sobota, 26 lipca 2014

#11 'Let love prevail'

- Więc gdzie i kiedy wyjeżdżasz? - zapytała Sarah, Nialla, który własnie wszedł do kuchni.
- Dzisiaj, za jakieś... 20 minut, na Florydę.
- Kiedy wracasz?
- Ej, mała, ja wiem, że teraz ty tu będziesz i w ogóle, ale to się nie zobowiązuje do tego, że możesz zadawać mi milion pytań.
- Chciałam być mila.
- Wracam za tydzień, Alice leci ze mną.
- O, to fajnie. Pozdrów ją ode mnie, dawno jej nie widziałam. - uśmiechnęła się Sarah. - Jay, muszę już iść.
- Oh, odprowadzę cię? - zapytał, tak jakby.
- Jasne. 
Ubrała białe converse i razem z Justinem który miał już wcześniej buty, po co ściągnąć, Liam posprząta, wyszli.
- Cieszę się, że jest między nami okej. - odezwała się Sarah gdy wyszli z posesji Biebera. Ale odpowiedziała jej cisza. Stwierdziła, że on nie chce odpowiadać na to pytanie, więc zamilkła.
- Mówiłaś coś? - zapytał po jakiś pięciu minutach.
- Tak, nie ważne.
- Okej. Więc mam nadzieję, że cieszysz się z pomocy nam. - uśmiechnął sie przebiegle.
- Szczerze? Nie. 
- Dlaczego?
- Bo nie wierzę, że wszyscy przeżyją. - odpowiedziała.
- Nie lubisz śmierci, prawda? 
- Oczywiście, że nie lubię.
- To w miarę logiczne, że nie przeżyją wszyscy, ktoś musi wygrać, mam na myśli oczywiście nas. Myślę, że jeżeli ktoś z nas zabiłby Johny'ego to mielibyśmy spokój z Killers na jakiś rok, bo szybko nie znajdą dobrego szefa. 
- Jesteś pewny, że wygramy?
- Nie chodzi o wygraną, tylko o honor. Jesteśmy najsilniejsi. 
- Nie zabijecie Jerry'ego? Justin? - on jej nie odpowiedział. - Justin...
- Będą walczyć jeszcze 2 inne grupy.
- Kto to taki?
- Alex mi nie powiedział, gramy w ciemno.
- Chyba zabijamy się w ciemno. - warknęła cicho.
- Nie musisz tego robić. - wzruszył Jay ramionami.
- Jesteś bez serca. - powiedziała.
Nagle zza rogu wyszedł ojciec Jaya. Sarah go zobaczyła, już miała mu kiwnąć ale doszli do domu, ojciec Biebera odszedł z uśmiechem.
- Do jutra. - powiedziała Justinowi i weszła do domu.
Od razu natknęła się na Jerry'ego. Nie miała ochoty z nim rozmawiać.
- Sarah... - zatrzymał ją.
- Co? - zapytała i przypomniała sobie, że Max został u Skrylls. 
- Możemy poga...
- Nie. - poszła do góry i sięgnęła po telefon.

- Halo?
- Hej Louis, bo Max u was został, zapomniałam o nim...
- Przywiozę go zaraz.
- Dzięki.

Zeszła na dół.
- Teraz możemy. - powiedziała do Jerry'ego, który był w łazience. 
- Chciałbym cię tylko poinformować, że w tym tygodniu nie możesz nigdzie wychodzić, a w sobotę tym bardziej.
Ah, czyli ta cała wojna będzie w sobotę.
- Przykro mi, ale muszę. A ty niczego mi nie zabronisz.
- Nie rozumiesz, że grozi tobie śmierć?
- Tobie też, i co?
- Wiesz o co chodzi?
- Oczywiście, że wiem. Też w to wchodzę.
- Nie będziesz z nami si...
- Nie, nie z wami. Ze Skrylls. - odpowiedziała i w tym momencie zadzwonił dzwonek.
Podeszła do drzwi i je otworzyła. 
- Dzięki Tommo. - uśmiechnęła się do niego. 
- Jerry! - Max podbiegł do brata Sarah i wskoczył mu na plecy.
Jerry go przytulił i puścił na ziemię.
Podszedł do drzwi.
- Ona nie będzie dla was walczyć. - warknął na tylko zrozumiale, że Max zapytał się Sarah o co chodzi a ona go uciszyła. Jerry podkreślił słowa 'nie' 'was' i 'walczyć'.
- Chuj ci do tego Carter, sama chciała. - Louis wzruszył ramionami i odszedł. Ale Jerry za nim wyszedł i pociągnął go za koszulkę, zamykając za sobą drzwi, żeby Sarah nic nie widziała.
- Macie jej powiedzieć, żeby tego nie robiła, jasne?
- Nie. Ona ma w dupie twoje zdanie, wiesz?
- Będę kurwa chciał to ją zamknę w pokoju.
- Ona stamtąd nawet wyjdzie, nie doceniasz swojej siostry. - Louis zaśmiał mu się w twarz ale jego oczy pociemniały. Wtedy Jerry popchnął go na ścianę domu. Louis wyciągnął pistolet z kieszeni i z szyderczym uśmiechem spojrzał na Cartera.
- Spierdalaj do domu. - Louis pokazał na drzwi.
- Jeszcze kurwa z tobą nie skończyłem. Z wami wszystkimi. Pozdrów swoje pizdy. Przekaż też Alice, że nie wzięła swoich pierdolonych ciuchów na ta całą Florydę.
- Widzę, że zostałeś poinformowany.
- Sam się dowiedziałem. - Jerry zamknął drzwi za sobą i poszedł do salonu, Sarah nie było. Czyli wyszła z domu.
Zajebiście.

W czasie gdy ci idioci 'rozmawiali', do Sarah zadzwonił ojciec Jaya, prosił o pilne spotkanie. Więc Sarah wyszła tylnym wyjściem, gdy była już na ulicy, zauważyła, że samochodu Tomlinsona już nie ma. Max szedł z nią.
Jest po 20. 
Gdy już była na umówionym miejscu, okazało się, że umówionym miejscem był plac zabaw dla dzieci.
Jeremy już tam był.
- Cześć. - powiedział do małego.
- Dzień dobry. - powiedziała Sarah a Max pobiegł na zjeżdżalnię. - O czym pan chciał porozmawiać?
- Chciałbym ci powiedzieć, że nie masz ufać Bieberowi.
- Dlaczego?
- Myślisz, że twój ojciec chciałby, żebyś skończyła tak jak on?
- O co panu do cholery chodzi?!
- Jesteś kolejnym celem Biebera. To on zabił twoich rodziców, a wzmianka o Killers to jest wymyślone gówno. Kolejny miał być Jerry, twój brat, ale Jay nie poradził sobie z nim, więc teraz ty jesteś jego celem. Gdyby mu nie zależało na zabiciu ciebie, nie szukałby cię gdy uciekłaś.
- Nie wierzę panu. Max! Idziemy! - zawołała chłopczyka i odeszła. Po drodze zaczęła się głębiej zastanawiać nad tym o czym mówił Jeremy. 
A co jeżeli historia rzeczywiście jest zmyślona? I Justin zabił jej rodziców?
A co jeżeli historia o jego bracie, siostrze i mamie też jest zmyślona? I on zabił ich wszystkich?
A co jeżeli Justin to nie jego prawdziwe imię?
A co jeżeli to listonosz o imieniu Howard i ma żonę Hestię? 
I dzieci Homera i Harriet?


Niall siedział w kuchni i jak zwykle marudził. Darł się na biedną Alice, ponieważ za pięć minut mieli autobus na lotnisko, a ona dopiero farbowała mu włosy.  
- Możesz kurwa szybciej?
- Jezu, już. - jego włosy teraz były czarne, oraz miał brązowe soczewki. - Załóż bluzę i wychodzimy, kretynie.
- Już możemy wychodzić, kretynko.
Chwycili torby i pojechali autobusem na lotnisko.

Gdy Sarah doszła do domu, Alice wsiadała do autobusu na przystanku obok. Z jakimś chłopakiem, który był w miarę podobny do Jerry'ego, ale nie był to Jerry.
- Sarah, patrz! Ryan! - mały pobiegł przed siebie zanim Sarah zdążyła się obrócić. Mimo to dziwiła się, że mały pamięta jeszcze Ryana.
Ryan chwycił go na ręce i podszedł do Carter.
- Dziecko ci spierdala. - zaśmiał się.
- Taa.
- Co u ciebie? Dawno się nie widzieliśmy. Jesteś coraz piękniejsza.
- Myślę, że jest całkiem okej, rzeczywiście minęło trochę czasu, dziękuję. Ty też się powoli wyrabiasz, co raz przystojniejszy. - zaśmiali się. Do Ryana podeszła jakaś ruda, ładna dziewczyna.
- Hej kochanie. - pocałowała go w policzek a on się odsunął z zniesmaczeniem.
- A ty to? - zapytała Sarah tą dziewczynę.
- A ty to? - Carter ją naśladowała. Ryan wyszeptał cisze 'pomóż mi kurwa'. Sarah na niego spojrzała. 
- Jestem Alex. 
- Jestem dziewczyną Ryana, Sarah. - uśmiechnęła się.
- Co kur... Ryan do cholery powiedz mi o co kurwa chodzi! - krzyknęła dziewczyna.
- Mówiłem ci żebyś spierdalała.
- A to nasze dziecko, Max. - dodała Sarah nadal się uśmiechając. Ryan spojrzał na nią z rozbawieniem. Alex odeszła zarzucając włosy na lewą stronę i pokazując środkowy palec.
Obydwoje wybuchnęli śmiechem przybijając sobie piątkę.
- Zajebiście kłamiesz.
- A teraz serio kto to był?
- Jakaś lasia która się mnie uczepiła. Kurwa jest jakieś 30 stopni - otarł czoło. 
- Gdzie tu jest jakieś jezioro? - zapytała Sarah a Ryan zaczął się śmiać.
- Morze kochanie, morze. Poole jest najlepszą miejscówką, ogólnie fajny klimat i no.
- Czyli to jakaś plaża nad morzem?
- A co ja kurwa własnie powiedziałem? - zaczęli się śmiać. - Albo do Hastings. Myślę, że Bieber cię zawiezie.
- Skąd ta pewność?
- Muszę lecieć mała, na razie.
- Pa, duży. - uścisnęli się i Sarah poszła w stronę drzwi. Otworzyła je, na przeciwko nich znajdował się Jerry.
- Czekałem na ciebie.
- Nie potrzebnie, nie mam 10 lat.
- Masz 19.
- Spostrzegawczy jesteś.
- Mam cie zakluczyć w pokoju żebyś kurwa zrozumiała, że masz siedzieć w tym pierdolonym domu?
- Słuchaj, daj mi pokój, jutro o 12 muszę być u Skrylls, o 14 mam pierwszą grupę o 16 drugą, więc daj mi się położyć. Chodź Max.
- Pieprz się. - odpowiedział jej i poszedł do kuchni. 
Joanne poszła za Sarah do jej pokoju.
- Zaczekaj. - powiedziała zanim brunetka zdążyła zamknąć drzwi.
- Co?
- Miałam z tobą pogadać, nie?
- Ah, no tak, wejdź.
Usiadły oby dwie na dywanie.
- Więc jesteś z Jerrym czy nie?
- Nie, mama wyrzuciła mnie z mieszkania, dlatego zwróciłam się o pomoc Jerry'emu. Wtedy jak ty wpadłaś do tego pokoju, tłumaczyłam mu to wszystko.
- Oh. W takim razie przepraszam.
- Nic się nie stało. Teraz idź spać, jutro musisz wcześnie wstać.
- Nie jesteś przeciwko temu?
- Niech miłość zwycięży. 
- Dziękuję ci, naprawdę. 
- Nie ma sprawy, myślę, że Bieber...
- Nie, proszę. Nie chcę o nim rozmawiać, nie teraz.
- Dlaczego?
- Wiesz... Myślę, że on już nie jest taki jak kiedyś.
- To znaczy?
- Kiedyś był chujem... Strasznym. A ostatnio nawet zauważyłam, że miał oczy podpuchnięte, to znaczy płakał, nie zrobił się ciotą czy coś, ale zraniłam go, mocno, odbiło się to na nim.
- Lepiej żeby był macho i cię bił?
- Nie! Chodzi mi o to, że zniszczyłam go. Zaczął ćpać. Zawsze ćpał, ale mniej. Od Louisa dowiedziałam się, że Jay zmienia się w potwora gdy ma do załatwienia jakąś robotę. Zrobił się większym chujem, ale nie dla mnie. Czuję, że chcę się dla mnie zmienić.
- Nie spieprz tego, ja bym na twoim miejscu już u niego była. 
W tym momencie wpadł do pokoju rozwścieczony Jerry.


_____________________________________________________________________

Możecie mnie zabić :)





4 komentarze:

  1. chce następny xd / Andzia ♥

    OdpowiedzUsuń
  2. sarah i jay muszą być razem :) do następnego :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Natalia Bieber zgadzam się z tobą ;) do następnego

    OdpowiedzUsuń
  4. :o Wow. Dawajcie następnyy. Bardzo fajny rozdział (jak każdy). Świetnie piszecie :* Mają rację. Jarah foreverrr. A Alice i Niall niech grzeczni będą :)

    OdpowiedzUsuń