Justin siedział już przy Sarah godzinę, nadal spała.
On nie wiedział, że ona już się obudziła. Myśli, że nadal jest w śpiączce.
Bo trudno zapytać lekarza.
Po chwili wstał i wyszedł z sali, kierując się do ordynatora.
- Przepraszam? - zapytał pukając do drzwi.
- S-słucham? - oczywiście gościu zna Jaya.
- Jestem Jay...
- Bieber.
- Tak, właśnie, więc co się dzieje z Sarah Carter?
- A jesteś kimś z rodziny?
- Nie?
- To nie mogę ci powiedzieć.
Bieber wyciągnął z tyłu spodni pistolet i go załadował wyciągając.
- Myślę, że jednak możesz. - uśmiechnął się.
- Jesteś chory!
- Może, teraz mi kurwa powiedz co z nią.
- Śpi.
- Zauważyłem.
- Za dużo alkoholu miała w sobie, więc musiała chcieć wstać czy coś w tym stylu, wtedy potknęła się i uderzyła głową o kant stołu, ale jest ok, obudziła się ze śpiączki, ale daliśmy jej leki, więc śpi.
- Dzięki. - Jay schował broń i poszedł do sali.
Zadzwonił do Zayna.
- Jesteś pijany?
- O Bieber, dawno nie dzwoniłeś, gdzie ty jesteś?
- Pytałem czy jesteś pijany.
- Nie.
- Zapłaciliście czynsz?
- Czekaj. LIAM! - chwila przerwy. - Liam mówi, że zapłacony.
- Dobra podziękuj mu, ja raczej będę dopiero w nocy, ewentualnie rano.
- Co ty na dziwkach jesteś?
- Na dziwkach? Proszę cię, am dość tych suk po Candie, po za tym, teraz rucham tylko te puste, żeby nie było z nimi kłopotów.
- Ostro.
- Bardzo.
- To polecę ci klub, 3 ulice od domu Beatlers, tam są same pustaki, nie będziesz miał z nimi kłopotów, ruchanko bez konsekwencji mały.
- Mały? Sprawdzałeś? Jesteś gejem? Geje lubią duże? Zayn?
- Ale ty jesteś chory!
- Oh ironio, ktoś mi tak już przed chwilą powiedział.
- Nie, nie jestem gejem, geje lubią i duże i małe i średnie, chyba, nie sprawdzałem.
- No to wiadomo. Nawet sobie nie zdajesz sprawy jaki on jest duży.
- Uważaj żeby laska ci nie uciekła.
- Laski kochają duże chuje.
- Dobra, koniec tej rozmowy bo źle mi to działa na psychikę, nara.
- ZOSTAW MOJE PORNOLE CHUJU, WIEM CO PLANUJESZ. - zaczęli się śmiać i Jay się rozłączył.
Jay spojrzał w lewo i zauważył, że Sarah już nie śpi.
- Ym... hej?
- Co ty tu robisz? Co ja tu robię?
- Wypiłaś na tyle dużo alkoholu, żeby tu wylądować. - Jay podszedł do jej łóżka najbliżej jak się da i usiadł na nim.
- Nie pamiętam tego.
- A co ty pamiętasz? - Justin prychnął.
- Byłam na tyle trzeźwa, żeby zapamiętać ciebie i Jessicę leżących na sobie. - warknęła.
- Ty nawet jak jesteś w szpitalu musisz być na mnie zła. - zaśmiał się.
- Zawsze jestem na ciebie zła, zawsze byłam i zawsze będę, na ciebie na da się nie być złym, cały czas coś psujesz. To przez ciebie tu leżę, teraz możesz wyjść. Po chwili wparowała do sali Jessica.
- Boże, Sarah, Jo mi powiedziała, że tu jesteś. - nie zauważając kompletnie Biebera podeszła do stolika kładąc na nim torbę z jedzeniem i ubraniami.
- Ja dzisiaj chyba wyjdę, to nie było potrzebne. - powiedziała Sarah.
Jess obróciła się do niej.
- Boże, Bieber. Co ty tu robisz? - Jessica wyrzuciła ręce w powietrze.
- Siedzę.
- A powinieneś wychodzić.
- Bo?
- Bo przez ciebie on tu leży i przez ciebie są kłopoty.
- Przeze mnie? Zacznij myśleć zanim coś powiesz, to ty na mnie spałaś, nie ja na tobie, więc ona tu jest tylko dzięki tobie! - Jay wstał krzycząc.
- Byłam pijana! A ty mi na to pozwoliłeś! Na tym własnie ci zależy! Żeby skłócić mnie z Sarah, dlatego gdy się na ciebie przewróciłam, nie zepchnąłeś mnie, bo wiedziałeś, że tak będzie, że Sarah pomyśli, że się pieprzyliśmy i będzie na mnie zła! A wtedy szanowny bohater Bieber przyjdzie do szpitala i wszystko zwali na Jessicę!
- Zamknij mordę, szmato.
- Justin. - warknęła Sarah.
- Co? - odwrócił się do niej.
- Nie wiem czy państwo zauważyło ale jestem tu, wszystko słyszę, a ty do cholery opanuj się ze słownictwem! - krzyknęła zwracając uwagę Bieberowi. - To prawda co ona mówi? Robisz to specjalnie?
- No bo ja nie mam co robić, tylko walczyć o to żebyście się nienawidziły, czy ty się słyszysz? - zapytał ją Jay.
- Jess, idź po lekarza, bo... Idź.
Jess wybiegła z sali i po chwili był w niej lekarz razem z brunetką.
- Dzień dobry panno Carter.
- Ta, dobry. Mógłby pan mi powiedzieć kiedy stąd wyjdę? - lekarz był przystojny, podobał się Sarah.
- Dave, jestem Dave. - podał jej rękę. Ona ją uścisnęła z uśmiechem.
Bieber zacisnął szczękę, z... zazdrości? Tak, to zazdrość, nic innego.
- Więc? Kiedy wyjdę.
- Dziś. - wzruszył ramionami Dave.
- To wszystko? - zapytał zły Jay.
- Słuchaj Bieber. - Dave się do niego odwrócił. - Jestem tu już 9 godzin, chce mi się spać, mam dość ludzi i mojego szefa, więc nie mam zamiaru wymyślać jakiegoś gówna typu 'musi pani brać to, to to i się leczyć' bo wystarczy powiedzieć, że ma iść do domu. Po prostu wypiła za dużo alkoholu i zemdlała, nic poważnego się nie stało, nie, praktycznie nic się nie stało nawet nie poważnego, więc daj mi człowieku święty spokój i zabierz swoją siostrę, kuzynkę czy kim ona tam jest do domu. Do widzenia. - powiedział lekarz i wyszedł. Jessica się cicho zaśmiała, ale już po chwili była pielęgniarka i odłączała Sarah od tych wszystkich rzeczy.
Gdy Sarah już normalnie wstała z łózka, Jess wzięła torbę którą wcześniej przyniosła i oby dwie udały się po wypis zostawiając Biebera na korytarzu.
Bieber na spokojnie odebrał dzwoniący telefon.
- Siema młody.
- Czego chcesz, Bieber?
- Spotykamy się za 30 minut przed twoim domem, Bieber.
Ojciec Jaya się rozłączył.
Justin podszedł do dziewczyn.
- Pomóc wam jeszcze w czymś? - zapytał.
- Możesz stąd wyjść, tak pomożesz. - powiedziała Jess.
- Jessica, uspokój się. Obydwoje jesteście siebie warci, możecie do cholery przestać się kłócić?!
- Nie. - powiedział Jay i Jessica.
- W takim razie, poradzę sobie sama. - wzięła torbę od Jessici. - Do widzenia państwu.
Bieber spojrzał na Jessicę.
- Co się patrzysz? - zapytała.
- Suka. - powiedział i wyszedł. Wsiadł do swojego nowego Ferrari 458 Spider.
Usiadł na miejscu kierowcy i odpalił auto słysząc charakterystyczny dźwięk silnika.
- Oh, kocham cię ziom. - powiedział Justin do kierownicy. Co z nim nie tak?
Podjechał pod dom. O dziwo jego ojciec już tam był, a zawsze się spóźniał.
- Czego chcesz dziadku?
- Musisz się odczepić od panny Carter.
- Nie mam zamiaru? Stary, ona będzie moją żoną, ja ci to mówię.
- Nie, nie będzie.
- Dlaczego?
- Już raz od ciebie uciekła.
- Myślisz, że ja, Jay Bieber jej nie podejdę?
- Oh, Justin Drew Bieber nigdy się nie poddawał.
- Dlaczego zależy ci na tym żeby ją zostawił?
- Bo znałem jej ojca. Nie chciałby żeby ona znała ciebie.
- Co ma do tego jej ojciec?
- Chyba nie chciałbyś, żeby dowiedziała się, że to ty zabiłeś jej rodziców a gadka o Killers jest wymyślona, czyż nie?
- Zamknij mordę.
- To ty gówniarzu zamknij mordę, jestem twoim ojcem, miej do mnie chociaż trochę szacunku.
- Ty wiesz co to szacunek? - Jay odszedł po tych słowach. Wszedł do willi trzaskając drzwiami.
- Kurwa, Jay, to nie jest stodoła, nie trzaskaj drzwiami. - powiedział Louis.
- Nie pouczaj mnie.
- Jesteś młodszy, mam prawo cię pouczać.
- Tak kurwa, wszyscy macie prawo! - krzyknął gdy znalazł się w salonie gdzie siedzieli wszyscy z alkoholem. - Dajcie mi jebany spokój! Mam 24 pierdolone lata! Mam w dupie wasze zdanie! Jestem dorosły, a wy kurwa dajcie mi święty spokój. - warknął i poszedł do góry.
- Co mu jest? - zapytał Louis.
- Pewnie nie poruchał. - odpowiedział Nialll.
Co?
- Niall?
- Nie. - zaśmiał się.
- Ale... Co ty tu kurwa robisz?
- Myślisz, że dam się przetrzymywać w jakimś szarym pomieszczeniu bez toalety?
- Jak uciekłeś? - zapytał Liam.
- To było bardzo proste, Alice była u mnie, nie zamknęła za sobą drzwi, czyli się nie zatrzasnęły. Więc pomyślałem, że wyjdę sobie po prostu. No ale na korytarzu był ten skurwysyn Khail z kolegą. No to zauważyłem, że ten co stał koło moich drzwi, żebym nie uciekł, zostawił broń. Wziąłem ją i...
- KTO ZAJEBAŁ MOJE PORNO?! - wszedł do salonu Jay. - Niall?
- Jezu tak, Niall. Siema bro. - podszedł do niego i się po męsku przytulili.
- Ja wziąłem twoje porno. - powiedział Zayn. - W mim pokoju. - pokazał na schody a Bieber poszedł tam.
- Więc wziąłem ją ale ona nie działała. Oni się ulotnili, więc rzuciłem tą broń na ziemię, ich nigdzie nie było, więc podszedłem sobie do drzwi, ale w tym areszcie masz te takie opaski, no i drzwi zaczęły piszczeć, to ja się wycofałem i nie mogłem zdjąć tego gówna, no to zapieprzyłem z całej siły w ścianę i spadło, znalazłem w tym głównym korytarzu notes i długopis, no to wziąłem go i wróciłem do celi, na kartce napisałem 'na razie, miło było, chuje'.
No i odłożyłem posłusznie tak bardzo długopis, po czym wyszedłem po prostu bo nikogo nie było. Telefon mi się zresetował, a znałem na pamięć numer Cartera i Sarah, no ale Sarah by nie mogła mi pomóc bo nie ma samochodu, to zadzwoniłem do Jerry'ego a on podstawił mi wóz, no i własnie tu przyjechałem, chociaż powinienem być w szpitalu z tą ręką.
- Przecież idioto teraz policja będzie cię wszędzie szukać.
- No to dlatego wyjeżdżam, na tydzień, za granicę, jeszcze nie wiem gdzie, gdziekolwiek. Sprawa ucichnie, wrócę, będzie ok.
Nagle wszyscy usłyszeli intensywne pukanie do drzwi.
Harry i Chaz wstali i we dwóch poszli otworzyć.
Oczywiście można się było tego spodziewać, że w drzwiach zobaczą policjantów. Liam pokazał Niallowi, że ma wyjść przez okno. Niall tak zrobił.
- Słuchamy panów? - odezwał się Chaz nie wpuszczając ich do środka, ponieważ nie mają pewności czy Niall już wyszedł.
- Możemy wejść?
- Ma pan przy sobie nakaz?
- Nie.
- Więc nie. W jakiej sprawie?
- Nialla Horana.
- A on czasami nie jest w areszcie? - krzyknął Louis z salonu.
- Nie panie Tomlinson. - odpowiedział jeden w funkcjonariuszy gdy Louis już stał koło Stylesa i Mash'a. - Musimy przeszukać państwa dom.
- Ależ proszę bardzo. - Louis ich wpuścił a funkcjonariusze zaczęli przeszukiwać dom.
Wszyscy usiedli w salonie po za dwoma funkcjonariuszami którzy właśnie obchodzili cały ten dom. Po chwili jeden zszedł na dół.
- Musisz wezwać tutaj więcej osób, we dwóch nie obadamy całego terenu, ten dom jest większy niż moje miasto rodzinne.
Policjant rozłączył się i wszedł do salonu.
- Więc, musicie z nami chwile wytrzymać. - uśmiechnął się do nich złośliwie i wrócił do przeszukiwania terenu.
Sarah wróciła do hotelu.
- Dzień dobry, zostawiłam u pani klucze od pokoju? Ponieważ nie mam ich w torbie.
- A jak się nazywasz i jaki był twój pokój?
- Sarah... pokój 203.
- Oh... Twój pokój został już zwolniony przecież, godzinę temu.
- A kto go zwalniał?
- Taki wysoki brunet, mówił, że mu kazałaś. - uśmiechnęła się.
- W takim razie dziękuję do widzenia. - Sarah wyszła z hotelu. Jerry jakie to oczywiste, musiał to zrobić.W pewnym momencie zadzwonił telefon Sarah. Odebrała go nie patrząc na wyświetlacz.
- Halo?
- Cześć Sarah.
- Max! Skarbie zapomniałam do ciebie zadzwonić, naprawdę przepraszam.
- Nie ważne, przyjeżdżam dzisiaj do was!
- Ja-jak to dzisiaj? Do nas?
- No do Londynu. Moja mama powiedziała, że musi lecieć do Irlandii, a mnie zostawi u was. Tylko na tydzień, ale w końcu cię zobaczę! No i Justina! Nie widziałem go ponad dwa lata.
Cieszysz się, że przyjeżdżam?
- Oczywiście, że się cieszę! Nie mogę się doczekać, za ile będziecie?
- Będziemy z mamą za trzy godziny.
- Pamiętacie adres Jerry'ego, tak?
- Oczywiście, do zobaczenia!
- Pa mały.
Zaśmiała się i schowała telefon. W końcu zobaczy swojego ulubieńca.
Zadzwoniła po taksówkę, jest za ciepło żeby mogła iść piechotą.
Po chwili przyjechała.
Wsiadła do środka.
- Niech pan pojedzie tutaj prosto, potem w prawo i będziemy na miejscu. - uśmiechnęła się.
- Nie ma sprawy. - odwrócił się do niej. Okazało się, że nie był wcale stary, może był w wieku jej brata. Miał ciemne oczy i blond włosy. Zaostrzone rysy twarzy i wąskie usta. Był przystojny, trochę podobny do kogoś, kogo Sarah zna, ale nie mogła porównać go do nikogo.
Chwile się zamyśliła, byli juz prawie na miejscu, gdy zrozumiała z kim jedzie samochodem.
Christian. Killers.
Spojrzała na niego wielkimi oczami.
- Co? - zapytał.
- Ch...
- Christian? Tak.
- Co ty... Dlaczego taksówka?
- Wywalili mnie z gangu. - wzruszył ramionami i stanął pod domem Beatlers.
- Ale dlaczego?
- Nie jesteś moją przyjaciółką żebym ci się zwierzał. - warknął.
- W każdym razie, Killers nadal działają?
- Tak, możesz ostrzec Skrylls. Przekaż im, żeby nie robili żadnych głupot.
- Ale co się dzieje?
- Schyl się! - Sarah spojrzała do przodu, jechały dwa czarne vany.
Schyliła się na polecenie Christiana.
Po chwili się wyprostowała.
- Kurwa Christian powiedz mi o co chodzi! - krzyknęła.
- Jak ci powiem, to mnie zabiją.
- A jak mi nie powiesz, zabiją mnie i całe Skrylls.
- Słuchaj, idź do domu, nie wychodź z niego, myślę, że Skrylls to załatwi, okej? Nie bój się, po prostu zadzwoń do Biebera i mu powiedz to co kazałem wcześniej, idź już. - pokazał na drzwi gdy vany odjechały.
Sarah wysiadła z taksówki i poszła do domu trzaskając drzwiami. Teraz musi pogadać z Jerrym. Prawie pogadać.
Zostawiła walizkę w korytarzu i weszła do kuchni.
Tam zastała Joanne, Mariusha i Jake'a.
Spojrzała na nich.
- Gdzie jest Jerry? - syknęła.
- Sarah, miło cię widzieć! - Mariush ją przytulił zaraz potem Jake i Jo.
- Dlaczego takie powitanie?
- Joanne nam powiedziała, że byłaś w szpitalu.
- Skąd ty to wiedziałaś? - zapytała ją Sarah.
- Ja cię tam zawiozłam, razem z Jerrym. - nie patrzyła na Sarah bo wiedziała, że ona jej nie lubi.
- Dziękuję. - przytuliła ją. - Myślę, że nie jesteś...
- Taka zła? Musimy sobie dużo rzeczy wyjaśnić, wiesz? Jerry jest do góry, w pokoju Nicolasa.
- Dzięki. - Jo miała 24 lata, była starsza od Sarah, więc Carter odpuściła sobie jakiekolwiek kłótnie.
Wyszła do góry, gdy zbliżyła się do pokoju Nicolasa, wzięła głęboki oddech i otworzyła drzwi który obiły się o ścianę.
- Sarah? Co ty tu robisz?
- A gdzie mam być? Kurwa, jak mogłeś zwolnić mój pokój!
- Myślałem, że...
- Co myślałeś?
- Myślałem, że po tym jak Jo cię uratowała, może przestaniesz bawić się w szopki i wrócisz do tego pieprzonego domu!
- Jesteś popierdolony! Może nie mam ochoty mieszkać z kimś takim jak ty?!
- Nie masz już wyboru.
- Oczywiście, że mam. Mam dużo wyborów.
- Mam to w dupie, wiesz? Serio.
- Wszystko masz w dupie. Nie mogłeś mi powiedzieć? Zapytać? Wszystko robisz za moimi plecami bez mojej zgody, nienawidzę cię.
- Sarah to jest tylko pokój! - odezwał się Nicolas.
- Chuj mnie to obchodzi, że to tylko pokój. - warknęła i wyszła z pokoju.
Co raz bardziej nienawidziła Jerry'ego.
Wszystko co robił, zmierzało ku większej jej nienawiści.
Zeszła na dół po walizkę, której już tam nie było.
- Zaniosłem do twojego pokoju. - powiedział Jason.
- Dzięki. - uśmiechnęła się do niego.
Po godzinie siedzenia w pokoju i myślenia nad życiem, śmiercią, przyszłością i innymi rzeczami, Sarah uświadomiła sobie, że Max będzie tu za niecałe dwie godziny więc zeszła na dół. Było południe, jakoś koło 14.
Zeszła na dół, wszyscy, z wyjątkiem Jerry'ego siedzieli w salonie.
- Ym, mam do was sprawę. - wszyscy się na nią spojrzeli. - Ale nie patrzcie tak na mnie. Chciałam zapytać czy nie macie nic przeciwko jakby Max przyjechał tu na tydzień?
- Kto to Max? - zapytała Jo.
- Mój kuzyn.
- Nie, oczywiście, że nie, uwielbiamy tego malucha. - uśmiechnął się Mariush.
- Na pewno?
- Jasne, kiedy będzie? - zapytał Jake.
- Myślę, że za jakieś 2 go... - do domu rozległ się dzwonek. Sarah poszła otworzyć.
- Max? Dlaczego tak szybko? - zapytała wpuszczając małego do domu.
- Mama miała pilne wezwanie, więc przylecieliśmy wcześniej. - schyliła się i przytuliła małego.
Poszli razem do salonu, zostawiając Max'a walizkę w korytarzu.
- Więc Max, poznaj Jo. - w salonie tylko ona została.
- Hej, jestem Max. - uśmiechnął się i przybił z nią piątkę.
- Jo to jest dziewczyna J...
- Jestem koleżanką twojego kuzyna. - uśmiechnęła się do Sarah szepcząc 'wytłumaczę'.
- To fajnie. Gdzie Alice?
- No własnie, gdzie Alice?
- Wyszła. - odpowiedziała Jo wzruszając ramionami.
- Okey, to leć mały do góry, Mariush nie może się doczekać aż cię spotka.
- Ale ja chcę zobaczyć się z Jayem...
- W takim razie idziemy do Jaya. - wzdychnęła Sarah, musiała z nim pogadać o tym co powiedział jej Christian.
- Jo idziesz z nami? - zapytał Max Joanne.
- Myślę, że zostanę i na was poczekam. - uśmiechnęła się. Pożegnali się z nią i wyszli z domu.
Nie chciało Sarah się iść, no ale przecież to tylko dwie ulice.
Po 15 minutach pytań Max'a, dlaczego, po co i jak, doszli do willi Skrylls.
Sarah zapukała.
Otworzył Justin.
- Hej. - powiedziała uśmiechając się słabo. - Musze z tobą pogadać i Max chciał się z tobą spotkać.
- Siema mały! - Jay wziął go na ręce. - Wejdź. - wpuścił Sarah.
Sarah usiadła w kuchni, gdy Max i Justin witali się jakimś dziwnym przywitaniem.
Max na końcu zaczął się śmiać i Bieber wziął go na barki biegnąc z nim przez salon do kuchni.
- Więc o czym chciałaś pogadać?
- Justin... Co się dzieje?
- To znaczy?
- Jechałam dzisiaj taksówką i Christian ze mną rozmawiał.
- Co ten dupek robił w pobliżu ciebie?! - wyrzucił ręce w powietrze tak, że o mało Max nie spadł mu z barków.
- Pracuje jako taksówkarz. Kazał cię ostrzec. Całe Skrylls.
- Jay, co to Skrylls? - złapał go lekko za włosy Max.
Jakie to słodkie.
- Taka bajka.
- Jerry mi kiedyś o niej mówił i mówił, że leci latem, a jest lato, czemu jej nie widziałem?
- Nie wiem, Max. - zaśmiał się Bieber ale po chwili wrócił do powagi.
- Christian powiedział mi, że nie macie robić nic głupiego, chwilę potem ukrywałam się w pieprzonej taksówce bo jechały jakieś czarne samochody, Jay co się dzieje, powiedz mi!
- Co 4 lata, są tak jakby urządzane bitwy o miasto, gdzie walczą tylko gangi oczywiście, w tym przypadku walka nie jest tylko o miasto, ale to nie jest coś czym musisz się przejmować. - odstawił nieświadomego sytuacji Max'a na ziemię.
- W takim razie chcę wam pomóc.
- Ale twój brat też...
- Gówno mnie to obchodzi, chcę wam pomóc.
- Nie chcę narażać twojego życia.
- Nie narażasz, sama to robię, pozwól mi wam pomóc, Justin przecież kiedyś robiłam takie rzeczy.
- Kiedyś. - podkreślił.
- Proszę.
- Okej. - wzdychnął. - Ale będziesz skazana na przychodzenie tu codziennie.
- Po co?
- Ja wiem, że nie mamy teraz dobrych kontaktów i długo nam zajmie wyleczenie tych dwóch lat w których...
- Zostawiłam cię.
- Ale musimy sobie radzić, nie możemy się unikać wiecznie, wiesz?
- Wiem, to ja popełniłam błąd którego nie powinnam nigdy w życiu popełniać.
- Będziesz musiała tu przychodzić i ćwiczyć razem z nami, teraz chodź powiadomimy innych.
Pociągnął ją za rękę w stronę siłowni, również Max z nimi poszedł,
Gdy byli już na dole, Max podbiegł do wszystkich witając się z nimi.
- Co wy tu robicie? - zapytał Louis. Niall był w niebie widząc Max'a.
- Co on tu robi? - zapytała Sarah pokazując na Nialla.
- Nie ważne. - machnął ręką. - Max, idziemy grać w kosza? - no tak, przecież mają własną halę, Max poszedł z nim a Jay usiadł koło chłopaków.
- Więc... Sarah nam pomoże.
- Słucham? - prychnął Zayn.
- Ona nam się na prawdę przyda, biorąc pod uwagę nasze chwilowe osłabienie, za Nialla będzie, przecież on nie może, jeszcze policja się pojawi a Niall wtedy dostanie dożywocie.
- Mi to pasuje. - wzruszył ramionami Chaz.
- Zgadzacie się? - zapytał Jay resztę.
- Będziesz tego żałował. - szyderczo zaśmiał się Zayn. Zawsze miał do niej problem. - Ale i tak nie wybijamy ci tego z głowy, więc mam to w dupie czy ją zabiją czy nie, niech sobie pomaga.
- Wchodzę w to. - odezwał się Liam.
- Ja też. - uśmiechnął się Harry.
- Dziękuję, że przyjmujecie mnie z powrotem. - uśmiechnęła się.
- Grupowy misiek! - krzyknął Harry, wszyscy się przytulili, z wyjątkiem Zayna. Sarah uśmiechnęła się do niego a on pokazał jej środkowy palec.
Zaśmiała się cicho.
Odkleili się wszyscy od siebie i wrócili za miejsca.
- Zaczynamy jutro szkolenie, przygotujcie się na jutro, o 12. - pociągnął Sarah z powrotem do góry.
- Chcesz się czegoś napić?
- Jasne. - uśmiechnęła się. - Jesteś na mnie zły?
- Jestem. - przytaknął.
- Proszę, nie bądź. - chwyciła go za rękę.
- Jak mam nie być na ciebie zły? - odwrócił się do niej z telefonem w ręce. Zauważyła, że na tapecie ma nadal to samo jej zdjęcie. Uśmiechnęła się.
- Rozumiem. - wzdychnęła i go puściła. - Nawet sobie nie wyobrażasz jak bardzo chciałabym to naprawić...
- Ja też.
- Nie masz co naprawiać, to ja wszystko zepsułam. Byłoby tak pięknie. - spojrzał na nią po czym skończył nalewać sok do szklanki. - Dzięki.
- Byłoby. - przyznał.
- Nie wybaczysz mi, prawda? - zapytała patrząc na niego ze smutkiem.
- Nie wiem. - spuścił głowę patrząc w szklankę.
- Oczywiście, że nie. - powiedziała cicho, bardziej do siebie.
On odwrócił się się do niej i lekko uśmiechnął.
- Nie będę wiecznie na ciebie zły. - powiedział. - Uśmiechnij się, nie lubię jak jesteś smutna. - przytulił ją.
- Jesteśmy popieprzeni.
- Dokładnie. - zaśmiał się. - Myślę, że... Nawet możemy zapomnieć o tym co się stało.
- Nie da się zapomnieć takiego gówna.
- Sarah, jeżeli chcesz, żeby między nami było okej, musisz w to uwierzyć. Uwierz.
- Nigdy już nie będzie pomiędzy nami okej. - z jej oczu poleciały pojedyncze łzy.
On wytarł je.
- Nigdy nie mów nigdy. - przytulił ją jeszcze raz.
- Chyba już pójdę...
- Nie, nie idź jeszcze. Brakowało mi ciebie. - spojrzał w jej oczy.
- Okej.
Usiedli w salonie pochłaniając się rozmową.
________________________________________________________________
Myślę, że jest całkiem okej.
Dłuższy rozdział dla Natalki. :)
Lubicie Alice al'a sukę?
Kocham was.
dziękuję za dłuższy rozdział :) ilysm x do następnego !
OdpowiedzUsuńAż się popłakałam na końcu :') cudowny kocham mocno tego blogaa.
OdpowiedzUsuńBardzo fajny rozdział,co ile będą rozdziały ?
OdpowiedzUsuńZawsze czekam mniej więcej do 7/8 komentarzy :)
UsuńKocham :*:*
OdpowiedzUsuńPiękny :* ♡♡/ Andzia
OdpowiedzUsuńCudny ♥ czekam na nastepny
OdpowiedzUsuńKiedy pojawi się nowy rozdział ? (:
OdpowiedzUsuńJejku kocham ♡
OdpowiedzUsuńProsze dodaj dzisiaj nn /wika