*Perspektywa Sarah*
Siedziałam w pokoju myśląc nad tym wszystkim. Jutro są moje pierwsze urodziny. 17, tak? Boże. Myślałam, że jestem pełnoletnia, że mogę robić co mi się podoba, że nie podlegam już jakimkolwiek zastrzeżeniom, a tu co? Gówno, Jay był ode mnie starszy tylko o rok, miałam z tego satysfakcję, że nie jestem taką gówniarą, a tu nagle się okazało, że jestem cztery lata młodsza, no co? Co ja do cholery zrobiłam moim rodzicom, że tak mnie okłamali?
Poczułam pocałunek na szyi, odwróciłam się.
- Cześć kochanie. - uśmiechnął się.
- Teraz kochanie, tak?
- Nie gniewaj się na mnie, chociaż muszę przyznać, że jesteś cholernie seksowna gdy jesteś zła.
- Wiem. - zaśmiałam się.
- Wiesz, że cię kocham? Która godzina?
- Nie, nie wiem i... 15:34.
- Ow, co dziś robimy?
- A co robiłeś od rana?
- Byłem z Max'em.
- Gdzie?
- W centrum.
- Okey. Nie wiem... Może... Nie wiem.
- Chciałabyś obejrzeć jakiś film? Chyba, że masz inne plany. - poruszył zabawnie brwiami.
- A pan, panie Bieber? - usiadłam na nim okrakiem.
- Nie wiem jak ty, ale ja bym mógł robić coś ciekawszego. - wbił się w moje usta i zdejmując swoją koszulkę, rzucił nią w drzwi aby te się zamknęły.
*Perspektywa Alice*
Kurwa mać, dlaczego ja koło niej mam pokój? Ja pierdolę, jęczą już tam dobre 30 minut.
- Harry, zaraz mi głowa pęknie. - powiedziałam leżąc na jego torsie.
- Niech się cieszą sobą. Jay wreszcie rucha kogoś, kogo kocha, nie mam nic do tego. Możemy wyjść z Max'em na spacer.
- Okeey. To chodź po Max'a. - poszliśmy z Harrym do pokoju Max'a.
- Max, idziesz z nami do parku? - zapytał Harry.
- Taak! Może będzie Vanessa!
- Jaka Vanessa? - spytałam zaciekawiona.
- Poznałem koleżankę. Ale poczekajcie przebiorę się. - Harry uniósł ręce do góry i się odwrócił.
Patrzyłam co Max chce ubrać, wybrał czarne rurki i szarą marynarkę, kurwa on ma 6 lat do cholery! Czasami w to wątpię. Jest zbyt mądry na to. Widocznie ma fajną mamę.
- Dlaczego tak oficjalnie? - zapytałam.
- Bo to będzie oficjalne spotkanie. - odpowiedział z powagą. Wziął jeszcze ray-bany i wyszliśmy z domu.
Razem z Harrym założyliśmy również swoje okulary i po chwili byliśmy w parku.
Max pobiegł do jakiejś dziewczynki która była z tatą, to pewnie ta Vanessa.
Usiedliśmy razem z Harrym bardzo blisko żeby słyszeć ich rozmowę.
- Dzień dobry panu. - podał rękę temu facetowi. - Mam do pana sprawę.
- Cześć mały, więc o co chodzi? - usiedli na jedną z ławek. Harry otworzył usta ze zdziwienia. Kurwa, co on odwala?
- Cóż, powiem wprost, chcę prosić o rękę pana córki. - odpowiedział. Spojrzałam na Harry'ego.
- Słucham? - zapytał ten facet ze zdziwieniem.
- Chcę ożenić się z Vanessą. - powiedział powoli. Razem z Harrym wybuchnęliśmy śmiechem, że co do cholery? Ruszyliśmy powoli w ich stronę.
Ten facet zaśmiał się patrząc nadal ze zdziwieniem na Max'a.
- A rozmawiałeś z Vanessą?
- Oczywiście, ona też chce się ze mną ożenić.
- Nie uważasz, że jest trochę za wcześnie na małżeństwo? - zapytał go.
- Tak, rozumiem. Dlatego poczekamy z tym dopóki będziemy dorośli.
- Czyli pozwolisz jej spokojnie skończyć szkołę?
- Tak, ja też postaram się mieć same szóstki!
- Skoro tak to nie będę stał na drodze do waszego szczęścia.
- Dziękuję, miło się z panem robiło interesy. - pożegnali się i Max do nas podszedł.
- Już? - zapytał Harry próbując opanować śmiech.
- Tak! Chyba się udało.
- Jesteś moim mistrzem. - powiedziałam. - O ile przestali nasi sąsiedzi pokojowi się bawić to muszę zadzwonić do Sarah.
- Halo?
- Sarah, nie uwierzysz mi w to co teraz powiem.
- No mów.
- Max właśnie się oświadczył.
- KOMU?!
- Jakiejś Vanessie. A tak dokładnie to poprosił jej ojca o jej rękę.
- PRZYPROWADŹ GO DO DOMU!
Zaśmiałam się i rozłączyłam.
- Idziemy do domu. - powiedział Harry. - zaczyna padać. - dodał.
Ruszyliśmy w stronę domu.
*Perspektywa Jaya*
Po zajebistym seksie, my zamiast leżeć i cieszyć się sobą, siedzimy na dole w salonie czekając na Alice. Chuj wie co się stało, bo Sarah mi nie chciała powiedzieć. Cały czas się głupio uśmiechała jak jakaś popieprzona. Nagle Alice weszła do domu za rękę z Maxem. Harry wszedł za nimi i zamknął drzwi.
- Max, co ty narobiłeś?! - Sarah zaczęła krzyczeć.
- Poprosiłem o rękę Vanessę, tę z parku! Jej tata mi pozwolił. - powiedział z dumą w głosie.
- Oj Max. - zaśmiała się.
Alice poszła do góry, bo chyba ktoś do niej dzwonił. Sarah z Maxem też się ulotnili.
- Mógłbyś zawołać wszystkich z wyjątkiem dziewczyn na dół?
- Ok. - Harry pobiegł do góry. Już wiem jak sprawdzić czy do reszty ocipieli.
- Jesteśmy. - powiedział Chaz wchodząc z całą resztą.
- Chaz, możesz iść odpocząć, tym razem ci odpuszczę. Liam, ty również i ty Niall. - ta trójka była jeszcze okey, nie musiałem ich sprawdzać. - Dobra... Harry, Louis, Zayn wyjeżdżamy dziś, dokładnie za 10 minut, pam...
- Po co?
- Dasz mi kurwa dokończyć? - warknąłem na Louisa. - Jedziemy do klubu Fabric.
- Wreszcie się zabawimy. - powiedział Harry. - Dawno tam nie byłem.
- Bardzo śmieszne Styles, ale nie. Jedziemy tam załatwić 2 laski które szukam od 3 lat.
- Co?
- Gówno, macie się pakować do samochodu, teraz. - pokazałem na drzwi, a wszyscy posłusznie wyszli.
Chwyciłem zapasową broń i wyszedłem do nich. Odpaliłem samochód.
- A to dokładnie kogo załatwiamy? - zaczął Tomlinson.
- Moje stare przyjaciółki, Sophie i Bellę. To wam wystarczy.
Wjechałem na parking. Pokazałem Harry'emu zdjęcie dziewczyn, on kiwnął głową i wyszedł z samochodu. Rozejrzałem się, podgłośniłem radio, by zrobiło się trochę głośniej, bo wiało nudą. Po chwili Styles ciągnął je za sobą. Sophie posadził obok Louisa, a Bellę wcisnął na Zayna, sam usiadł z przodu.
- Co ty chcesz nam zrobić, Bieber? Nie widzieliśmy się przez 3 lata. - mruknęła Bella. - Fuj, zostaw mnie zboczeńcu. - pisnęła. Obejrzałem się instynktownie, ujrzałem chytry uśmieszek Zayna.
Może do końca nie ocipieli?
- KURWA, WYPUŚĆ NAS! - zaczęła drzeć się Sophie, Louis położył rękę na jej ustach, wyciągnął nóż i obrócił go w ręce.
Jestem pozytywnie zaskoczony.
- Patrz na drogę! - usłyszałem krzyk Harry'ego. Przyspieszyłem trochę. - Gdzie my w ogóle jedziemy? - spytał już ciszej.
- Hampstead Heath.
- Już dawno powinniśmy tam być.
- Musi się trochę ściemnić, geniuszu. - mruknąłem. - I poza tym, nie pojedziemy przez środek Londynu z dwoma porwanymi laskami!
Jechaliśmy w ciszy. Dziwne, one coś kurwa kombinują. Zayn i Louis wydarli się na cały samochód, aż podskoczyłem.
- Co kurwa? - Styles się odwrócił. - Jay, on krwawi! - zahamowałem i odwróciłem się. - KURWA, JAY, RĘCZNY! - krzyknął. Uderzyliśmy w drzewo.
- Kurwa mać. - syknąłem i wysiadłem z samochodu. Otworzyłem tylne drzwi i wyszarpnąłem dziewczyny, Zayn i Louis też wyszli.
Skinąłem na Malika, a on jak na zawołanie zdarł bluzkę z Belli.
- Błagam, nie rób mi nic! - pisnęła. Zatkał jej usta dłonią.
Odwróciłem się, by zadzwonić do Nialla.
- Halo?
- Niall, przyjedź samochodem Harry'ego. Jesteśmy w lesie obok Hampstead Heath.
- Co? Po co?
- BO SAMOCHÓD MI SIĘ ROZJEBAŁ, BĄDŹ TUTAJ ZA 10 MINUT, JASNE?!
- Nie drzyj mordy, zaraz będę.
Odwróciłem się. Kurwa, Zayn jeszcze mi się przyda, nie ocipiał do końca. Jeszcze potrafi zrobić parę rzeczy.
W sumie, nie muszę mówić co teraz robi, nie? Można się domyśleć, że właśnie gwałci tą dziwkę.
Szarpnąłem za koszulkę Sophie na co jej bluzka się rozerwała i spadła na ziemię. Przycisnąłem ją do drzewa.
- Jeszcze kurwa jedno takie posunięcie i po was, jasne? - warknąłem.
- Nie widzieliśmy się tak długo, czego ty od nas chcesz? - syknęła i kopnęła mnie w krocze.
- Kurwa! - warknąłem i złapałem się w tamtym miejscu. Ona wykorzystała sytuację i zaczęła uciekać. - BIEGNIJCIE DO CHOLERY ZA NIĄ! - krzyknąłem na chłopaków. Zostałem sam z Belllą. Podszedłem do niej szarpiąc ją za włosy.
- Radziłbym ci przekazać przyjaciółce, że ma się uspokoić bo może się to dla niej źle skończyć. Ahh, no tak... Nie zdążysz tego zrobić. - zaśmiałem się. Rzuciłem ją na ziemię i usiadłem na niej okrakiem. - Całkiem zabawne jest to, że kiedyś się przyjaźniliśmy a teraz własnie cie zabijam, czyż nie? - cisza. - Śmiej się suko. - warknąłem. Ta zaczęła się sztucznie śmiać, ja pierdole jaka ona jest pusta, zero wyczucia sarkazmu serio.
Wyciągnąłem pistolet i scyzoryk z kieszeni. Odwróciłem się w stronę chłopaków których słyszałem, szli z tą małą dziwką. Zaśmiałem się z jej głupoty, serio? Nie ma czegoś takiego jak ucieczka od Jaya Biebera, przykro mi.
Przejechałem nożem po jej nagim brzuchu, ups, będzie ślad.
Rzucili na ziemię obok nas, Sophię.
- Co ty jej zrobiłeś?! - krzyknęła Sophia widząc krew na brzuchu Belli.
- Jeszcze nic konkretnego. - zaśmiałem się. Zaczął padać deszcz. Ja pierdolę.
Zobaczyłem Nialla biegnącego w naszą stronę.
- Dalej zapierdalajcie do samochodu. - pokazał na terenówkę Harry'ego.
- Komuś się popierdoliły role. - warknąłem na niego i podniosłem krwawiącą Bellę. - Zayn weź tą drugą sukę. - Zayn ją chwycił i pobiegliśmy w stronę samochodu.
Wsiadłem za kierownicę. Niall poszedł do Nando's zaczekać na Chaza a my ulotniliśmy się z tamtego miejsca.
- Twój samochód poszedł się jebać. - powiedział Louis.
- Louis, w piwnicy się chowałeś? W każdej chwili załatwię sobie drugi, nawet trzeci czy czwarty.
W końcu zrobiło się ciemno, dopiero 18 a już jest ciemno.
Podjechaliśmy nad jezioro.
- W sumie zastanawiam się nad... - usłyszałem plusk wody, spojrzałem w jej stronę. Sophia uciekała, płynąc w tej wodzie. Zaśmiałem się i wyciągnąłem broń. Strzeliłem do niej parę razy, z czego w większości trafiłem. Niech się utopi suka.
Odwróciłem się do chłopaków, ta druga leżała na ziemi. Co? Kiedy? Spojrzałem na chłopaków. Harry się uśmiechał zwycięsko.
Mogę stwierdzić, że nie są cipami, mogą zostać.
- Ona jeszcze żyje. - powiedział Louis.
- Wiem. - odpowiedział Harry i z całej siły ją kopnął po czym strzelił. - Już nie. - zaśmialiśmy się wszyscy.
- Co z nią teraz? - zapytał Zayn.
- Zostawiamy? - dodał Harry.
- Pojebało was? Są na niej odciski naszych palców. - odpowiedział Louis. Oni są tacy problemowi.
Chwyciłem laskę na ręce i rzuciłem do wody.
- Już nie ma naszych odcisków. - powiedziałem przewracając oczami. - Wracamy.
- Już po robocie? - oczy Harry'ego się zaświeciły. Na to kurwa czekałem.
- Tak, Harry. - zaśmiał się Louis. - Nie jesteśmy początkujący żeby pieprzyć się z tym godzinami.
- Dobra. - wsiedliśmy z powrotem do samochodu Harry'ego. Znów kierowałem ja.
*Perspektywa Sarah*
Siedziałyśmy z Alice w salonie i oglądałyśmy jakieś wiadomości na żywo.
- Dziś w jeziorze koło lasu w Londynie, znaleziono ciała dwóch młodych dziewczyn, mają około 20 lat. Jedna ma 4 rany postrzałowe, a drugiej śmierć prawdopodobnie była poprzez uduszenie. Sprawca jest nieznany, jednak policja podejrzewa dwóch członków grupy przestępczej, J. Biebera oraz H. Stylesa. Nie pozwolono nam ujawnić imion.
W tym momencie Alice wypluła wodę którą piła.
- Co do cholery?! - krzyknęła.
- SIEMA DZIEWCZYNKI! - krzyknął Zayn wchodząc do salonu.
- Gdzie Jay i Harry? - zapytałam go.
- Właśnie tutaj. - wskazał za siebie na otwierające się drzwi.
- SIEMANKO! - krzyknął Jay. We mnie się zagotowało a Alice zemdlała.
Harry podszedł do niej i położył ją na sofie.
- Co się wam do cholery stało? - zapytał Harry podchodząc, zaczęłam iść do tyłu aż w końcu wpadłam na ścianę.
Sorry Alice, nie wiem jak ty ale ja uciekam.
Wyminęłam ich i wybiegłam z domu. Może to miałam być ja i Alice? Co by było gdybyśmy to były my?
Po drodze wpadłam na jakąś dziewczynę, ona upadła.
- Boże... Przepraszam. Jestem Sarah. - podałam jej rękę podnosząc ją z ziemi.
- Jessica. - również się przedstawiła.
- Przepraszam, że tak na ciebie wpadłam, może w ramach rekompensaty umówimy się na kawę?
- Okey, to podaj mi na chwilę swój telefon.
Podałam jej telefon, chwile coś postukała i mi go oddała.
- Masz mój numer, zadzwoń jak będziesz miała czas, to się spotkamy. - uśmiechnęła się.
Pożegnałyśmy się i poszłam w stronę domu Jerry'ego.
Dawno u niego nie byłam tak wiecie, pogadać.
Zapukałam do drzwi, nikt nie otwierał. Światła były pozapalane a w domu nikogo nie było, jakież to odpowiedzialne.
Usiadłam na schodach. Na szczęście w moją stronę zaczął zbliżać się Mariush.
- Co ty tu robisz? - zapytał.
- W sumie, to nie wiem. Dlaczego nie zgasiliście świateł?
- Bo jak widać w domu są chłopacy?
- Ym... Nikt nie otwierał.
- Pewnie śpią, albo są zajęci. - wzruszył ramionami. - Wejdź. - powiedział gdy otworzył drzwi.
- SIEMA! - krzyknął Jerry. - O, Sarah.
- Pukałam, dupku. - warknęłam.
- Boże, nie bądź taka, nie obrażaj się o byle co. - przewrócił oczami.
- Brałeś coś. - warknęłam.
- Stary idź lepiej spać, jutro pogadacie. - powiedział Jake do Jerry'ego.
- Jak chcecie. - wzruszył ramionami i poszedł do góry.
- Serio chłopaki? Serio? - spojrzałam na nich. - Boże, dlaczego wy go nie powstrzymaliście? A jak przedawkuje?! Jak wyląduje w szpitalu przez to gówno?! - w tym momencie mój głos zamieniał się z krzyk. - Wiecie, że jest jedyną osoba którą mam! Nie mogliście do powstrzymać? - zapytałam i wyciągnęłam telefon. - Muszę już iść, sorry za kłopot. - warknęłam i wybrałam numer Alice wychodząc, nie odebrała.
Ruszyłam w stronę domu.
Chciałam zapukać, ale po co skoro ja tu mieszkam?
Weszłam do domu i trzasnęłam drzwiami.
- O Sarah. - powiedział Niall uśmiechając się. Ominęłam go i weszłam do salonu gdzie był Justin, Harry i Alice.
- Gdzie ty kurwa byłaś?! - warknął Justin w moją stronę.
- Pokazałaś im? - zapytałam Alice, pokręciła tylko głową
Cofnęłam ten program, bo nie przełączyli od kiedy wyszłam.
Zatrzymałam gdy gość mówił to co usłyszałam na początku.
- Dziś w jeziorze koło lasu w Londynie, znaleziono ciała dwóch młodych dziewczyn, mają około 20 lat. Jedna ma 4 rany postrzałowe, a drugiej śmierć prawdopodobnie była poprzez uduszenie. Sprawca jest nieznany, jednak policja podejrzewa dwóch członków grupy przestępczej, J. Biebera oraz H. Stylesa. Nie pozwolono nam ujawnić imion.
Bieber usiadł na sofie i zaśmiał się głośno.
- Naprawdę, śmieszne. - syknęłam na niego. Spojrzał na mnie z nienawiścią i rzucił gdzieś telefonem idąc na górę.
A tym momencie usłyszałam donośne pukanie do drzwi.
Alice szybko wstała i pobiegła otworzyć. Po chwili do salonu weszła w obstawie dwóch policjantów. Tylko nie to.
- Dzień dobry. - przywitali się ze mną i Harry'm.
- Dzień dobry? - odpowiedziałam bardziej pytaniem.
- Zastaliśmy Biebera i Stylesa?
- Po nazwisku to po pysku śmieciu, po za tym nie przypominam sobie żebyśmy byli na ty. - warknął Harry.
- Jeżeli się nie zamkniesz to zamkniemy cię za obrażanie funkcjonariusza. Dobrze wiecie, że u nas macie nieźle przejebane a po za tym, gdybyśmy chcieli już dawno byśmy was wsadzili za kratki, to jest idealny moment.
- Grozisz nam Brakley?
- Nie, ja tylko obiecuję. Gdzie Bieber?
- Tutaj. - warknął ktoś za nim. Spojrzałam za tego policjanta, stał tam Justin z dragiem. - Czego chcecie?
- Jedziecie z nami na komendę.
- No chyba cię pojebało, nigdzie nie jadę, nie macie podstaw żeby nas zabrać na komendę, nic nie zrobiliśmy.
- Pakować się do radiowozu Bieber. Styles, ty też. - ten drugi pokazał na radiowóz za oknem.
- I tak mi nic nie zrobicie. - oh Bieber, nie byłabym tego taka pewna. Spojrzał na mnie ostatni raz i wyszedł. Nie wiem dlaczego pozwoliłam mu tak po prostu wyjść.
Usiadłam na sofie, na dół zszedł Chaz.
- Czemu radiowóz stał pod naszym domem? Gdzie Bieber i Styles? - zapytał.
- Na komendzie. Muszę tam jechać.
***
*Perspektywa Jaya*
Przesłuchiwali mnie chyba już 6 raz.
- MÓWIĘ, ŻE NIC IM NIE ZROBIŁEM! O godzinie 16, pojechałem z moją dziewczyną do jej brata, wróciliśmy do domu około 17.30, oglądaliśmy telewizję, miło spędzaliśmy czas z przyjaciółmi, zrobiła się jakaś 19? I wtedy wy weszliście do domu. Nie rozumiem czemu tyle tutaj siedzę skoro i tak nic innego nie powiem, cały czas mówię to samo, nie nudzi ci się to? - spojrzałem na tego policjanta ze złością.
- Zostajesz na 24 godziny.
- CO?! Mam tu siedzieć do jutra wieczora? Nie da się mnie wypuścić szybciej?!
- Da się, ale twoja dziewczyna by musiała potwierdzić każde twoje słowo, twoi przyjaciele również.
- Nie ma sprawy. - odpowiedziałem a gość wyszedł. Napisałem do Sarah, żeby potwierdzali wersję zdarzeń przedstawioną przez funkcjonariusza.
Nie odpisała mi, mniejsza z tym. Schowałem telefon do kieszeni. Zasnąłem na krześle.
- BIEBER! - poczułem szturchanie w ramie.
- Co? - mruknąłem zaspany.
- Możesz wyjść. - oczy mi się zaświeciły.
- Poważnie?
- Tak, chyba, że masz mi coś jeszcze do powiedzenia.
- Nie. - przeszedłem koło niego i wyszedłem z tego pomieszczenia. Kawałek dalej stała Sarah, nie, ona nie stała, chodziła w kółko. Podszedłem do niej.
- Tęskniłaś? - przytuliłem ją. - Co z Harrym?
- Wyszedł wczoraj.
- Jak wczoraj? To już dzień?
- Tak, jest 6 rano.
- Byłaś tu przez całą noc?
- Tak.
- Kocham cię, możemy już wracać. - pocałowałem ją w policzek. - Musimy być o 12 w pewnym miejscu, więc musisz się przygotować, ubierz się seksownie. - powiedziałem.
- Nie ma sprawy. - machnęła ręką.
***
*Perspektywa Sarah*
Justin wyszedł z domu jakąś godzinę temu. Założyłam moje krótkie spodenki z wysokim stanem i kremową koszulkę z napisem 'I love my boyfriend', która kupił mi kiedyś tam Justin.
Usiadłam na moim łóżku i zastanawiałam się nad makijażem. Nie miałam na twarzy żadnego makijażu od paru dni. Justin nie lubi jak mam makijaż, więc jak mam się pomalować?
Ostatecznie wybrałam tusz do rzęs i jasno różową pomadkę.
Wszystko do siebie pasowało. Założyłam moje ecru szpilki i zeszłam na dół.
11.30. Zaraz miał po mnie przyjechać Justin.
Od rana nikogo nie było w domu, nikogo kompletnie. Nawet mojego telefonu nigdzie nie było.
Po chwili w kuchni pojawił się Bieber.
- WOW, wyglądasz pięknie. - powiedział. - Chodź. - wyciągnął do mnie rękę. Podeszłam do niego i chwyciłam za rękę. - Nadal jesteś ode mnie niższa. - powiedział śmiejąc się.
- Pff, dużo mi nie brakuje. - powiedziałam i się uśmiechnęłam.
Zamknęłam drzwi do naszej villi i wsiedliśmy do jakiegoś nowego samochodu którego wcześniej nie widziałam, był czarny, nie znam się na tych markach samochodów więc sorry ale nie wiem co to za samochód, był bardzo ładny, drzwi otwierały się do góry. Serio Bieber? Serio?
- Gdzie tamten samochód? - zapytałam. - Dobra nie było pytania. - nie chciałam wnikać w to co się stało poprzedniej nocy. Zapomniałam o kurtce, chciałam się cofnąć ale Justin zauważył to i nałożył na moje ramiona swoją kurtkę, uśmiechnęłam się i odjechaliśmy z podjazdu.
- Gdzie jedziemy? - zapytałam po chwili.
- Już jesteśmy. - odpowiedział wysiadając. Otworzył drzwi z mojej strony. Rozejrzałam się dookoła. Byliśmy gdzieś przed jakimś wielkim klubem.
- Co my tu robimy?
- Oh, no właśnie, pozwoliłem sobie wziąć twój telefon... Masz. Zaraz się dowiesz po co mi był. - mrugnął do mnie i weszliśmy do środka. Było ciemno. Justin zapalił światło.
- WSZYSTKIEGO NAJLEPSZEGO! - krzyknęła wielka grupa ludzi w środku. Otworzyłam usta ze zdziwienia. Wszyscy po kolei do mnie podchodzili i dawali prezenty składając życzenia. Była Vanessa, Conor, Tristian, Lolly, Mike, Agnes... Po to był mój telefon Justinowi. Czy tam właśnie stoi Jess?
Podeszłam bliżej baru.
- Hej, co ty tu robisz? - zapytałam.
- Miałyśmy iść na kawę, a potem zadzwonił do mnie ktoś i powiedział, że wyprawia ci tu urodziny...
- To ja. - podszedł do nas Justin a ta zamknęła usta i spojrzała na niego z przerażeniem. Serio Bieber? Musisz mi straszyć wszystkich znajomych?
- Sk... - zaczęła się jąkać
- Skrylls? - zapytał Justin. - Nie dzisiaj. Wyluzujcie się trochę, ja idę do chłopaków. - pokazał na resztę naszej paczki.
- Czy ty... Należysz do nich? - zapytała Jessica.
- Tak, ale... Nie bój się, oni ani ja nic ci nie zrobimy.
- Um, okey. To prezent dla ciebie. - podała mi małą paczkę.
- Nie trzeba było. - powiedziałam. z uśmiechem.
- Po prostu otwórz. - pokazała na pudełko.
- Jeju jakie ładne. - powiedziałam widząc plugi w kwiaty. Po chwili znalazła się koło mnie moja ekipa z Kanady.
- Hej kochanie! - powiedziała Lolly razem z Vanessą.
- Hej! - odpowiedziałam.
- Siema młoda. - powiedział Tristian i mnie przytulił.
- No to hot 17! - odezwał się Conor.
- Już wiecie?
- Ta, twój brat nam powiedział, żebyśmy nie zaliczyli wtopy. - zaśmiała się Agnes.
Podeszło do mnie jeszcze kilka osób. Szukałam wzrokiem Jerry'ego. Jest! Stoi przy barze razem z Beatlers.
- Hej wam. - powiedziałam podchodząc.
- Oo! Nasza hot 17 się pojawiła! - powiedział Jake.
- Bardzo śmieszne. - zaśmiałam się sarkastycznie. - Przynajmniej nie jestem stara jak niektórzy. - mrugnęłam w stronę Jerry'ego.
- Pf, to, że mam 24 lata to nie znaczy, że jestem stary. Oh, no tak, ja przynajmniej jestem seksowny. - powiedział Jerry
- Nie powiedziałabym. - zaśmialiśmy się wszyscy.
Justin dobrze to rozplanował, niczego się nie domyślałam a są wszyscy na których mi zależy. Pojawiło się całe Beatlers, znajomi z Kanady, przejrzałam jeszcze całą salę, Justina nigdzie nie było, chłopacy byli. Mam zamiar dziś się dobrze bawić, Max też gdzieś jest.
***
Zatańczyłam chyba ze wszystkimi na sali, wszystkie prezenty Justin już spakował do samochodu. Oczywiście przez całą imprezę nie mogłam pić ani palić, bo Justin twierdzi, że jestem niepełnoletnia i nie mogę. Nigdzie go oczywiście nie było przez cały czas.
Własnie jedziemy z Justinem w jakąś stronę, serio nie mam pojęcia gdzie jedziemy.
- Justin...
- Nie powiem ci.
- Dlaczego?
- Bo to niespodzianka.
- A ja nie lubię niespodzianek.
- To polubisz. - mrugnął do mnie stanął. - Jesteśmy. - wysiedliśmy z samochodu.
Poprowadził mnie w stronę jakiegoś studia. Otworzył drzwi i pozapalał światła. Otworzyłam szerzej oczy gdy zobaczyłam to co było na ścianach.
Byłam ja, Justin, niebo... Druga to fajne wzroki. Nigdy nie dostałam lepszego prezentu.
- To wszystko twoje. - powiedział mi na ucho gdy oglądałam wszystko ze zdziwieniem.
- Jak ty... Skąd ty...
- Nie pytaj. Za tamtymi drzwiami. - wskazał na czarne drzwi. - jest łazienka a obok szatnia.
- KOCHAM CIĘ! - wskoczyłam mu na ręce i mocno przytuliłam.
- Teraz możesz sobie tańczyć ile tylko ci się podoba, chociaż nie za dużo bo będę zazdrosny. - zaśmialiśmy się.
- A ta ściana to zapewne Max? - wskazałam na ścianę gdzie były narysowane jakieś potworki, napisy i rożne rysunki. Zauważyłam, że na środku był napis 'JAY LOVES SARAH'.
w pewnym momencie popłakałam się ze szczęścia.
- Boże, nie podoba ci się? Sarah, nie płacz. - powiedział Justin przytulając mnie.
- Nie idioto, to są łzy szczęścia. - powiedziałam śmiejąc się.
- Uf. - odetchnął.
- To jest piękne. - powiedziałam i otarłam policzki z łez. - Jesteście najlepsi.
- Wracajmy, jest już 4 nad ranem, pewnie jesteś zmęczona. Mam nadzieję, że to jak na razie twoja najlepsze urodziny. Mam coś jeszcze dla ciebie w domu.
- Nie Justin. Za dużo tego, przecież to wszystko musiało kosztować fortunę!
- Nie przejmuj się tym, chodź. - wyciągnął do mnie rękę. Pogasiliśmy światła i wróciliśmy do samochodu.
Miał rację, byłam zmęczona, oczy mi się same zamykały z przemęczenia.
Po chwili byliśmy już w domu.
- Jesteśmy. - powiedział Justin wchodząc do salonu. Serio? Ja nie mogłam nawet łyka alkoholu a oni śpią na ziemi jak jakieś menele? Serio Justin? Chyba zacznę kogoś nienawidzić. Bieber wniósł wszystkie prezenty do nas do pokoju. Po kolei otwierałam każdy. Postanowiłam, że jako pierwszy otworzę od Jerry'ego. Chwyciłam dużo pudełko z kartką 'Od Beatlers i Jerry'ego.' po czym je otworzyłam. W środku była bielizna. Czerwona z czarną koronką. Chwyciłam kartkę leżącą na dnie pudełka. 'Mam nadzieję, że Bieberowi się spodoba.'. Zaczęłam się śmiać. Justin na mnie spojrzał pytająco. Rzuciłam mu to pudełko razem z karteczką.
- Rozumiem, że dziś to założysz i mi się w tym pokażesz? - Śnisz Bieber. - zaśmiałam się i chwyciłam prezent od Skrylls. Było to duże pudełko. Otworzyłam je. W środku były białe supry, pudełko płyt, czarna koszulka z białym napisem 'Dancer number 1 bro' i była też mała kartka. Pisało na niej; 'Buty, żeby ci się wygodnie tańczyło, na płytach są dobre nuty które ci się napewno spodobają i będziesz mogła twerkować i tańczyć cały czas, mamy nadzieję, że bluzka się spodoba. ~Skrylls.'. Uśmiechnęłam się i zaczęłam przeglądać dalej. Następny był od Tristiana. Trzymałam przez chwilę małe pudełko, po chwili zdecydowałam się je otworzyć. Jak zobaczyłam co jest w środku, zaczęłam się śmiać. Bieber ponownie rzucił mi pytające spojrzenie. W środku był wibrator, tak, serio. A do niego była przyklejona karteczka 'Gdyby chłopak cię nie zadowalał...' Podałam to Justinowi.
- Skurwysyn. - prychnął pod nosem. Nadal się śmiałam. Chwyciłam pudełko podpisane 'Od Agnes, Vanessy i Lolly'. Otworzyłam je, w środku było nasze zdjęcie. Byłyśmy we czwórkę na mistrzostwach dziewczyn w kategorii Streetdance. Było to parę dni przed moim wyjazdem do Londynu. Z tyłu zdjęcia pisało 'Żebyś o nas nigdy nie zapomniała'. Chwyciłam kolejne pudełko, to chyba od Conora. Dostałam wielką bombonierkę z jego 'autografem'. Od Mike'a dostałam misia. Oh, no i pod koniec imprezy pojawił się Ryan z Kennym. Także wręczyli mi prezenty. Ogólnie cieszyłam się, że przyszli, głownie dlatego, że Ryan mnie chyba nie polubił, a jednak się pofatygował żeby przyjść. Ja wręcz przeciwnie, polubiłam tego idiotę, Kenny'ego też, dlatego bardzo mnie zadowoliło kiedy przyszli. Ryan podarował mi niebiesko-czarne stringi, na kartce z życzeniami pisało; 'Nie wiedziałem co kupić, więc tak wyszło, że Bieber mi doradził, to nie był mój pomysł.'. Zaśmiałam się z jego usprawiedliwienia, pewnie myślał, że na niego nakrzyczę czy coś, gdy go zobaczę. Kenny podarował mi perfumy i kosmetyki. Otworzyłam resztą prezentów, było ich ze 100. Wyczerpana położyłam się na łóżku. - Boże, jestem wykończona. - powiedziałam zamykając oczy. Otworzyłam je i poszłam do łazienki. Wzięłam prysznic, ubrałam prezent od Ryana a na to założyłam koszulkę Justina. Wskoczyłam do łóżka, po chwili poczułam jak koło mnie kładzie się Bieber i owija mnie swoimi rękoma.
________________________________________________________________________
Nudny, długi i wyczerpujący rozdział, czyż nie?
Mam nadzieję, że przeżyjecie czytając to.
Miłegoo.
HAPPY EASTER!
#BigLove peace yooooooooooo!
Siedziałam w pokoju myśląc nad tym wszystkim. Jutro są moje pierwsze urodziny. 17, tak? Boże. Myślałam, że jestem pełnoletnia, że mogę robić co mi się podoba, że nie podlegam już jakimkolwiek zastrzeżeniom, a tu co? Gówno, Jay był ode mnie starszy tylko o rok, miałam z tego satysfakcję, że nie jestem taką gówniarą, a tu nagle się okazało, że jestem cztery lata młodsza, no co? Co ja do cholery zrobiłam moim rodzicom, że tak mnie okłamali?
Poczułam pocałunek na szyi, odwróciłam się.
- Cześć kochanie. - uśmiechnął się.
- Teraz kochanie, tak?
- Nie gniewaj się na mnie, chociaż muszę przyznać, że jesteś cholernie seksowna gdy jesteś zła.
- Wiem. - zaśmiałam się.
- Wiesz, że cię kocham? Która godzina?
- Nie, nie wiem i... 15:34.
- Ow, co dziś robimy?
- A co robiłeś od rana?
- Byłem z Max'em.
- Gdzie?
- W centrum.
- Okey. Nie wiem... Może... Nie wiem.
- Chciałabyś obejrzeć jakiś film? Chyba, że masz inne plany. - poruszył zabawnie brwiami.
- A pan, panie Bieber? - usiadłam na nim okrakiem.
- Nie wiem jak ty, ale ja bym mógł robić coś ciekawszego. - wbił się w moje usta i zdejmując swoją koszulkę, rzucił nią w drzwi aby te się zamknęły.
*Perspektywa Alice*
Kurwa mać, dlaczego ja koło niej mam pokój? Ja pierdolę, jęczą już tam dobre 30 minut.
- Harry, zaraz mi głowa pęknie. - powiedziałam leżąc na jego torsie.
- Niech się cieszą sobą. Jay wreszcie rucha kogoś, kogo kocha, nie mam nic do tego. Możemy wyjść z Max'em na spacer.
- Okeey. To chodź po Max'a. - poszliśmy z Harrym do pokoju Max'a.
- Max, idziesz z nami do parku? - zapytał Harry.
- Taak! Może będzie Vanessa!
- Jaka Vanessa? - spytałam zaciekawiona.
- Poznałem koleżankę. Ale poczekajcie przebiorę się. - Harry uniósł ręce do góry i się odwrócił.
Patrzyłam co Max chce ubrać, wybrał czarne rurki i szarą marynarkę, kurwa on ma 6 lat do cholery! Czasami w to wątpię. Jest zbyt mądry na to. Widocznie ma fajną mamę.
- Dlaczego tak oficjalnie? - zapytałam.
- Bo to będzie oficjalne spotkanie. - odpowiedział z powagą. Wziął jeszcze ray-bany i wyszliśmy z domu.
Razem z Harrym założyliśmy również swoje okulary i po chwili byliśmy w parku.
Max pobiegł do jakiejś dziewczynki która była z tatą, to pewnie ta Vanessa.
Usiedliśmy razem z Harrym bardzo blisko żeby słyszeć ich rozmowę.
- Dzień dobry panu. - podał rękę temu facetowi. - Mam do pana sprawę.
- Cześć mały, więc o co chodzi? - usiedli na jedną z ławek. Harry otworzył usta ze zdziwienia. Kurwa, co on odwala?
- Cóż, powiem wprost, chcę prosić o rękę pana córki. - odpowiedział. Spojrzałam na Harry'ego.
- Słucham? - zapytał ten facet ze zdziwieniem.
- Chcę ożenić się z Vanessą. - powiedział powoli. Razem z Harrym wybuchnęliśmy śmiechem, że co do cholery? Ruszyliśmy powoli w ich stronę.
Ten facet zaśmiał się patrząc nadal ze zdziwieniem na Max'a.
- A rozmawiałeś z Vanessą?
- Oczywiście, ona też chce się ze mną ożenić.
- Nie uważasz, że jest trochę za wcześnie na małżeństwo? - zapytał go.
- Tak, rozumiem. Dlatego poczekamy z tym dopóki będziemy dorośli.
- Czyli pozwolisz jej spokojnie skończyć szkołę?
- Tak, ja też postaram się mieć same szóstki!
- Skoro tak to nie będę stał na drodze do waszego szczęścia.
- Dziękuję, miło się z panem robiło interesy. - pożegnali się i Max do nas podszedł.
- Już? - zapytał Harry próbując opanować śmiech.
- Tak! Chyba się udało.
- Jesteś moim mistrzem. - powiedziałam. - O ile przestali nasi sąsiedzi pokojowi się bawić to muszę zadzwonić do Sarah.
- Halo?
- Sarah, nie uwierzysz mi w to co teraz powiem.
- No mów.
- Max właśnie się oświadczył.
- KOMU?!
- Jakiejś Vanessie. A tak dokładnie to poprosił jej ojca o jej rękę.
- PRZYPROWADŹ GO DO DOMU!
Zaśmiałam się i rozłączyłam.
- Idziemy do domu. - powiedział Harry. - zaczyna padać. - dodał.
Ruszyliśmy w stronę domu.
*Perspektywa Jaya*
Po zajebistym seksie, my zamiast leżeć i cieszyć się sobą, siedzimy na dole w salonie czekając na Alice. Chuj wie co się stało, bo Sarah mi nie chciała powiedzieć. Cały czas się głupio uśmiechała jak jakaś popieprzona. Nagle Alice weszła do domu za rękę z Maxem. Harry wszedł za nimi i zamknął drzwi.
- Max, co ty narobiłeś?! - Sarah zaczęła krzyczeć.
- Poprosiłem o rękę Vanessę, tę z parku! Jej tata mi pozwolił. - powiedział z dumą w głosie.
- Oj Max. - zaśmiała się.
Alice poszła do góry, bo chyba ktoś do niej dzwonił. Sarah z Maxem też się ulotnili.
- Mógłbyś zawołać wszystkich z wyjątkiem dziewczyn na dół?
- Ok. - Harry pobiegł do góry. Już wiem jak sprawdzić czy do reszty ocipieli.
- Jesteśmy. - powiedział Chaz wchodząc z całą resztą.
- Chaz, możesz iść odpocząć, tym razem ci odpuszczę. Liam, ty również i ty Niall. - ta trójka była jeszcze okey, nie musiałem ich sprawdzać. - Dobra... Harry, Louis, Zayn wyjeżdżamy dziś, dokładnie za 10 minut, pam...
- Po co?
- Dasz mi kurwa dokończyć? - warknąłem na Louisa. - Jedziemy do klubu Fabric.
- Wreszcie się zabawimy. - powiedział Harry. - Dawno tam nie byłem.
- Bardzo śmieszne Styles, ale nie. Jedziemy tam załatwić 2 laski które szukam od 3 lat.
- Co?
- Gówno, macie się pakować do samochodu, teraz. - pokazałem na drzwi, a wszyscy posłusznie wyszli.
Chwyciłem zapasową broń i wyszedłem do nich. Odpaliłem samochód.
- A to dokładnie kogo załatwiamy? - zaczął Tomlinson.
- Moje stare przyjaciółki, Sophie i Bellę. To wam wystarczy.
Wjechałem na parking. Pokazałem Harry'emu zdjęcie dziewczyn, on kiwnął głową i wyszedł z samochodu. Rozejrzałem się, podgłośniłem radio, by zrobiło się trochę głośniej, bo wiało nudą. Po chwili Styles ciągnął je za sobą. Sophie posadził obok Louisa, a Bellę wcisnął na Zayna, sam usiadł z przodu.
- Co ty chcesz nam zrobić, Bieber? Nie widzieliśmy się przez 3 lata. - mruknęła Bella. - Fuj, zostaw mnie zboczeńcu. - pisnęła. Obejrzałem się instynktownie, ujrzałem chytry uśmieszek Zayna.
Może do końca nie ocipieli?
- KURWA, WYPUŚĆ NAS! - zaczęła drzeć się Sophie, Louis położył rękę na jej ustach, wyciągnął nóż i obrócił go w ręce.
Jestem pozytywnie zaskoczony.
- Patrz na drogę! - usłyszałem krzyk Harry'ego. Przyspieszyłem trochę. - Gdzie my w ogóle jedziemy? - spytał już ciszej.
- Hampstead Heath.
- Już dawno powinniśmy tam być.
- Musi się trochę ściemnić, geniuszu. - mruknąłem. - I poza tym, nie pojedziemy przez środek Londynu z dwoma porwanymi laskami!
Jechaliśmy w ciszy. Dziwne, one coś kurwa kombinują. Zayn i Louis wydarli się na cały samochód, aż podskoczyłem.
- Co kurwa? - Styles się odwrócił. - Jay, on krwawi! - zahamowałem i odwróciłem się. - KURWA, JAY, RĘCZNY! - krzyknął. Uderzyliśmy w drzewo.
- Kurwa mać. - syknąłem i wysiadłem z samochodu. Otworzyłem tylne drzwi i wyszarpnąłem dziewczyny, Zayn i Louis też wyszli.
Skinąłem na Malika, a on jak na zawołanie zdarł bluzkę z Belli.
- Błagam, nie rób mi nic! - pisnęła. Zatkał jej usta dłonią.
Odwróciłem się, by zadzwonić do Nialla.
- Halo?
- Niall, przyjedź samochodem Harry'ego. Jesteśmy w lesie obok Hampstead Heath.
- Co? Po co?
- BO SAMOCHÓD MI SIĘ ROZJEBAŁ, BĄDŹ TUTAJ ZA 10 MINUT, JASNE?!
- Nie drzyj mordy, zaraz będę.
Odwróciłem się. Kurwa, Zayn jeszcze mi się przyda, nie ocipiał do końca. Jeszcze potrafi zrobić parę rzeczy.
W sumie, nie muszę mówić co teraz robi, nie? Można się domyśleć, że właśnie gwałci tą dziwkę.
Szarpnąłem za koszulkę Sophie na co jej bluzka się rozerwała i spadła na ziemię. Przycisnąłem ją do drzewa.
- Jeszcze kurwa jedno takie posunięcie i po was, jasne? - warknąłem.
- Nie widzieliśmy się tak długo, czego ty od nas chcesz? - syknęła i kopnęła mnie w krocze.
- Kurwa! - warknąłem i złapałem się w tamtym miejscu. Ona wykorzystała sytuację i zaczęła uciekać. - BIEGNIJCIE DO CHOLERY ZA NIĄ! - krzyknąłem na chłopaków. Zostałem sam z Belllą. Podszedłem do niej szarpiąc ją za włosy.
- Radziłbym ci przekazać przyjaciółce, że ma się uspokoić bo może się to dla niej źle skończyć. Ahh, no tak... Nie zdążysz tego zrobić. - zaśmiałem się. Rzuciłem ją na ziemię i usiadłem na niej okrakiem. - Całkiem zabawne jest to, że kiedyś się przyjaźniliśmy a teraz własnie cie zabijam, czyż nie? - cisza. - Śmiej się suko. - warknąłem. Ta zaczęła się sztucznie śmiać, ja pierdole jaka ona jest pusta, zero wyczucia sarkazmu serio.
Wyciągnąłem pistolet i scyzoryk z kieszeni. Odwróciłem się w stronę chłopaków których słyszałem, szli z tą małą dziwką. Zaśmiałem się z jej głupoty, serio? Nie ma czegoś takiego jak ucieczka od Jaya Biebera, przykro mi.
Przejechałem nożem po jej nagim brzuchu, ups, będzie ślad.
Rzucili na ziemię obok nas, Sophię.
- Co ty jej zrobiłeś?! - krzyknęła Sophia widząc krew na brzuchu Belli.
- Jeszcze nic konkretnego. - zaśmiałem się. Zaczął padać deszcz. Ja pierdolę.
Zobaczyłem Nialla biegnącego w naszą stronę.
- Dalej zapierdalajcie do samochodu. - pokazał na terenówkę Harry'ego.
- Komuś się popierdoliły role. - warknąłem na niego i podniosłem krwawiącą Bellę. - Zayn weź tą drugą sukę. - Zayn ją chwycił i pobiegliśmy w stronę samochodu.
Wsiadłem za kierownicę. Niall poszedł do Nando's zaczekać na Chaza a my ulotniliśmy się z tamtego miejsca.
- Twój samochód poszedł się jebać. - powiedział Louis.
- Louis, w piwnicy się chowałeś? W każdej chwili załatwię sobie drugi, nawet trzeci czy czwarty.
W końcu zrobiło się ciemno, dopiero 18 a już jest ciemno.
Podjechaliśmy nad jezioro.
- W sumie zastanawiam się nad... - usłyszałem plusk wody, spojrzałem w jej stronę. Sophia uciekała, płynąc w tej wodzie. Zaśmiałem się i wyciągnąłem broń. Strzeliłem do niej parę razy, z czego w większości trafiłem. Niech się utopi suka.
Odwróciłem się do chłopaków, ta druga leżała na ziemi. Co? Kiedy? Spojrzałem na chłopaków. Harry się uśmiechał zwycięsko.
Mogę stwierdzić, że nie są cipami, mogą zostać.
- Ona jeszcze żyje. - powiedział Louis.
- Wiem. - odpowiedział Harry i z całej siły ją kopnął po czym strzelił. - Już nie. - zaśmialiśmy się wszyscy.
- Co z nią teraz? - zapytał Zayn.
- Zostawiamy? - dodał Harry.
- Pojebało was? Są na niej odciski naszych palców. - odpowiedział Louis. Oni są tacy problemowi.
Chwyciłem laskę na ręce i rzuciłem do wody.
- Już nie ma naszych odcisków. - powiedziałem przewracając oczami. - Wracamy.
- Już po robocie? - oczy Harry'ego się zaświeciły. Na to kurwa czekałem.
- Tak, Harry. - zaśmiał się Louis. - Nie jesteśmy początkujący żeby pieprzyć się z tym godzinami.
- Dobra. - wsiedliśmy z powrotem do samochodu Harry'ego. Znów kierowałem ja.
*Perspektywa Sarah*
Siedziałyśmy z Alice w salonie i oglądałyśmy jakieś wiadomości na żywo.
- Dziś w jeziorze koło lasu w Londynie, znaleziono ciała dwóch młodych dziewczyn, mają około 20 lat. Jedna ma 4 rany postrzałowe, a drugiej śmierć prawdopodobnie była poprzez uduszenie. Sprawca jest nieznany, jednak policja podejrzewa dwóch członków grupy przestępczej, J. Biebera oraz H. Stylesa. Nie pozwolono nam ujawnić imion.
W tym momencie Alice wypluła wodę którą piła.
- Co do cholery?! - krzyknęła.
- SIEMA DZIEWCZYNKI! - krzyknął Zayn wchodząc do salonu.
- Gdzie Jay i Harry? - zapytałam go.
- Właśnie tutaj. - wskazał za siebie na otwierające się drzwi.
- SIEMANKO! - krzyknął Jay. We mnie się zagotowało a Alice zemdlała.
Harry podszedł do niej i położył ją na sofie.
- Co się wam do cholery stało? - zapytał Harry podchodząc, zaczęłam iść do tyłu aż w końcu wpadłam na ścianę.
Sorry Alice, nie wiem jak ty ale ja uciekam.
Wyminęłam ich i wybiegłam z domu. Może to miałam być ja i Alice? Co by było gdybyśmy to były my?
Po drodze wpadłam na jakąś dziewczynę, ona upadła.
- Boże... Przepraszam. Jestem Sarah. - podałam jej rękę podnosząc ją z ziemi.
- Jessica. - również się przedstawiła.
- Przepraszam, że tak na ciebie wpadłam, może w ramach rekompensaty umówimy się na kawę?
- Okey, to podaj mi na chwilę swój telefon.
Podałam jej telefon, chwile coś postukała i mi go oddała.
- Masz mój numer, zadzwoń jak będziesz miała czas, to się spotkamy. - uśmiechnęła się.
Pożegnałyśmy się i poszłam w stronę domu Jerry'ego.
Dawno u niego nie byłam tak wiecie, pogadać.
Zapukałam do drzwi, nikt nie otwierał. Światła były pozapalane a w domu nikogo nie było, jakież to odpowiedzialne.
Usiadłam na schodach. Na szczęście w moją stronę zaczął zbliżać się Mariush.
- Co ty tu robisz? - zapytał.
- W sumie, to nie wiem. Dlaczego nie zgasiliście świateł?
- Bo jak widać w domu są chłopacy?
- Ym... Nikt nie otwierał.
- Pewnie śpią, albo są zajęci. - wzruszył ramionami. - Wejdź. - powiedział gdy otworzył drzwi.
- SIEMA! - krzyknął Jerry. - O, Sarah.
- Pukałam, dupku. - warknęłam.
- Boże, nie bądź taka, nie obrażaj się o byle co. - przewrócił oczami.
- Brałeś coś. - warknęłam.
- Stary idź lepiej spać, jutro pogadacie. - powiedział Jake do Jerry'ego.
- Jak chcecie. - wzruszył ramionami i poszedł do góry.
- Serio chłopaki? Serio? - spojrzałam na nich. - Boże, dlaczego wy go nie powstrzymaliście? A jak przedawkuje?! Jak wyląduje w szpitalu przez to gówno?! - w tym momencie mój głos zamieniał się z krzyk. - Wiecie, że jest jedyną osoba którą mam! Nie mogliście do powstrzymać? - zapytałam i wyciągnęłam telefon. - Muszę już iść, sorry za kłopot. - warknęłam i wybrałam numer Alice wychodząc, nie odebrała.
Ruszyłam w stronę domu.
Chciałam zapukać, ale po co skoro ja tu mieszkam?
Weszłam do domu i trzasnęłam drzwiami.
- O Sarah. - powiedział Niall uśmiechając się. Ominęłam go i weszłam do salonu gdzie był Justin, Harry i Alice.
- Gdzie ty kurwa byłaś?! - warknął Justin w moją stronę.
- Pokazałaś im? - zapytałam Alice, pokręciła tylko głową
Cofnęłam ten program, bo nie przełączyli od kiedy wyszłam.
Zatrzymałam gdy gość mówił to co usłyszałam na początku.
- Dziś w jeziorze koło lasu w Londynie, znaleziono ciała dwóch młodych dziewczyn, mają około 20 lat. Jedna ma 4 rany postrzałowe, a drugiej śmierć prawdopodobnie była poprzez uduszenie. Sprawca jest nieznany, jednak policja podejrzewa dwóch członków grupy przestępczej, J. Biebera oraz H. Stylesa. Nie pozwolono nam ujawnić imion.
Bieber usiadł na sofie i zaśmiał się głośno.
- Naprawdę, śmieszne. - syknęłam na niego. Spojrzał na mnie z nienawiścią i rzucił gdzieś telefonem idąc na górę.
A tym momencie usłyszałam donośne pukanie do drzwi.
Alice szybko wstała i pobiegła otworzyć. Po chwili do salonu weszła w obstawie dwóch policjantów. Tylko nie to.
- Dzień dobry. - przywitali się ze mną i Harry'm.
- Dzień dobry? - odpowiedziałam bardziej pytaniem.
- Zastaliśmy Biebera i Stylesa?
- Po nazwisku to po pysku śmieciu, po za tym nie przypominam sobie żebyśmy byli na ty. - warknął Harry.
- Jeżeli się nie zamkniesz to zamkniemy cię za obrażanie funkcjonariusza. Dobrze wiecie, że u nas macie nieźle przejebane a po za tym, gdybyśmy chcieli już dawno byśmy was wsadzili za kratki, to jest idealny moment.
- Grozisz nam Brakley?
- Nie, ja tylko obiecuję. Gdzie Bieber?
- Tutaj. - warknął ktoś za nim. Spojrzałam za tego policjanta, stał tam Justin z dragiem. - Czego chcecie?
- Jedziecie z nami na komendę.
- No chyba cię pojebało, nigdzie nie jadę, nie macie podstaw żeby nas zabrać na komendę, nic nie zrobiliśmy.
- Pakować się do radiowozu Bieber. Styles, ty też. - ten drugi pokazał na radiowóz za oknem.
- I tak mi nic nie zrobicie. - oh Bieber, nie byłabym tego taka pewna. Spojrzał na mnie ostatni raz i wyszedł. Nie wiem dlaczego pozwoliłam mu tak po prostu wyjść.
Usiadłam na sofie, na dół zszedł Chaz.
- Czemu radiowóz stał pod naszym domem? Gdzie Bieber i Styles? - zapytał.
- Na komendzie. Muszę tam jechać.
***
*Perspektywa Jaya*
Przesłuchiwali mnie chyba już 6 raz.
- MÓWIĘ, ŻE NIC IM NIE ZROBIŁEM! O godzinie 16, pojechałem z moją dziewczyną do jej brata, wróciliśmy do domu około 17.30, oglądaliśmy telewizję, miło spędzaliśmy czas z przyjaciółmi, zrobiła się jakaś 19? I wtedy wy weszliście do domu. Nie rozumiem czemu tyle tutaj siedzę skoro i tak nic innego nie powiem, cały czas mówię to samo, nie nudzi ci się to? - spojrzałem na tego policjanta ze złością.
- Zostajesz na 24 godziny.
- CO?! Mam tu siedzieć do jutra wieczora? Nie da się mnie wypuścić szybciej?!
- Da się, ale twoja dziewczyna by musiała potwierdzić każde twoje słowo, twoi przyjaciele również.
- Nie ma sprawy. - odpowiedziałem a gość wyszedł. Napisałem do Sarah, żeby potwierdzali wersję zdarzeń przedstawioną przez funkcjonariusza.
Nie odpisała mi, mniejsza z tym. Schowałem telefon do kieszeni. Zasnąłem na krześle.
- BIEBER! - poczułem szturchanie w ramie.
- Co? - mruknąłem zaspany.
- Możesz wyjść. - oczy mi się zaświeciły.
- Poważnie?
- Tak, chyba, że masz mi coś jeszcze do powiedzenia.
- Nie. - przeszedłem koło niego i wyszedłem z tego pomieszczenia. Kawałek dalej stała Sarah, nie, ona nie stała, chodziła w kółko. Podszedłem do niej.
- Tęskniłaś? - przytuliłem ją. - Co z Harrym?
- Wyszedł wczoraj.
- Jak wczoraj? To już dzień?
- Tak, jest 6 rano.
- Byłaś tu przez całą noc?
- Tak.
- Kocham cię, możemy już wracać. - pocałowałem ją w policzek. - Musimy być o 12 w pewnym miejscu, więc musisz się przygotować, ubierz się seksownie. - powiedziałem.
- Nie ma sprawy. - machnęła ręką.
***
*Perspektywa Sarah*
Justin wyszedł z domu jakąś godzinę temu. Założyłam moje krótkie spodenki z wysokim stanem i kremową koszulkę z napisem 'I love my boyfriend', która kupił mi kiedyś tam Justin.
Usiadłam na moim łóżku i zastanawiałam się nad makijażem. Nie miałam na twarzy żadnego makijażu od paru dni. Justin nie lubi jak mam makijaż, więc jak mam się pomalować?
Ostatecznie wybrałam tusz do rzęs i jasno różową pomadkę.
Wszystko do siebie pasowało. Założyłam moje ecru szpilki i zeszłam na dół.
11.30. Zaraz miał po mnie przyjechać Justin.
Od rana nikogo nie było w domu, nikogo kompletnie. Nawet mojego telefonu nigdzie nie było.
Po chwili w kuchni pojawił się Bieber.
- WOW, wyglądasz pięknie. - powiedział. - Chodź. - wyciągnął do mnie rękę. Podeszłam do niego i chwyciłam za rękę. - Nadal jesteś ode mnie niższa. - powiedział śmiejąc się.
- Pff, dużo mi nie brakuje. - powiedziałam i się uśmiechnęłam.
Zamknęłam drzwi do naszej villi i wsiedliśmy do jakiegoś nowego samochodu którego wcześniej nie widziałam, był czarny, nie znam się na tych markach samochodów więc sorry ale nie wiem co to za samochód, był bardzo ładny, drzwi otwierały się do góry. Serio Bieber? Serio?
- Gdzie tamten samochód? - zapytałam. - Dobra nie było pytania. - nie chciałam wnikać w to co się stało poprzedniej nocy. Zapomniałam o kurtce, chciałam się cofnąć ale Justin zauważył to i nałożył na moje ramiona swoją kurtkę, uśmiechnęłam się i odjechaliśmy z podjazdu.
- Gdzie jedziemy? - zapytałam po chwili.
- Już jesteśmy. - odpowiedział wysiadając. Otworzył drzwi z mojej strony. Rozejrzałam się dookoła. Byliśmy gdzieś przed jakimś wielkim klubem.
- Co my tu robimy?
- Oh, no właśnie, pozwoliłem sobie wziąć twój telefon... Masz. Zaraz się dowiesz po co mi był. - mrugnął do mnie i weszliśmy do środka. Było ciemno. Justin zapalił światło.
- WSZYSTKIEGO NAJLEPSZEGO! - krzyknęła wielka grupa ludzi w środku. Otworzyłam usta ze zdziwienia. Wszyscy po kolei do mnie podchodzili i dawali prezenty składając życzenia. Była Vanessa, Conor, Tristian, Lolly, Mike, Agnes... Po to był mój telefon Justinowi. Czy tam właśnie stoi Jess?
Podeszłam bliżej baru.
- Hej, co ty tu robisz? - zapytałam.
- Miałyśmy iść na kawę, a potem zadzwonił do mnie ktoś i powiedział, że wyprawia ci tu urodziny...
- To ja. - podszedł do nas Justin a ta zamknęła usta i spojrzała na niego z przerażeniem. Serio Bieber? Musisz mi straszyć wszystkich znajomych?
- Sk... - zaczęła się jąkać
- Skrylls? - zapytał Justin. - Nie dzisiaj. Wyluzujcie się trochę, ja idę do chłopaków. - pokazał na resztę naszej paczki.
- Czy ty... Należysz do nich? - zapytała Jessica.
- Tak, ale... Nie bój się, oni ani ja nic ci nie zrobimy.
- Um, okey. To prezent dla ciebie. - podała mi małą paczkę.
- Nie trzeba było. - powiedziałam. z uśmiechem.
- Po prostu otwórz. - pokazała na pudełko.
- Jeju jakie ładne. - powiedziałam widząc plugi w kwiaty. Po chwili znalazła się koło mnie moja ekipa z Kanady.
- Hej kochanie! - powiedziała Lolly razem z Vanessą.
- Hej! - odpowiedziałam.
- Siema młoda. - powiedział Tristian i mnie przytulił.
- No to hot 17! - odezwał się Conor.
- Już wiecie?
- Ta, twój brat nam powiedział, żebyśmy nie zaliczyli wtopy. - zaśmiała się Agnes.
Podeszło do mnie jeszcze kilka osób. Szukałam wzrokiem Jerry'ego. Jest! Stoi przy barze razem z Beatlers.
- Hej wam. - powiedziałam podchodząc.
- Oo! Nasza hot 17 się pojawiła! - powiedział Jake.
- Bardzo śmieszne. - zaśmiałam się sarkastycznie. - Przynajmniej nie jestem stara jak niektórzy. - mrugnęłam w stronę Jerry'ego.
- Pf, to, że mam 24 lata to nie znaczy, że jestem stary. Oh, no tak, ja przynajmniej jestem seksowny. - powiedział Jerry
- Nie powiedziałabym. - zaśmialiśmy się wszyscy.
Justin dobrze to rozplanował, niczego się nie domyślałam a są wszyscy na których mi zależy. Pojawiło się całe Beatlers, znajomi z Kanady, przejrzałam jeszcze całą salę, Justina nigdzie nie było, chłopacy byli. Mam zamiar dziś się dobrze bawić, Max też gdzieś jest.
***
Zatańczyłam chyba ze wszystkimi na sali, wszystkie prezenty Justin już spakował do samochodu. Oczywiście przez całą imprezę nie mogłam pić ani palić, bo Justin twierdzi, że jestem niepełnoletnia i nie mogę. Nigdzie go oczywiście nie było przez cały czas.
Własnie jedziemy z Justinem w jakąś stronę, serio nie mam pojęcia gdzie jedziemy.
- Justin...
- Nie powiem ci.
- Dlaczego?
- Bo to niespodzianka.
- A ja nie lubię niespodzianek.
- To polubisz. - mrugnął do mnie stanął. - Jesteśmy. - wysiedliśmy z samochodu.
Poprowadził mnie w stronę jakiegoś studia. Otworzył drzwi i pozapalał światła. Otworzyłam szerzej oczy gdy zobaczyłam to co było na ścianach.
Byłam ja, Justin, niebo... Druga to fajne wzroki. Nigdy nie dostałam lepszego prezentu.
- To wszystko twoje. - powiedział mi na ucho gdy oglądałam wszystko ze zdziwieniem.
- Jak ty... Skąd ty...
- Nie pytaj. Za tamtymi drzwiami. - wskazał na czarne drzwi. - jest łazienka a obok szatnia.
- KOCHAM CIĘ! - wskoczyłam mu na ręce i mocno przytuliłam.
- Teraz możesz sobie tańczyć ile tylko ci się podoba, chociaż nie za dużo bo będę zazdrosny. - zaśmialiśmy się.
- A ta ściana to zapewne Max? - wskazałam na ścianę gdzie były narysowane jakieś potworki, napisy i rożne rysunki. Zauważyłam, że na środku był napis 'JAY LOVES SARAH'.
w pewnym momencie popłakałam się ze szczęścia.
- Boże, nie podoba ci się? Sarah, nie płacz. - powiedział Justin przytulając mnie.
- Nie idioto, to są łzy szczęścia. - powiedziałam śmiejąc się.
- Uf. - odetchnął.
- To jest piękne. - powiedziałam i otarłam policzki z łez. - Jesteście najlepsi.
- Wracajmy, jest już 4 nad ranem, pewnie jesteś zmęczona. Mam nadzieję, że to jak na razie twoja najlepsze urodziny. Mam coś jeszcze dla ciebie w domu.
- Nie Justin. Za dużo tego, przecież to wszystko musiało kosztować fortunę!
- Nie przejmuj się tym, chodź. - wyciągnął do mnie rękę. Pogasiliśmy światła i wróciliśmy do samochodu.
Miał rację, byłam zmęczona, oczy mi się same zamykały z przemęczenia.
Po chwili byliśmy już w domu.
- Jesteśmy. - powiedział Justin wchodząc do salonu. Serio? Ja nie mogłam nawet łyka alkoholu a oni śpią na ziemi jak jakieś menele? Serio Justin? Chyba zacznę kogoś nienawidzić. Bieber wniósł wszystkie prezenty do nas do pokoju. Po kolei otwierałam każdy. Postanowiłam, że jako pierwszy otworzę od Jerry'ego. Chwyciłam dużo pudełko z kartką 'Od Beatlers i Jerry'ego.' po czym je otworzyłam. W środku była bielizna. Czerwona z czarną koronką. Chwyciłam kartkę leżącą na dnie pudełka. 'Mam nadzieję, że Bieberowi się spodoba.'. Zaczęłam się śmiać. Justin na mnie spojrzał pytająco. Rzuciłam mu to pudełko razem z karteczką.
- Rozumiem, że dziś to założysz i mi się w tym pokażesz? - Śnisz Bieber. - zaśmiałam się i chwyciłam prezent od Skrylls. Było to duże pudełko. Otworzyłam je. W środku były białe supry, pudełko płyt, czarna koszulka z białym napisem 'Dancer number 1 bro' i była też mała kartka. Pisało na niej; 'Buty, żeby ci się wygodnie tańczyło, na płytach są dobre nuty które ci się napewno spodobają i będziesz mogła twerkować i tańczyć cały czas, mamy nadzieję, że bluzka się spodoba. ~Skrylls.'. Uśmiechnęłam się i zaczęłam przeglądać dalej. Następny był od Tristiana. Trzymałam przez chwilę małe pudełko, po chwili zdecydowałam się je otworzyć. Jak zobaczyłam co jest w środku, zaczęłam się śmiać. Bieber ponownie rzucił mi pytające spojrzenie. W środku był wibrator, tak, serio. A do niego była przyklejona karteczka 'Gdyby chłopak cię nie zadowalał...' Podałam to Justinowi.
- Skurwysyn. - prychnął pod nosem. Nadal się śmiałam. Chwyciłam pudełko podpisane 'Od Agnes, Vanessy i Lolly'. Otworzyłam je, w środku było nasze zdjęcie. Byłyśmy we czwórkę na mistrzostwach dziewczyn w kategorii Streetdance. Było to parę dni przed moim wyjazdem do Londynu. Z tyłu zdjęcia pisało 'Żebyś o nas nigdy nie zapomniała'. Chwyciłam kolejne pudełko, to chyba od Conora. Dostałam wielką bombonierkę z jego 'autografem'. Od Mike'a dostałam misia. Oh, no i pod koniec imprezy pojawił się Ryan z Kennym. Także wręczyli mi prezenty. Ogólnie cieszyłam się, że przyszli, głownie dlatego, że Ryan mnie chyba nie polubił, a jednak się pofatygował żeby przyjść. Ja wręcz przeciwnie, polubiłam tego idiotę, Kenny'ego też, dlatego bardzo mnie zadowoliło kiedy przyszli. Ryan podarował mi niebiesko-czarne stringi, na kartce z życzeniami pisało; 'Nie wiedziałem co kupić, więc tak wyszło, że Bieber mi doradził, to nie był mój pomysł.'. Zaśmiałam się z jego usprawiedliwienia, pewnie myślał, że na niego nakrzyczę czy coś, gdy go zobaczę. Kenny podarował mi perfumy i kosmetyki. Otworzyłam resztą prezentów, było ich ze 100. Wyczerpana położyłam się na łóżku. - Boże, jestem wykończona. - powiedziałam zamykając oczy. Otworzyłam je i poszłam do łazienki. Wzięłam prysznic, ubrałam prezent od Ryana a na to założyłam koszulkę Justina. Wskoczyłam do łóżka, po chwili poczułam jak koło mnie kładzie się Bieber i owija mnie swoimi rękoma.
________________________________________________________________________
Nudny, długi i wyczerpujący rozdział, czyż nie?
Mam nadzieję, że przeżyjecie czytając to.
Miłegoo.
HAPPY EASTER!
#BigLove peace yooooooooooo!
Jestem pierwsza hahahahahah CUDOWNY *_*
OdpowiedzUsuńJeju cudowny jest czekam na nn :)
OdpowiedzUsuńnudny? chyba zwariowałaś jest mega
OdpowiedzUsuńdlaczego tam nie było Alice?
OdpowiedzUsuńBOSKIE
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńJeju.. Też chcę takie urodziny!
OdpowiedzUsuńZazdroszczę Sarah! Rozdział jak zwykle zajekurwabisty i nie waż się mówić, że nudny, bo jak w środę przyjdziesz po mnie na przystanek to cię uduszę :* Wesołych Świąt i duuuużo weny!
OdpowiedzUsuńKOMENTOWAĆ BICZEE
MAMY W ŚRODĘ WF? HAHAHA DX
UsuńTak, Agata. Mamy. I masz mi ćwiczyć! :)
UsuńKocham
OdpowiedzUsuńZAJEBIOZA
OdpowiedzUsuńdaj +18 :D
OdpowiedzUsuńdaj na następnym 18+ xd :)
OdpowiedzUsuń