
- Taa, ja ciebie też.
- Ale nie chciałabym, żeby Jerry mnie znienawidził, więc ustalmy, że on o tym nie będzie wiedział. 
- Cześć. - powiedział Justin stając koło Sarah i obejmując ją ramieniem. Sarah ze zdezorientowaniem spojrzała na chłopaka. On ściągnął z niej swoją rękę i pokazał na drzwi za którymi były schody na dół.
- Zapraszam panie do podziemi. - zaśmiali się. Jess odłożyła torbę i zeszli z Justinem na dół.
- Myślałam, że to będzie wyglądać bardziej jak piwnica. - odezwała się po chwili Wilson.
- Ja? Mój dom? Bieber? Co? Tu chyba nie ma piwnicy nawet, w podziemiach jest sala gimnastyczna, typu koszykówka i te sprawy, potem jest siłownia i pomieszczenie które zaraz zobaczysz.
- Oh. - Jessice trochę zatkało, a Sarah w duchu zdeptywała Justina. Denerwowało ją to, że Jessica mieszka w małym mieszkaniu z lokatorami, a ona z Jerrym w wielkiej willi, tak samo jak Justin. 
W pewnym momencie weszli do tego pokoju, Sarah podeszła do Louisa i mocno go uściskała. 
- Hej! - powiedział Tommo.
- Hej wam. - kiwnęła do nich. Przytuliła tylko Tomlinsona, bo wiedziała, że tylko on w miare akceptuje ją tutaj. Styles też się w końcu pojawił.
- Gdzie Horan? - zapytała Jessica.
- Na Florydzie. - Sarah wzruszyła ramionami.
- I MNIE NIE ZABRAŁ?! BLOND KUTAS! - Jessica się zbulwersowała. Wszyscy zaczęli się śmiać.
- Pojechał z Alice. - dodał Styles.
- Następna blond...
- Nie kończ. - powiedziała Sarah. - Nie teraz, ok? - szepnęła jej na ucho.
- Więc dziewczyny, taka walka o miasta w tym przypadku nie tylko, polega na tym samym co paintball. Wybijacie tego, kto wam przeszkadza. Jeżeli zabijecie jedną osobę z gangu przeciwnego, zabijecie, nie postrzelicie, to tamta grupa odpada. 
- Ale tak w paintballu chyba nie jest. - odezwał się Zayn.
- Zamknij się, to kobiety, inaczej nie ogarną. - skarcił go Bieber.
- No, jeżeli was ktoś postrzeli, nie wołacie o pomoc, ponieważ wtedy może ktoś do was podbiec i dobić, a tego nie chcemy, chociaż mam nadzieję, że tak nie będzie. Harry, weź Jessicę na strzelnice bo ona nie potrafi strzelać.
- Potrafię. - powiedziała cicho Jess.
- Co? - zapytała Sarah odwracając się.
- No bo jakoś musiałam uciec z domu dziecka... A gość który był ze mną tam, miał broń, no i...
- ZABIŁAŚ KOGOŚ? 
- Nie. Trafiłam w szybę i przez nią uciekłam. - szybko wytłumaczyła Jess.
- Jezu. - Sarah złapała się za serce.
- Dobra czyli to mamy ze sobą. - zaśmiał się Bieber.
- To co teraz? - zapytały dziewczyny.
- Idziecie za Zaynem.
Zayn pokazał ręką na drzwi.
- Więc zakładacie te okulary. - podał im gdy byli już w pomieszczeniu obok. - Jak światło zgaśnie będą wyskakiwać papierowe kartony w kształcie zamaskowanych ludzi, musicie w nich trafić, jak nie traficie, stamtąd - pokazał do góry. - poleci na was woda, no i to taka al'a kara, będziecie mokre i w ogóle, będzie na tyle ciemno, że nie będziecie widzieć nic po za czerwonym światełkiem które pojawi się w miejscu serca przeciwnika, w naszym przypadku kartony pomalowanego spray'ami, mniejsza. Sarah pierwsza.
Zayn i Jessica odsunęli się, gdy reszta gangu ćwiczyła w całkiem innej sali.
Sarah musiała założyć jeszcze nauszniki. Odsunęła się na miejsce otoczone białym kółkiem pomalowanym farbą lub spray'em. W pewnym momencie całkiem zgasło światło, Sarah zauważyła jedną czarną kropkę i strzeliła. Na drugim razem również, ale gdy pojawiły się dwa naraz spudłowała do jednego i oblała ją zimna woda, na co ona zaczęła piszczeć.
- O NIE. - odeszła stamtąd. - Jakie to jest do cholery zimne. Teraz ty. - powiedziała do Jessici. 
- Jak skończycie, przyjdźcie na siłownie, skoro będziemy biegać po lesie, musicie mieć zajebistą kondycję, więc wy sobie tu ćwiczcie, a ja idę do reszty.
- Okej. 
- Ej Sarah, zapomniałyśmy o próbie.
- Jakiej próbie? O KURWA! 
Oby dwie wbiegły do siłowni.
- Jezu chłopacy możemy przyjść za 2 godziny? Odwołamy drugą grupe a pierwszą się zajmiemy, błagam was. - Jessica powiedziała to na jednym wdechu.
- Co? - zapytał Styles.
- MUSIMY SIĘ SPIESZYĆ, WIĘC BĘDZIEMY ZA 3 GODZINY MAM NADZIEJĘ, ŻE SIĘ NIE OBRAZICIE. - Sarah wytłumaczyło szybko, podeszła do Justina i na pożegnanie pocałowała go w policzek trochę się zapominając. 
Wybiegły szybko, przypominając sobie, że drzwi od sali są otwarte, więc na pewno grupa weszła i zajęła się sobą. Cóż, miały taką nadzieję.
Gdy wbiegły do sali, byli już tam wszyscy, patrzyli na dziewczyny jak na idiotki.
- BARDZO WAS PRZEPRASZAMY! - rzuciła szybko Jessica.
- Spoko. - odpowiedział Dave. Po chwili do sali wbiegł Bieber.
- Sorry za spóźnienie, mam nadzieję, że nic ważnego mnie nie ominęło.
- Nie, bo one tez się spóźniły. - odpowiedziała dziewczyna o niebieskich włosach, krótko mówiąc Tiffany.
Sarah spojrzała z zadowoleniem na Biebera, nie spodziewała się, że również przyjdzie, a raczej przybiegnie.
- Okay, więc dzisiaj opracowujemy nowy układ, myślę, że razem coś damy radę zrobić, ah i jeszcze jedna informacja. - zaczęła Jessica.
- Cóż sprawa jest prosta, za tydzień, w poniedziałek, są mistrzostwa UK, tańca współczesnego, więc jeżeli chcielibyście, moglibyśmy w tym brać udział, niestety musicie odpowiedzieć mi już dzisiaj ponieważ do jutra są zgłoszenia.
- Jeżeli przestaniecie się spóźniać, to możemy to ogarnąć. - powiedziała Tiffany z wyrzutem a Jessica i Sarah zaczęły się zastanawiać dlaczego one ją przyjęły.
- Najpierw musimy uzgodnić piosenkę. - dopowiedziała Jessica ignorując niebieskowłosą.
- Ta jest zajebista. - jakiś chłopak, Sarah oczywiście nie pamiętała jego imienia, rzucił w jej stronę pendrive, którego złapała.
- Turn down for what? - zapytała gościa a ten przytaknął. - Według mnie jest zajebista. A co wy na to? - zapytała resztę grupy.
- Jesteśmy za. - odpowiedzieli. Tylko Jay miał wątpliwości.
- Bieber?
- Nie mam wyboru. - wzruszył ramionami. 
- Okay, więc może zaczniemy od samego początku, myślę, że skoro początek ma przez pierwsze sekundy powtórzenia to możemy zrobić tak, że Jay, ponieważ Jay ma największą koordynację w rękach, stanie po środku, a my po bokach w równych rzędach. - tak zrobili.
- I teraz Bieber ruszaj rękoma tak jakbyśmy byli pacynkami a ty byś nami sterował do rytmu. - dodała Jessica.
Sarah puściła muzykę, cały początek im się udał.
- Teraz dziewczyny gdy skończy się początek rozbiegają się do tyłu, tak aby na scenie zostali sami chłopacy. - dopowiedział ktoś z tyłu.
- To jest bardzo dobry pomysł.
- Teraz możemy pięścią rozkraczając się tak jakby w bok uderzyć, czaicie. A potem drugą rękę podnieść do góry złączając nogi. - zaproponował Dave, Bieber cały czas dowodził wszystkim. 
- Potem cofniecie się krok do tyłu, szarpniecie za kołnierzyki koszulek i oczepiecie jedno ramie. Potem my wejdziemy przed was, gdy my pokierujemy się w lewo, wy w prawo, potem my a prawo a wy w lewo, potem chwycicie za naszą lewą nogę i ją pociągniecie w bok, tak jakbyście chcieli żebyśmy się rozkroczyły, my się do was odwrócimy  i pojedziemy rękoma od waszego ramienia, do pasa. - powiedziała Jessica.
- Chcesz nakręcić seks taśme? Brzmi to bardzo podniecająco. - odezwał się Bieber.
- Zamknij się. Na szczęście mamy taką samą liczbę dziewczyn, co chłopaków, więc nie mamy problemów z parami, teraz dobierzcie sobie dziewczyny do pary, a ja idę przygotować muzykę.
W czasie gdy wszyscy się mieszali i uzgadniali pary, Bieber zaszedł Sarah id tyłu.
- Mam nadzieję, że będziesz chciała ze mną tańczyć. - objął ją w tali szepcząc jej do ucha.
- Czego pan zapragnie panie Bieber. - zaśmiała się i wróciła na miejsce.
- Więc możemy ten cały początek zrobić, tak sądzę. - odezwała się Jessica i odpaliły muzykę. Wszystko szło okay. Skończyli na części w której dziewczyny przejeżdżają ręką po torsie chłopaków.
- Tiffany - suko. - przyłóż się trochę. - powiedziała Jessica.
- Teraz dziewczyny wezmą ręką, zrobią krok w prawo, będą stały tyłem cały czas, nie obracamy się, głowa w prawo, w tym samym momencie chłopacy 'odskakują' do tyłu przejeżdżając ręką po włosach, a gdy już wylądują na ziemi, robią lewą nogą w lewo, prawą w prawo i... - Sarah zakręciło się w głowie więc odeszła na chwilę nie dokańczając zdania, usiadła obok stołu DJ.
- Kurwa mać. - powiedziała do siebie.

- Gdy już rozłożycie te nogi, chwytacie za pasek od spodni, w przypadku Biebera za spodnie, i do rytmu potrząsacie ramionami. Myślę, że to będzie okej. Wypróbujcie to. - dodała Jess i podbiegła do Sarah.
- Co się stało?
- Nic, po prostu boli mnie głowa. - odpowiedziała machając ręką.
- Już okay?
- Tak, już okay.
Stanęły przy ścianie patrząc na pracę grupy.
Po chwili dołączyły do nich.
- Zaczynami od początku i z głowy. - zaśmiała się Jessica.
Zrobili wszystko od początku. Gdy skończyli Sarah szybko zabrała torbę, powiedziała Jess, że spotkają się za 30 minut u Skrylls i poszła do domu. W domu oczywiście był rozwścieczony Jerry.
- Później wrócić się nie dało? - zapytał ją z kpiną.
- Daj mi spokój, jest 16 człowieku, idę pod prysznic. - poszła do góry, rozebrała się w pokoju, w którym miała także łazienkę, weszła do łazienki. 
Patrząc w lustro zauważyła, że przytyła. Zirytowało ją to.
Weszła pod prysznic ciesząc się chwilą samotności. 
Po 15 minutach ciepłego prysznicu, wyszła z łazienki w ręczniku.
W jej pokoju na łóżku siedział Jerry.
- Czego chcesz? - zapytała go.
- Masz może numer do Jessici?
- Mam.
- Dasz mi?
- Masz. - rzuciła mu telefon.
- Wychodzisz?
- Tak.
- Aha.
- Nie będzie żadnego krzyku? 
- Nie, chcesz to idź, jesteś pełnoletnia. - po tych słowach wyszedł. Sarah wiedziała, że coś jest na rzeczy, bo Jerry był jakby 'załamany'?
Ubrała czarne spodenki, krótką białą bluzkę, białe converse i czarny snapback. Wzięła swoją torbę z napisem 'FUCK YOU ALL' i wyszła z domu. Zastanawiała się nad tym jak Jessica dojdzie do Skrylls, ale ona zawsze jest w pobliżu przecież.



___________________________________________________________________

chei