Obudził mnie dzwonek do drzwi. Zbiegłam szybko z góry na dół.
Otworzyłam je.
- Cześć mała. - ojciec Jaya.
- Czego pan chce? - zapytałam.
- Podobno wczoraj miałaś urodziny.
- Może. - spojrzałam na niego podejrzliwie.
- Chciałem ci tylko to przekazać. - podał mi paczkę. - Pozdrów Jaya, cześć maleńka. - kiwnął i odszedł.
Teraz maleńka, parę dni temu dziwka. Ok. Ktoś tu ma porządnie najebane w głowie.
Otworzyłam paczkę, w środku była kolejna bielizna. Serio ludzie? Czy dziewczynie na urodziny można kupić tylko bieliznę?
Zaśmiałam się i wróciłam do pokoju. Justin już nie spał.
- Kto był? - zapytał stojąc przed lustrem.
- Nie układaj dziś ich na żel, wyglądasz tak seksownie w takich roztarganych. - powiedziałam a on się zaśmiał. - Był twój ojciec.
- Czego chciał?
- Przyniósł mi prezent. - wzruszyłam ramionami a Bieber spojrzał na mnie ze zdziwieniem.
- Co od niego dostałaś?
- Bieliznę.
- Ohoh, przez tydzień nie wychodzimy z łóżka, muszę cię wymacać w tym wszystkim co dostałaś wczoraj i dziś. - uśmiechnął się zwycięsko i podszedł do mnie bardzo blisko.
- Może kiedy indziej. - pocałowałam go w policzek i wybrałam numer Jess.
- Halo?
- Widzimy się dziś?
- Jasne, to może za 30 minut w City Cafe?
- Okej, do zobaczenia.
Ubrałam się i wróciłam do pokoju.
Uśmiechnęłam się i spojrzałam na Justina.
- Z kim się umówiłaś?
- Z koleżanką.
- A kto zajmie się dziś Max'em?
- Co masz na myśli?
- Zabieram całe Skrylls, no z wyjątkiem ciebie bo wychodzisz, na imprezę do jakiegoś klubu.
- No to zawieź go potem do Jerry'ego.
- Okej, chcesz klucze?
- Do czego?
- Do twojego nowego miejsca. - szepnął mi nad uchem.
- Ow, chcę. - powiedziałam z uśmiechem.
- Trzymaj. - dał mi je. - Uważaj na siebie, kręci się teraz w Londynie dużo podejrzanych typów, nie będzie nas całą noc, weź klucze od domu, weź też broń, koniecznie rzecz jasna...
- Zaraz nie wyjdę. Mogłam się nie odzywać. - westchnęłam. Wiedziałam, że teraz zacznie się wykład.
- Nie narzekaj. No, masz tą broń. - rzucił mi ją z drugiego końca pokoju, nie wiem kiedy tam się znalazł. - I miło by było gdybyś pożegnała się ze swoim najseksowniejszym na świecie chłopakiem. - zrobił z ust dzióbek. Podeszłam do niego i go pocałowałam. - Możesz już iść.
Chwyciłam te klucze, telefon i broń wsunęłam na tył spodni.
Byłam ubrana w krótką, czarną spódniczkę, do tego koszulkę w kwiaty z napisem 'I hate life' i czarne szpilki. Miałam także w uszach moje plugi w kwiaty, które dostałam od Jess.
*Perspektywa Nialla*
Patrzyłem się od dłuższego czasu na blondynkę. To jest zwykła dziewczyna, co się ze mną dzieje? Głośno przełknąłem ślinę i podszedłem do niej.
- Czego? - mruknęła.
- Przepraszam, okej? - podałem jej rękę.
- A wiesz w ogóle za co mnie przepraszasz?
- No, że byłem dla ciebie wredny i tak dalej... Wybaczysz mi?
- Po pierwsze, nie mam wyboru, bo możesz mnie zabić. - uśmiechnęła się. - Po drugie, jestem w piżamie i ledwo ogarnęłam, o czym ty do mnie mówisz. Po trzecie, nie jestem suką i wybaczam każdemu, serio. - mruknęła. - Ale nie ma być więcej takich akcji, jasne?
- Jak słońce. Wiesz, nie? Whenever, whenever. We're meant to be together. - zanuciłem.
- Nialler, przestań.
- I'll be there and you'll be near. And that's the deal my dear...
- Niall!
Przytuliłem ją. Usłyszałem jak zachłysnęła się powietrzem.
- No, to super, że już jest fajnie między nami. A, i ładna piżamka. - zaśmiałem się.
Usłyszałem krzyk Louisa, więc pobiegłem na górę. Wszedłem do pokoju Jay'a i Sarah, bo tam wszyscy byli.
- Słuchaj, Niall. - powiedział Zayn. - Idziemy na imprezę, wszyscy. No wiesz, jak za starych, dobrych czasów.
- Yhym, dobra. To ja...
- Ty też, idioto. Wszyscy. Ja, ty, Louis, Liam, Harry, Jay, no i Chaz.
- A dziewczyny?
- Sarah jest w swoim studiu tanecznym, a Alice niech lepiej zostanie w domu. Jeszcze coś wywinie. Zaprosi jakąś koleżankę, czy coś. - powiedział Jay.
Wzruszyłem ramionami. - A o której wychodzimy?
- A która jest w ogóle godzina? - spojrzał na złoty zegarek. - Wychodzimy za godzinę. Ogarnijcie się wszyscy. I Harry powiedz Alice, że też ma iść! - krzyknął, gdy ten wyszedł z pokoju. Reszta się też ulotniła. Zostałem tylko ja i Jay.
- Wybaczyła mi. - uśmiechnąłem się. - Alice mi wybaczyła.
- Oh, stary! Zajebiście. - przybił mi piątkę.
- Właściwie zrobiła to tylko dlatego, że wybacza każdemu i była w piżamie. - westchnąłem.
- W piżamie?
- W piżamie.
- TO BIEGNIJ DO NIEJ I POWIEDZ JEJ, ŻE MA RUSZYĆ DUPĘ, BO ZANIM ONA SIĘ USZYKUJE, TO MINĄ 2 GODZINY.
Kiwnąłem głową i zszedłem na dół. Alice cały czas siedziała na telefonie, uśmiechnęła się. Hazzy nigdzie nie było.
- Słyszałam, zaraz pójdę się ubrać. - mruknęła.
Jechaliśmy dwoma samochodami, w jednym jechali Chaz, Zayn, Liam i Louis, a w drugim jechałem ja, Alice, Harry i Jay. Przez pół drogi chichotałem z chłopakami. Bieber prowadził, ale też dostawał pierdolca ze śmiechu. Tylko blondynka siedziała cicho. Nagle Harry opowiedział sprośny dowcip, śmiałem się tak mocno, że aż mi łzy poleciały. Ale Alice cały czas siedziała zamyślona. Dźgnąłem ją w bok, a ona podskoczyła, uderzyła głową o dach samochodu i prawie łokciem wybiła szybę. Jay się zamyślił i gdy usłyszał huk, odruchowo zatrąbił. Zaczął kwikać ze śmiechu. Dziewczyna zawyła z bólu, ale potem się śmiała. Harry skręcał się ze śmiechu, a mnie strasznie bolał brzuch od śmiania. Dziwię się, że mamy taki dobry humor bez narkotyków. O Boże, co będzie na tej imprezie.
- Jay... A gdzie jest Max? - zapytała Alice.
- Jedzie z Liamem, Zaynem, Chazem i Louisem.
***
Wychodziliśmy z klubu. Tomlinson musiał coś odpierdolić po pijaku, więc postanowił, że zatańczy "swój taniec" na jednym ze stołów. Nikt nie potrafił mu odmówić, pewnie dlatego, że na myśl o pokazie Louisa wszyscy płakaliśmy ze śmiechu.
Ta, po wszystkim musieliśmy go zbierać ze stołu.
Jestem bardzo ciekawy, co robił Zayn. Przez całą imprezę go nie widziałem. A, nie. Na początku pił z jakąś dziewczyną, miała fioletowe włosy. Zniknęli po tym oboje. Liam mówił, że widział, jak Perrie - chyba to z nią pił - wychodzi z męskiej łazienki, a po niej Zayn. Miło.
Chaz i Jay też zniknęli na jakieś 20 minut.
Właściwie to piłem z Harrym, Liamem i Alice przez całą imprezę. W międzyczasie oczywiście napatoczyli się też Jay, Chaz i Louis.
*Perspektywa Sarah*
Siedziałyśmy z Jess już 2 godziny w knajpie, rozmawiałyśmy głównie o Londynie i o tym jak się tu znalazłam, co mnie skłoniło do Skrylls i tak dalej.
- To teraz ty powiedz coś o sobie. - uśmiechnęłam się do niej. - Hm... Czym się interesujesz? - dodałam.
- Taniec, kocham tańczyć.
- Co tańczysz?
- Hip hop, ogólnie Streetdance.
- Pierdolisz... Serio?
- Tak. - uśmiechnęła się.
- W takim razie chodź. - pociągnęłam ją za rękę.
Na szczęście byliśmy blisko mojego nowego, ulubionego miejsca.
Odkluczyłam drzwi i pozapalałam światła. Jess otworzyła usta z wrażenia.
- Może chcesz ze mną poćwiczyć? - zapytałam podśmiechiwując się.
- Oczywiście. - opowiedziała zapatrzona w rysunki na ścianach. - On cię serio kocha. - powiedziała.
- Wiem.
- Kto robił tą drugą ścianę? - zapytała widząc potworki.
- Mój kuzyn. Ma 6 lat. - powiedziałam.
- Nie mówiłaś nic o swoich rodzicach, dlaczego się od nich wyprowadziłaś?
Nagle cała fala przeszłości wleciała na mnie. Usiadłam na ziemię czując się okropnie.
- Sarah? Wszystko ok?
- Tak, wszystko ok... Nie wyprowadziłam się od rodziców. Wyprowadziłam się od brata.
- Ym...
- Moi rodzice nie żyją od 4 lat. - łzy poleciały mi z oczu.
- Współczuję.
- A twoi? Masz dobre kontakty z rodzicami? Rodzeństwem?
- Jestem jedynaczką, wychowałam się w domu dziecka.- uśmiechnęła się do mnie słabo. - To co? Zaczynamy trening?
- Jasne! Tylko musimy się przebrać w bardziej sportowe rzeczy, coś znajdziemy w szatni, chodź.
***
Po 4 godzinach dobrej, męczącej roboty, usiadłyśmy z Jessicą przy lustrze.
- Dobra jesteś. - powiedziała.
- Ta, ty też. - odpowiedziałam z uśmiechem.
- Ładnie ci w plugach. - przyznała patrząc na moje uszy.
- Dziękuję, nie za dużo tych komplementów? - zaśmiałam się. - W sumie to... ile masz lat?
- 17.
- Wyglądasz na 15. - przyznałam.
- To chyba dobrze, no wiesz... wiecznie młoda. - zrobiła minę modelki. Wybuchnęłyśmy śmiechem.
- Ja mam 17 od wczoraj. - wzdychnęłam.
- Wyglądasz na starszą. Kto ci zrobił te tatuaże? Znajomi? Bo wątpię żeby ci jakieś studio w tym wieku zrobiło.
- Fałszywe dane, do niedawna myślałam, że mam 18 lat, tak mi mówiono, tak miałam w papierach.
- Jakim cudem?
- To nieważne. Musimy się zbierać Jess, jest już 2 w nocy.
- Co?! Boże, lokatorzy mnie zabiją.
- Z kim mieszkasz? - uniosłam brew do góry.
- Ze znajomymi, na obrzeżu, mamy małe mieszkanie ale dajemy radę. - uśmiechnęła się.
- Oh. - trochę zrobiło mi się głupio. Ona mieszka w małym mieszkaniu z lokatorami a ja w villi z basenem, która ma 3 piętra i dół z siłownią, i salą gimnastyczną do koszykówki.
- To ja już pójdę, pozamykasz tu wszystko, nie?
- Czekaj Jess, mam jeszcze jedną sprawę.
- No mów.
- Założymy razem klub taneczny? Miałam jeden w Kanadzie. Club Time, kojarzysz?
- Boże, oczywiście! Najlepszy klub w Kanadzie! Dobra zwijam się bo będzie źle. - skrzywiła się.
- Do zobaczenia. - pomachałam jej i wyszła. Pogasiłam światła, zamknęłam salę i również poszłam w stronę domu.
Kto normalny chodzi o 2:37 w nocy po Londynie? Ja.
Nie, przepraszam, nie jestem normalna skoro właśnie to robię.
Jezu, jak już jest zimno. No tak, to nie lato.
Po chwili zadzwonił mój telefon. Spojrzałam na wyświetlacz, 'Najseksowniejszy chłopak na świecie'. Serio Justin?
- Halo?
- Gdzie ty kurwa jesteś?! - wrzasnął do telefonu.
- Idę właśnie do domu, w sumie to już jestem pod drzwiami. A nie, już w domu. - rozłączyłam się otwierając drzwi.
Weszłam po cichu do salonu, tam siedział Justin.
- Justin...
- Nic kurwa do mnie nie mów! NAWET SOBIE DO CHOLERY NIE ZDAJESZ SPRAWY Z ZAGROŻENIA DO CHUJA! JEST PRAWIE 3 NAD RANEM, CZY TY MYŚLISZ?! - zaczął krzyczeć. - Nie, nie myślisz no tak. Wiesz, czasami sobie zdaję sprawę z tego, że niektóre dziwki, które zdążyłem przeruchać, są mądrzejsze od ciebie. Jeżeli tak bardzo chcesz żeby powtórzyła się sytuacja taka jak z Magic Criminals czy z Kanady, to proszę bardzo! CHODŹ SOBIE O TEJ GODZINIE PO JEBANYM LONDYNIE! PROSZĘ!
- Po pierwsze...
- Po pierwsze, to zacznij myśleć. Dobranoc. - pchnął mnie w ramię i poszedł do góry. Myślałam, że będzie pijany. Niespodzianka.
Poszłam po cichu do Max'a pokoju bo pewnie jest u Jerry'ego.
O dziwo, spał w łóżku. Justin chyba serio dziś nie pił.
*Perspektywa Louisa*
Wstałem chyba najwcześniej z tego domu, bo o 8. Boże, jak mnie boli głowa. Nie trzeba było tyle pić, idioto.
- Zamknij się. Sam jesteś idiotą. - powiedziałem.
- Louis? Ty gadasz sam do siebie? - do kuchni weszła Alice. Ja pierdolę.
Zamyśliłem się na chwilę.
- Nie. To były moje przemyślenia.
- "Zamknij się, sam jesteś idiotą.", super przemyślenie. - uniosła kciuk w górę.
- A ty znowu w piżamie. Nie masz normalnych ubrań?
- Mam, ale ta piżama chroni mnie przed światem. No przyznaj, czy nie jest śliczna? - zmierzyłem ją wzrokiem. Piżama jak piżama. - Ugh, nie znasz się. Mamy jakąś colę?
Podałem jej butelkę, a ona poszła już z nią na górę. Chyba nie chcę mieć dziewczyny, są za bardzo głupie.
Włączyłem telewizor i rzuciłem się na kanapę. Jednak nawyki ze starego domu nigdy mi nie przejdą i choćbym miał niewiadomą jaką plazmę, i tak bym leżał na kanapie.
Na dół zbiegła Sarah i już po chwili wyszła. Ładnie dziś wygląda. Zawsze ładnie wygląda.
Jay od rana był wkurwiony i chodził po całym domu jakby miał zaraz wybuchnąć i nas spalić.
Usiadłem na oknie. Dużo osób się tu kręci, przed chwilą szły jakieś dziewczyny i się śmiały, chwilę potem babcia z wnuczkiem i na niego krzyczała, po nich stare małżeństwo które widocznie było szczęśliwe, na końcu mama z dzieckiem, tez na nie krzyczała. Biedne dzieci.
Po chwili coś mnie pociągnęło na ubrania.
- CZY JA CIĘ MUSZĘ CIĄGNĄĆ ZA SZMATY, ŻEBYŚ MNIE POSŁUCHAŁ!? - krzyknął Jay.
- Sory, co chcesz?
- Masz kaca?
- Nie, no właśnie Bieber, dlaczego nic nie piłeś?
- Bo myślałem, że jak wrócę, to moja dziewczyna będzie stać w nowej bieliźnie błagając o to, żebym ją pieprzył. Przeliczyłem się. - warknął. Zaśmiałem się z jego doboru słów. Sarah nie jest taka puszczalska, sorry Bieber.
- Więc czego chciałeś?
- Masz jechać do Kenny'ego i do przeprosić że go wywaliłeś z roboty i błagać żeby wrócił, potrzebny mi ochroniarz. Musiałeś coś kurwa spierdolić! Tak bardzo ci przeszkadzał? Serio?
- Oh, już ci powiedział?
- Tak, spierdalaj. - pokazał na drzwi. Chwyciłem kluczyki i wyszedłem z domu. Udałem się w stronę domu Kenny'ego.
*Perspektywa Jaya*
- Niall! Liam! Harry! - krzyknąłem z domu.
- Co? - zapytali razem z salonu.
- Ruszać tyłki, jedziecie do MacCanna.
- Nie odpuściłeś sobie jeszcze? - zapytał Harry.
- Nie, potrzebne mi to co miał mi załatwić. Jest aktualnie w Birmingham. Jedźcie trasą M40, będzie najszybciej.
- No to się zbieramy, tylko, mamy go zabić jak coś? - zapytał Liam.
- Nie, będzie mi potrzebny. Macie od niego wydusić tą paczkę w której jest mój towar. Nie ma takiego nigdzie indziej, a jest nam on potrzebny.
- Nie ma sprawy. - wzruszyła ramionami Alice.
- To spierdalajcie, już. - pokazałem na drzwi a oni się ulotnili. Kto mi jeszcze został?
- Zayn?! Chaz! - zawołałem ich na dół. Po chwili byli już obok.
- Co? - zapytał Zayn.
- Nie co, tylko proszę jak już. Jestem twoim szefem, wyrażaj się. - syknąłem. - Jedźcie do Alexa, on wam przekaże kopertę, macie jej nie otwierać, przywieźcie mi ją po prostu. Zajmnie wam to jakieś 4 godziny w jedną stronę.
- Co?!
- Gówno. Jedźcie do Liverpool'u. Możecie jechać przez M1 i M6. Tylko że ta trasa obejmuje odcinki płatne, więc Chaz weź ze sobą pieniądze. No dalej, spierdalać, już, już. - poganiałem ich do drzwi. Każdemu dałem najdłuższą drogę. Sarah wyszła prawdopodobnie tylko do sklepu, kurwa jest godzina 9 rano! Co ja tu robię?
Poszedłem pod prysznic, ogoliłem się po bokach i nad ustami. Rozczochrałem włosy, tak jak lubi Sarah, po czym użyłem dezodorantu.
Przewiesiłem sobie ręcznik w pasie i zbiegłem na dół.
W kuchni sprawdziłem lodówkę, nie było prawie kompletnie nic. Trzeba zrobić zakupy.
Ohoho, chyba Sarah właśnie wróciła.
Zaraz... To nie tylko jej głos.
- Cześć Justin! - krzyknęła z salonu Sarah. Wszedłem zdenerwowany do salonu widząc Jessice.
- Co ona tu robi? - zapytałem z udawanym spokojem.
- To moja znajoma? - odpowiedziała pytaniem.
- Słonko. - zaśmiałem się i przybliżyłem do Jessici. - Wiesz, w dzień urodzin Sarah ci odpuściłem, ale nie jestem miły wiecznie. Więc wypierdalaj suko, do póki cię nie zabiłem! - krzyknąłem i Sarah wstała z kanapy.
- Posłuchaj mnie Bieber, to jest moja koleżanka, przyszłyśmy się dogadać w sprawach biznesowych, więc to ty wypierdalaj z tego pokoju. Nie wyrażaj się tak, bo ja do twoich znajomych się tak nie zwracam.
- Mam w dupie jak się zwracasz do moich znajomych, ona ma wypierdalać rozumiesz? Nikt nie może siedzieć w domu gangu! Czy ciebie do reszty popierdoliło?! SARAH KURWA, MYŚLAŁEM, ŻE ZROZUMIAŁAŚ PO WCZORAJ! Widać, że jesteś głupsza niż myślałem. A ty Jess, kochanie, posłuchaj... Masz 5 minut żeby stąd grzecznie wyjść, albo...
- Dobra, skończ Bieber. Wychodzimy. - Sarah pociągnęła do wyjścia Jess. Zakluczyłem za nimi drzwi i zacząłem się śmiać. Zrobię tej suce piekło jak tu wróci. Mam na myśli Sarah.
*Perspektywa Sarah*
- Więc? Gdzie idziemy? - zapytała po raz dziesiąty Jessica.
- Jezu nie pytaj tyle. Do mojego brata.
- Czyli?
- Do brata.
- Jakiego?
- MOJEGO JA PIERDOLĘ.
- Nie denerwuj się. Przystojny?
- Oczywiście. - prychnęłam. - Zajęty.
- Przez kogo?
- Alice... Znaczy koleżankę.
- A ta cała Alice nie jest czasami z Harry'm?
- Nie. - uśmiechnęłam się. Weszłam do domu brata. - CZEŚĆ DUPKU! - krzyknęłam na dole po czym weszłyśmy do salonu.
- O hej mała. - powiedział Jake. - A to...
- Moja przyjaciółka, przyszłam wam ją przedstawić. - powiedziałam. - Więc, Jake, Nicolas, Jason, Mariush... Chwila. gdzie ten kretyn? - zapytałam chłopaków.
- JERRY CHUJU! - krzyknął Jason. - Twoja siostra przyszła! - dodał.
Jerry w parę sekund znalazł się na dole i zamknął mnie w uścisku.
- Dobra, bo mnie udusisz. - zaśmiałam się a on przerzucił mnie przez ramię.
- Coś mówiłaś? - zaczął mnie kręcić. Po chwili chyba zauważył Jessice, bo mnie postawił. - Twoja nowa koleżanka?
- Tak, to jest Jessica, przyszłam wam ją przedstawić bo z mojego domu nas niegrzecznie wywalono. - powiedziałam a Jessica się zaśmiała.
- Tak, jestem Jess. - podeszła do chłopaków i z każdym się przywitała.
- No to ten, poznajcie się a ja wezmę siostrę na słówko. - uśmiechnął się krzywo Jerry i pociągnął mnie do kuchni. - Tłumacz się. - powiedział.
- Z czego?
- Zacznijmy od tego, skąd ją znasz?
- Wpadłam na nią. - na jego twarz wdał się grymas.
- A dlaczego cię wywalił ten chuj z domu?
- Zacznijmy od tego, że ja nic nie zrobiłam. - uniosłam ręce w obronie. - Przyszłyśmy w Jess do domu bo chciałam ją przedstawić...
- Dlatego was wywalił. - zmrużył oczy. - Myślisz, że Bieber pozwoliłby komuś wkroczyć na teren swojego gangu?
***
Piłyśmy z Jess kawę, a chłopacy pili piwo. Jessica spojrzała na zegarek.
- Boże, już po 19! Madison będzie zła, obiecałam jej, że będę o 18, muszę lecieć, pa. - pocałowała mnie w policzek i wybiegła.
- Sarah, nie chcę cię wyganiać, ale radziłbym ci już iść do domu. - mruknął Mariush.
- Po co?
- Idiotko, wkurwiłaś go, więc jak najszybciej powinnaś znaleźć się w waszym domu.
- A jak nie, to co?
- Sarah, błagam cię, idź już. - powiedział Jerry i wypchnął mnie z salonu. Założyłam szybko buty i kurtkę. - No, to pa, będziemy tęsknić. - wywalił mnie z domu.
ZAJEBIŚCIE.
Szłam powoli ulicą, po co mam się spieszyć?
*Perspektywa Jaya*
Czekałem na tę idiotkę już 2 godziny, gdzie ona kurwa jest? Radzę się jej pośpieszyć bo jak się wkurwię to za szmaty ją tutaj przyciągnę.
Drzwi lekko się uchyliły. Na moich ustach pojawił się chamski uśmiech.
Sarah chciała iść do góry, ale ją pociągnąłem na bluzkę tak, że wpadła mi w ramiona ze schodów.
- Gdzie się pani wybiera? - zapytałem unosząc brew.
______________________________________________________________________
http://instagram.com/levandowska94 - obserwujcie xddddddddddddd daje f4f l4l
No to pozdrawiamy z domu z Warszawy, mamy nadzieje że sie podoba i ten, komentujcie.
#BigLove peace yo.
Uśmiechnęłam się i spojrzałam na Justina.
- Z kim się umówiłaś?
- Z koleżanką.
- A kto zajmie się dziś Max'em?
- Co masz na myśli?
- Zabieram całe Skrylls, no z wyjątkiem ciebie bo wychodzisz, na imprezę do jakiegoś klubu.
- No to zawieź go potem do Jerry'ego.
- Okej, chcesz klucze?
- Do czego?
- Do twojego nowego miejsca. - szepnął mi nad uchem.
- Ow, chcę. - powiedziałam z uśmiechem.
- Trzymaj. - dał mi je. - Uważaj na siebie, kręci się teraz w Londynie dużo podejrzanych typów, nie będzie nas całą noc, weź klucze od domu, weź też broń, koniecznie rzecz jasna...
- Zaraz nie wyjdę. Mogłam się nie odzywać. - westchnęłam. Wiedziałam, że teraz zacznie się wykład.
- Nie narzekaj. No, masz tą broń. - rzucił mi ją z drugiego końca pokoju, nie wiem kiedy tam się znalazł. - I miło by było gdybyś pożegnała się ze swoim najseksowniejszym na świecie chłopakiem. - zrobił z ust dzióbek. Podeszłam do niego i go pocałowałam. - Możesz już iść.
Chwyciłam te klucze, telefon i broń wsunęłam na tył spodni.
Byłam ubrana w krótką, czarną spódniczkę, do tego koszulkę w kwiaty z napisem 'I hate life' i czarne szpilki. Miałam także w uszach moje plugi w kwiaty, które dostałam od Jess.
*Perspektywa Nialla*
Patrzyłem się od dłuższego czasu na blondynkę. To jest zwykła dziewczyna, co się ze mną dzieje? Głośno przełknąłem ślinę i podszedłem do niej.
- Czego? - mruknęła.
- Przepraszam, okej? - podałem jej rękę.
- A wiesz w ogóle za co mnie przepraszasz?
- No, że byłem dla ciebie wredny i tak dalej... Wybaczysz mi?
- Po pierwsze, nie mam wyboru, bo możesz mnie zabić. - uśmiechnęła się. - Po drugie, jestem w piżamie i ledwo ogarnęłam, o czym ty do mnie mówisz. Po trzecie, nie jestem suką i wybaczam każdemu, serio. - mruknęła. - Ale nie ma być więcej takich akcji, jasne?
- Jak słońce. Wiesz, nie? Whenever, whenever. We're meant to be together. - zanuciłem.
- Nialler, przestań.
- I'll be there and you'll be near. And that's the deal my dear...
- Niall!
Przytuliłem ją. Usłyszałem jak zachłysnęła się powietrzem.
- No, to super, że już jest fajnie między nami. A, i ładna piżamka. - zaśmiałem się.
Usłyszałem krzyk Louisa, więc pobiegłem na górę. Wszedłem do pokoju Jay'a i Sarah, bo tam wszyscy byli.
- Słuchaj, Niall. - powiedział Zayn. - Idziemy na imprezę, wszyscy. No wiesz, jak za starych, dobrych czasów.
- Yhym, dobra. To ja...
- Ty też, idioto. Wszyscy. Ja, ty, Louis, Liam, Harry, Jay, no i Chaz.
- A dziewczyny?
- Sarah jest w swoim studiu tanecznym, a Alice niech lepiej zostanie w domu. Jeszcze coś wywinie. Zaprosi jakąś koleżankę, czy coś. - powiedział Jay.
Wzruszyłem ramionami. - A o której wychodzimy?
- A która jest w ogóle godzina? - spojrzał na złoty zegarek. - Wychodzimy za godzinę. Ogarnijcie się wszyscy. I Harry powiedz Alice, że też ma iść! - krzyknął, gdy ten wyszedł z pokoju. Reszta się też ulotniła. Zostałem tylko ja i Jay.
- Wybaczyła mi. - uśmiechnąłem się. - Alice mi wybaczyła.
- Oh, stary! Zajebiście. - przybił mi piątkę.
- Właściwie zrobiła to tylko dlatego, że wybacza każdemu i była w piżamie. - westchnąłem.
- W piżamie?
- W piżamie.
- TO BIEGNIJ DO NIEJ I POWIEDZ JEJ, ŻE MA RUSZYĆ DUPĘ, BO ZANIM ONA SIĘ USZYKUJE, TO MINĄ 2 GODZINY.
Kiwnąłem głową i zszedłem na dół. Alice cały czas siedziała na telefonie, uśmiechnęła się. Hazzy nigdzie nie było.
- Słyszałam, zaraz pójdę się ubrać. - mruknęła.
Jechaliśmy dwoma samochodami, w jednym jechali Chaz, Zayn, Liam i Louis, a w drugim jechałem ja, Alice, Harry i Jay. Przez pół drogi chichotałem z chłopakami. Bieber prowadził, ale też dostawał pierdolca ze śmiechu. Tylko blondynka siedziała cicho. Nagle Harry opowiedział sprośny dowcip, śmiałem się tak mocno, że aż mi łzy poleciały. Ale Alice cały czas siedziała zamyślona. Dźgnąłem ją w bok, a ona podskoczyła, uderzyła głową o dach samochodu i prawie łokciem wybiła szybę. Jay się zamyślił i gdy usłyszał huk, odruchowo zatrąbił. Zaczął kwikać ze śmiechu. Dziewczyna zawyła z bólu, ale potem się śmiała. Harry skręcał się ze śmiechu, a mnie strasznie bolał brzuch od śmiania. Dziwię się, że mamy taki dobry humor bez narkotyków. O Boże, co będzie na tej imprezie.
- Jay... A gdzie jest Max? - zapytała Alice.
- Jedzie z Liamem, Zaynem, Chazem i Louisem.
***
Wychodziliśmy z klubu. Tomlinson musiał coś odpierdolić po pijaku, więc postanowił, że zatańczy "swój taniec" na jednym ze stołów. Nikt nie potrafił mu odmówić, pewnie dlatego, że na myśl o pokazie Louisa wszyscy płakaliśmy ze śmiechu.
Ta, po wszystkim musieliśmy go zbierać ze stołu.
Jestem bardzo ciekawy, co robił Zayn. Przez całą imprezę go nie widziałem. A, nie. Na początku pił z jakąś dziewczyną, miała fioletowe włosy. Zniknęli po tym oboje. Liam mówił, że widział, jak Perrie - chyba to z nią pił - wychodzi z męskiej łazienki, a po niej Zayn. Miło.
Chaz i Jay też zniknęli na jakieś 20 minut.
Właściwie to piłem z Harrym, Liamem i Alice przez całą imprezę. W międzyczasie oczywiście napatoczyli się też Jay, Chaz i Louis.
*Perspektywa Sarah*
Siedziałyśmy z Jess już 2 godziny w knajpie, rozmawiałyśmy głównie o Londynie i o tym jak się tu znalazłam, co mnie skłoniło do Skrylls i tak dalej.
- To teraz ty powiedz coś o sobie. - uśmiechnęłam się do niej. - Hm... Czym się interesujesz? - dodałam.
- Taniec, kocham tańczyć.
- Co tańczysz?
- Hip hop, ogólnie Streetdance.
- Pierdolisz... Serio?
- Tak. - uśmiechnęła się.
- W takim razie chodź. - pociągnęłam ją za rękę.
Na szczęście byliśmy blisko mojego nowego, ulubionego miejsca.
Odkluczyłam drzwi i pozapalałam światła. Jess otworzyła usta z wrażenia.
- Może chcesz ze mną poćwiczyć? - zapytałam podśmiechiwując się.
- Oczywiście. - opowiedziała zapatrzona w rysunki na ścianach. - On cię serio kocha. - powiedziała.
- Wiem.
- Kto robił tą drugą ścianę? - zapytała widząc potworki.
- Mój kuzyn. Ma 6 lat. - powiedziałam.
- Nie mówiłaś nic o swoich rodzicach, dlaczego się od nich wyprowadziłaś?
Nagle cała fala przeszłości wleciała na mnie. Usiadłam na ziemię czując się okropnie.
- Sarah? Wszystko ok?
- Tak, wszystko ok... Nie wyprowadziłam się od rodziców. Wyprowadziłam się od brata.
- Ym...
- Moi rodzice nie żyją od 4 lat. - łzy poleciały mi z oczu.
- Współczuję.
- A twoi? Masz dobre kontakty z rodzicami? Rodzeństwem?
- Jestem jedynaczką, wychowałam się w domu dziecka.- uśmiechnęła się do mnie słabo. - To co? Zaczynamy trening?
- Jasne! Tylko musimy się przebrać w bardziej sportowe rzeczy, coś znajdziemy w szatni, chodź.
***
Po 4 godzinach dobrej, męczącej roboty, usiadłyśmy z Jessicą przy lustrze.
- Dobra jesteś. - powiedziała.
- Ta, ty też. - odpowiedziałam z uśmiechem.
- Ładnie ci w plugach. - przyznała patrząc na moje uszy.
- Dziękuję, nie za dużo tych komplementów? - zaśmiałam się. - W sumie to... ile masz lat?
- 17.
- Wyglądasz na 15. - przyznałam.
- To chyba dobrze, no wiesz... wiecznie młoda. - zrobiła minę modelki. Wybuchnęłyśmy śmiechem.
- Ja mam 17 od wczoraj. - wzdychnęłam.
- Wyglądasz na starszą. Kto ci zrobił te tatuaże? Znajomi? Bo wątpię żeby ci jakieś studio w tym wieku zrobiło.
- Fałszywe dane, do niedawna myślałam, że mam 18 lat, tak mi mówiono, tak miałam w papierach.
- Jakim cudem?
- To nieważne. Musimy się zbierać Jess, jest już 2 w nocy.
- Co?! Boże, lokatorzy mnie zabiją.
- Z kim mieszkasz? - uniosłam brew do góry.
- Ze znajomymi, na obrzeżu, mamy małe mieszkanie ale dajemy radę. - uśmiechnęła się.
- Oh. - trochę zrobiło mi się głupio. Ona mieszka w małym mieszkaniu z lokatorami a ja w villi z basenem, która ma 3 piętra i dół z siłownią, i salą gimnastyczną do koszykówki.
- To ja już pójdę, pozamykasz tu wszystko, nie?
- Czekaj Jess, mam jeszcze jedną sprawę.
- No mów.
- Założymy razem klub taneczny? Miałam jeden w Kanadzie. Club Time, kojarzysz?
- Boże, oczywiście! Najlepszy klub w Kanadzie! Dobra zwijam się bo będzie źle. - skrzywiła się.
- Do zobaczenia. - pomachałam jej i wyszła. Pogasiłam światła, zamknęłam salę i również poszłam w stronę domu.
Kto normalny chodzi o 2:37 w nocy po Londynie? Ja.
Nie, przepraszam, nie jestem normalna skoro właśnie to robię.
Jezu, jak już jest zimno. No tak, to nie lato.
Po chwili zadzwonił mój telefon. Spojrzałam na wyświetlacz, 'Najseksowniejszy chłopak na świecie'. Serio Justin?
- Halo?
- Gdzie ty kurwa jesteś?! - wrzasnął do telefonu.
- Idę właśnie do domu, w sumie to już jestem pod drzwiami. A nie, już w domu. - rozłączyłam się otwierając drzwi.
Weszłam po cichu do salonu, tam siedział Justin.
- Justin...
- Nic kurwa do mnie nie mów! NAWET SOBIE DO CHOLERY NIE ZDAJESZ SPRAWY Z ZAGROŻENIA DO CHUJA! JEST PRAWIE 3 NAD RANEM, CZY TY MYŚLISZ?! - zaczął krzyczeć. - Nie, nie myślisz no tak. Wiesz, czasami sobie zdaję sprawę z tego, że niektóre dziwki, które zdążyłem przeruchać, są mądrzejsze od ciebie. Jeżeli tak bardzo chcesz żeby powtórzyła się sytuacja taka jak z Magic Criminals czy z Kanady, to proszę bardzo! CHODŹ SOBIE O TEJ GODZINIE PO JEBANYM LONDYNIE! PROSZĘ!
- Po pierwsze...
- Po pierwsze, to zacznij myśleć. Dobranoc. - pchnął mnie w ramię i poszedł do góry. Myślałam, że będzie pijany. Niespodzianka.
Poszłam po cichu do Max'a pokoju bo pewnie jest u Jerry'ego.
O dziwo, spał w łóżku. Justin chyba serio dziś nie pił.
*Perspektywa Louisa*
Wstałem chyba najwcześniej z tego domu, bo o 8. Boże, jak mnie boli głowa. Nie trzeba było tyle pić, idioto.
- Zamknij się. Sam jesteś idiotą. - powiedziałem.
- Louis? Ty gadasz sam do siebie? - do kuchni weszła Alice. Ja pierdolę.
Zamyśliłem się na chwilę.
- Nie. To były moje przemyślenia.
- "Zamknij się, sam jesteś idiotą.", super przemyślenie. - uniosła kciuk w górę.
- A ty znowu w piżamie. Nie masz normalnych ubrań?
- Mam, ale ta piżama chroni mnie przed światem. No przyznaj, czy nie jest śliczna? - zmierzyłem ją wzrokiem. Piżama jak piżama. - Ugh, nie znasz się. Mamy jakąś colę?
Podałem jej butelkę, a ona poszła już z nią na górę. Chyba nie chcę mieć dziewczyny, są za bardzo głupie.
Włączyłem telewizor i rzuciłem się na kanapę. Jednak nawyki ze starego domu nigdy mi nie przejdą i choćbym miał niewiadomą jaką plazmę, i tak bym leżał na kanapie.
Na dół zbiegła Sarah i już po chwili wyszła. Ładnie dziś wygląda. Zawsze ładnie wygląda.
Jay od rana był wkurwiony i chodził po całym domu jakby miał zaraz wybuchnąć i nas spalić.
Usiadłem na oknie. Dużo osób się tu kręci, przed chwilą szły jakieś dziewczyny i się śmiały, chwilę potem babcia z wnuczkiem i na niego krzyczała, po nich stare małżeństwo które widocznie było szczęśliwe, na końcu mama z dzieckiem, tez na nie krzyczała. Biedne dzieci.
Po chwili coś mnie pociągnęło na ubrania.
- CZY JA CIĘ MUSZĘ CIĄGNĄĆ ZA SZMATY, ŻEBYŚ MNIE POSŁUCHAŁ!? - krzyknął Jay.
- Sory, co chcesz?
- Masz kaca?
- Nie, no właśnie Bieber, dlaczego nic nie piłeś?
- Bo myślałem, że jak wrócę, to moja dziewczyna będzie stać w nowej bieliźnie błagając o to, żebym ją pieprzył. Przeliczyłem się. - warknął. Zaśmiałem się z jego doboru słów. Sarah nie jest taka puszczalska, sorry Bieber.
- Więc czego chciałeś?
- Masz jechać do Kenny'ego i do przeprosić że go wywaliłeś z roboty i błagać żeby wrócił, potrzebny mi ochroniarz. Musiałeś coś kurwa spierdolić! Tak bardzo ci przeszkadzał? Serio?
- Oh, już ci powiedział?
- Tak, spierdalaj. - pokazał na drzwi. Chwyciłem kluczyki i wyszedłem z domu. Udałem się w stronę domu Kenny'ego.
*Perspektywa Jaya*
- Niall! Liam! Harry! - krzyknąłem z domu.
- Co? - zapytali razem z salonu.
- Ruszać tyłki, jedziecie do MacCanna.
- Nie odpuściłeś sobie jeszcze? - zapytał Harry.
- Nie, potrzebne mi to co miał mi załatwić. Jest aktualnie w Birmingham. Jedźcie trasą M40, będzie najszybciej.
- No to się zbieramy, tylko, mamy go zabić jak coś? - zapytał Liam.
- Nie, będzie mi potrzebny. Macie od niego wydusić tą paczkę w której jest mój towar. Nie ma takiego nigdzie indziej, a jest nam on potrzebny.
- Nie ma sprawy. - wzruszyła ramionami Alice.
- To spierdalajcie, już. - pokazałem na drzwi a oni się ulotnili. Kto mi jeszcze został?
- Zayn?! Chaz! - zawołałem ich na dół. Po chwili byli już obok.
- Co? - zapytał Zayn.
- Nie co, tylko proszę jak już. Jestem twoim szefem, wyrażaj się. - syknąłem. - Jedźcie do Alexa, on wam przekaże kopertę, macie jej nie otwierać, przywieźcie mi ją po prostu. Zajmnie wam to jakieś 4 godziny w jedną stronę.
- Co?!
- Gówno. Jedźcie do Liverpool'u. Możecie jechać przez M1 i M6. Tylko że ta trasa obejmuje odcinki płatne, więc Chaz weź ze sobą pieniądze. No dalej, spierdalać, już, już. - poganiałem ich do drzwi. Każdemu dałem najdłuższą drogę. Sarah wyszła prawdopodobnie tylko do sklepu, kurwa jest godzina 9 rano! Co ja tu robię?
Poszedłem pod prysznic, ogoliłem się po bokach i nad ustami. Rozczochrałem włosy, tak jak lubi Sarah, po czym użyłem dezodorantu.
Przewiesiłem sobie ręcznik w pasie i zbiegłem na dół.
W kuchni sprawdziłem lodówkę, nie było prawie kompletnie nic. Trzeba zrobić zakupy.
Ohoho, chyba Sarah właśnie wróciła.
Zaraz... To nie tylko jej głos.
- Cześć Justin! - krzyknęła z salonu Sarah. Wszedłem zdenerwowany do salonu widząc Jessice.
- Co ona tu robi? - zapytałem z udawanym spokojem.
- To moja znajoma? - odpowiedziała pytaniem.
- Słonko. - zaśmiałem się i przybliżyłem do Jessici. - Wiesz, w dzień urodzin Sarah ci odpuściłem, ale nie jestem miły wiecznie. Więc wypierdalaj suko, do póki cię nie zabiłem! - krzyknąłem i Sarah wstała z kanapy.
- Posłuchaj mnie Bieber, to jest moja koleżanka, przyszłyśmy się dogadać w sprawach biznesowych, więc to ty wypierdalaj z tego pokoju. Nie wyrażaj się tak, bo ja do twoich znajomych się tak nie zwracam.
- Mam w dupie jak się zwracasz do moich znajomych, ona ma wypierdalać rozumiesz? Nikt nie może siedzieć w domu gangu! Czy ciebie do reszty popierdoliło?! SARAH KURWA, MYŚLAŁEM, ŻE ZROZUMIAŁAŚ PO WCZORAJ! Widać, że jesteś głupsza niż myślałem. A ty Jess, kochanie, posłuchaj... Masz 5 minut żeby stąd grzecznie wyjść, albo...
- Dobra, skończ Bieber. Wychodzimy. - Sarah pociągnęła do wyjścia Jess. Zakluczyłem za nimi drzwi i zacząłem się śmiać. Zrobię tej suce piekło jak tu wróci. Mam na myśli Sarah.
*Perspektywa Sarah*
- Więc? Gdzie idziemy? - zapytała po raz dziesiąty Jessica.
- Jezu nie pytaj tyle. Do mojego brata.
- Czyli?
- Do brata.
- Jakiego?
- MOJEGO JA PIERDOLĘ.
- Nie denerwuj się. Przystojny?
- Oczywiście. - prychnęłam. - Zajęty.
- Przez kogo?
- Alice... Znaczy koleżankę.
- A ta cała Alice nie jest czasami z Harry'm?
- Nie. - uśmiechnęłam się. Weszłam do domu brata. - CZEŚĆ DUPKU! - krzyknęłam na dole po czym weszłyśmy do salonu.
- O hej mała. - powiedział Jake. - A to...
- Moja przyjaciółka, przyszłam wam ją przedstawić. - powiedziałam. - Więc, Jake, Nicolas, Jason, Mariush... Chwila. gdzie ten kretyn? - zapytałam chłopaków.
- JERRY CHUJU! - krzyknął Jason. - Twoja siostra przyszła! - dodał.
Jerry w parę sekund znalazł się na dole i zamknął mnie w uścisku.
- Dobra, bo mnie udusisz. - zaśmiałam się a on przerzucił mnie przez ramię.
- Coś mówiłaś? - zaczął mnie kręcić. Po chwili chyba zauważył Jessice, bo mnie postawił. - Twoja nowa koleżanka?
- Tak, to jest Jessica, przyszłam wam ją przedstawić bo z mojego domu nas niegrzecznie wywalono. - powiedziałam a Jessica się zaśmiała.
- Tak, jestem Jess. - podeszła do chłopaków i z każdym się przywitała.
- No to ten, poznajcie się a ja wezmę siostrę na słówko. - uśmiechnął się krzywo Jerry i pociągnął mnie do kuchni. - Tłumacz się. - powiedział.
- Z czego?
- Zacznijmy od tego, skąd ją znasz?
- Wpadłam na nią. - na jego twarz wdał się grymas.
- A dlaczego cię wywalił ten chuj z domu?
- Zacznijmy od tego, że ja nic nie zrobiłam. - uniosłam ręce w obronie. - Przyszłyśmy w Jess do domu bo chciałam ją przedstawić...
- Dlatego was wywalił. - zmrużył oczy. - Myślisz, że Bieber pozwoliłby komuś wkroczyć na teren swojego gangu?
***
Piłyśmy z Jess kawę, a chłopacy pili piwo. Jessica spojrzała na zegarek.
- Boże, już po 19! Madison będzie zła, obiecałam jej, że będę o 18, muszę lecieć, pa. - pocałowała mnie w policzek i wybiegła.
- Sarah, nie chcę cię wyganiać, ale radziłbym ci już iść do domu. - mruknął Mariush.
- Po co?
- Idiotko, wkurwiłaś go, więc jak najszybciej powinnaś znaleźć się w waszym domu.
- A jak nie, to co?
- Sarah, błagam cię, idź już. - powiedział Jerry i wypchnął mnie z salonu. Założyłam szybko buty i kurtkę. - No, to pa, będziemy tęsknić. - wywalił mnie z domu.
ZAJEBIŚCIE.
Szłam powoli ulicą, po co mam się spieszyć?
*Perspektywa Jaya*
Czekałem na tę idiotkę już 2 godziny, gdzie ona kurwa jest? Radzę się jej pośpieszyć bo jak się wkurwię to za szmaty ją tutaj przyciągnę.
Drzwi lekko się uchyliły. Na moich ustach pojawił się chamski uśmiech.
Sarah chciała iść do góry, ale ją pociągnąłem na bluzkę tak, że wpadła mi w ramiona ze schodów.
- Gdzie się pani wybiera? - zapytałem unosząc brew.
______________________________________________________________________
http://instagram.com/levandowska94 - obserwujcie xddddddddddddd daje f4f l4l
No to pozdrawiamy z domu z Warszawy, mamy nadzieje że sie podoba i ten, komentujcie.
#BigLove peace yo.
Wow jaki długi dzięki ;) i świetny oczywiście
OdpowiedzUsuńfajne :) :)
OdpowiedzUsuńcudowny czekam na nn :)
OdpowiedzUsuńproszę o następny !
OdpowiedzUsuńZayebisty ^^
OdpowiedzUsuń