środa, 24 września 2014

#14 'I'm Brad.'

- Kurwa mać. - powiedziała wybierając numer Louisa, Justin patrzył na nią ze zmieszaniem.
  
- Co znowu?
- Louis jedź do Jessici, teraz.
- Czemu, nie chce mi sie teraz.
- Ona może umrzeć! Jedź tam bo jak wrócę to ty będziesz błagał mnie o życie!

Louis się rozłączył. 
Sarah próbowała dodzwonić się do Jessici, na marne. Spojrzała na Justina który aktualnie bawił się telefonem.
- Co się stało? - zapytał ją.
- Jessica dzwoniła, prosiła o pomoc... - Sarah poleciały łzy z oczu. Justin przytulił ją mocno. 
- Nic jej się nie stanie, Louis jej pomoże.

Louis wściekły wsiadł do samochodu, piesek na posyłki. Nie wiedział o co konkretnie chodzi, ale Sarah go przecież prosiła. 
Podjechał pod adres który wysłała wcześniej mu Carter. Zauważył czarny samochód w środku niego ktoś był. Podszedł do tego samochodu i zapukał do przeciemnianej szyby, która się od razu otworzyła.
- Czego chcesz? - zapytał jakiś gość za kierownicą.
- W jakim celu tu jesteś?
- Czekam na kogoś.
- A tym kimś jest?
- Znajomy, możesz już odejść.
- Jasne. - Louis zaśmiał się gorzko, wyciągnął pistolet i szybkim ruchem strzelił do gościa, dzięki czemu on uderzył głową w kierownice, na szczęście nie zatrąbił ponieważ kolega w domu mógłby się czegoś domyśleć. Po cichu wszedł do tego domu, rozejrzał się, nie było słychać nic. 
Wszedł do góry, zobaczył w jednym z pokoi Jessicę, leżącą na ziemi, podszedł do niej.
- Za tobą. - szepnęła.
- Kurwa mać. - warknął i odwrócił się za siebie. Popchnął chłopaka który za nim stał na łóżko, może to zabawnie wyglądało ale cóż...
- Co ty tu do cholery robisz?! - warknął Louis na niego.
- Jestem Brad, miło mi. - zaśmiał się sarkastycznie gość.
- Nie o to do cholery pytałem, odpowiadaj bo zaraz odetne ci kutasa.
- Nie wtrącaj się, przyjechałem do mojej dziewczyny.
- Oh, twojej dziewczyny? Tej która właśnie leży na ziemi i trzęsie się ze strachu? Tej która ma podbite oko? Tej która się ciebie boi? I tej która cię nienawidzi?
- Ona mnie kocha. Prawda Jess? Odpowiedz suko!
Jessica wstała i wybiegła z pokoju. 
- Teraz ja sprawię, że będziesz cierpiał tak jak ona. 

Justin poszedł do kuchni zobaczyć co z pizzą, Sarah siedziała roztrzęsiona w ich 'salonie'. To miały być fajne kurwa wakacje.
Zadzwonił jego telefon.

- Siema Alex.
- Yo Bieber, jesteś jeszcze w Hiszpanii?
- No, a co?
- Wracaj z tą swoją dziwką, Louis się w coś chyba wjebał, Horan nie wraca, Harry pierdoli coś o wojnie i o tym, że ciebie nie ma, wszyscy są wkurwieni, o Beatlers już nie wspomnę, nie wiem czy Jerry'ego nie zaspakaja ta suka Jessica, ale wszystko nie wygląda tak jak powinno.
- Wrócę po jutrze. Muszę się trochę nią pobawić. Żeby nic nie podejrzewała.
- Rób co chcesz, ale czuję kłopoty.
- Horanowi zadzwonię, że policja już sobie odpuściła i każę mu wrócić.
- Dobra, nara.
- Aye.

 Louis włożył ciało Brada do jego samochodu wsiadł za kierownicę, wcześniej przenosząc poprzedniego kierowcę do tyłu. Jechał w stronę lasu. Gdy widział drzewa, rozpędził się. Otworzył drzwi i wyskoczył z samochodu na trawę po prawej stronie. Samochód wjechał w potężne drzewo. Louis zadzwonił na policję informując o wypadku samochodowym i piechotą wrócił pod dom Jessici.
Wszedł do jej domu, krzycząc jej imie.
Nie było jej nigdzie, przeszukał każdy pokój, został jeden, zamknięty na klucz. Zapukał do drzwi.
- Odejdź. - powiedziała istota po drugiej stronie.
- Jessica, otwórz.
- Louis idź po prostu. 
- Nie, otwórz bo je wyważę.
Po chwili Louis usłyszał dźwięk znaczący, że dziewczyna odkluczyła drzwi, otworzyła je.
Zobaczył malutką postać z podbitym okiem i rozciętą wargą, jej nadgarstki były czerwone od sznurka którym była przywiązana. Louis wziął ją w obięcia.
- Dziękuję. - szepnęła mu w klatkę piersiową.
- Nie dziękuj. Wiesz, myślę, że powinnaś u nas trochę zamieszkać. Nie będziesz z lokatorami a u nas Jaya i Sarah i tak nie ma. 
Ta tylko kiwnęła głową na potwierdzenie.
- Chodź, spakujemy...
- Hej! - krzyknął ktoś w wejściu, Louis uniósł brew do góry schodząc na dół.
Zobaczył tam jakiegoś chłopaka.
- A ty to... - zaczął ten chłopak. Chwile popatrzył na Louisa i otworzył szeroko oczy. - Tomlinson.
- Dokładnie tak, teraz idź grzecznie spakować ubrania Jessici.
- Ona z tobą nigdzie nie pójdzie.
- Pójdzie, a wiesz dlaczego?
- Nie?
- Dlatego, że uratowałem jej życie jak byłeś... na zakupach? - Louis wskazał na torby z różnymi rzeczami. - Masz kurwa 5 minut, jak tego nie zrobisz... domyślaj się ile rzeczy mogę z tobą kurwa zrobić. - Louis z powrotem poszedł do jej pokoju.
Mały ten dom. Ma dwa piętra, ale jest mały. Są tu zaledwie 3 sypialnie, 1 łazienka i 1 kuchnia.
- Chodź. - chwycił ją za rękę i wyprowadził na dwór. - Usiądź z przodu.
Wrócił do środka.
3 torby leżały już pod drzwiami.
- Wszystko?
- Tak.
- Mam nadzieję. Trzymaj sie, nara.
- Ta, dzieki, cześć.
Louis wybrał numer Sarah.

- Halo?
- Wszystko załatwione, biorę ją do nas.
- My z Justinem będziemy za dwie godziny.
- Słucham?
- Wracamy.


Jay przed wejściem do samolotu postanowił zadzwonić do Horana.

- Siema Jay mordeczko!
- Ta, siema, możesz wracać do Anglii. 
- Ale jak ja nie chce.
- Gówno mnie to obchodzi, masz wracać, jutro widzę cię w domu.
- Jak niby kurwa?
- Pakuj się już, do samolotu z Alice i do domu.
- Nie ma ze mną Alice.
- Jak to nie ma?
- Eee, spierdoliła, nie wraca do Anglii.
- No dobra, super, ale ty masz być jutro w domu.
- Coś ogarnę.

Jay wrócił uśmiechnięty do Sarah.
- Więc wracamy? Jesteś pewna?
- Tak, ale mimo wszystko bardzo ci dziękuję za te wakacje, było fajnie. Nigdy nie zapomnę tej plaży, szkoda, że tak szybko wracamy.
- Musimy wracać do tej pieprzonej pracy.
- Przecież lubisz to robić.
- Nawet sobie nie wyobrażasz jak bardzo się mylisz. Nienawidzę tego dokąd uciekłaś z Anglii. Jebana codzienność. - zaśmiał się gorzko.


Po kilku godzinnym locie samolotem i jeździe samochodem. Sarah i Bieber byli w domu. Zadzwonił telefon Sarah.

- Halo?
- Kiedy wrócisz do domu?
- Co cię to obchodzi Jerry?
- Mam do ciebie naprawdę ważną informację. 


4 komentarze: