Justin przytulił mnie od tyłu i odgarnął moje włosy. Zaczął pleść z nich warkocza. - A ty tęskniłaś za mną? - pocałował mnie w szyję.
- Może tak, może nie. - uśmiechnęłam się. - A jak myślisz?
- Myślę, że tęskniłaś. Dobrze, że nie zostałaś w Kanadzie.
- Nie miałam zbytniego wyboru.
Nie odpowiedział mi, tylko głośno się zaśmiał, a potem zaczął kaszleć. Poklepałam go po plecach, ale on jeszcze bardziej się śmiał.
- Wszystko dobrze? - też się śmiałam.
- Teraz już tak. - odparł z powagą.
- Kocham cię, Jay. - powiedziałam i go przytuliłam. Przez chwilę się nie odzywał.
- Wiem. Też cię kocham. - odwzajemnił uścisk. I siedzieliśmy na łóżku, przytuleni jak dwa misie koala. Musiało to fajnie wyglądać.
*Perspektywa Harry'ego*
Poprawiłem poduszki na moim łóżku. Usłyszałem pukanie do drzwi.
- Proszę! - krzyknąłem.
Do pokoju weszła Alice. Miała bluzkę, którą jej kiedyś dałem. Słodko.
- Hej. - powiedziała cicho i usiadła na jednej poduszce.
- Hej. Poukładałem je tutaj. - zmrużyłem oczy.
- Bywa. Pamiętasz, kiedy z tobą zerwałam?
- Trudno zapomnieć. Ośmieszyłaś mnie przed całą szkołą.
- Tak. Przyrzekłam sobie wtedy, że oddam ci to. - wskazała na bluzkę. - I mimo tego, że już się, chyba, lubimy, to chcę ci ją oddać. - zdjęła ją i podała mi koszulkę. Na szczęście miała pod nią bokserkę.
- Przecież nie musiałaś...
- Wiem. Ale chcę ci ją oddać. To do zobaczenia? - wstała z łóżka.
- Czekaj! - krzyknąłem, gdy otwierała drzwi.
- Hmm? - odwróciła się.
- Dobra, nic.
Nie odpowiedziała, tylko wyszła. Poprawiłem tą poduszkę i sam opadłem na łóżko. Zamknąłem oczy. Przypomniałem sobie Gemmę, moją starszą siostrę. Ciekawe co by sobie o mnie pomyślała, o tym co robię. Chciałbym do niej zadzwonić, ale jednak nie.
Usłyszałem trzask na dole. Odruchowo zbiegłem na dół. W kuchni stał Louis. Przed jego nogami leżały kawałki szkła.
- Kolejna?
- Tak. - westchnął. Podszedłem i zacząłem zbierać kawałki szklanki. - Nie zbieraj tego, sam posprzątam.
- Louis, przecież to zrobię. - zamiotłem resztki, wyprostowałem się. - I skończone. Przy następnej uważaj. Już wszystko dobrze?
- Tak, chyba tak.
- Co tu się stało? - do kuchni wszedł zaspany Zayn.
- Nic, szklanka się zbiła.
- Znowu? Louis, powinieneś iść do lekarza.
- Przecież wszystko dobrze. - oburzył się.
- Skoro tak uważasz. - Zayn wzruszył ramionami. - Ale jeżeli byś się zdecydował, daj znać.
- Boże, dajcie mi spokój! Nic się nie dzieje, jasne? Panikujecie.
- Jesteś naszym przyjacielem, to chyba normalne. Koniec tematu, bo i tak nic nie załatwimy. Ktoś chce herbaty? - zapytałem.
- Ja poproszę. - odezwał się Zayn.
- Mi też możesz zrobić. - powiedział Louis.
*Perspektywa Jaya*
Jak Sarah była w łazience, chwyciłem jej telefon.
Spojrzałem w jej kontakty.
Alice, Vanessa, Conor, Tristian, Agnes, Harry, Louis, Jay...
Zaraz, Jay? Czemu ma mnie tak zapisanego? Trzeba to zmienić. Wyobraźcie sobie, że teraz się uśmiecham jak bym szykował zagładę.
Zmieniłem tą nazwę na 'najseksowniejszy chłopak na świecie'. Może kiedyś zauważy, znów możecie sobie wyobrazić, że się śmieję.
Potem wszedłem z sms'y.
Kurwa, ona cały czas pisze z Alice. Było parę sms'ów do innych ludzi, ale nie miałem okazji ich poznać.
Jeden z sms'ów przykuł moją uwagę.
- Może tak, może nie. - uśmiechnęłam się. - A jak myślisz?
- Myślę, że tęskniłaś. Dobrze, że nie zostałaś w Kanadzie.
- Nie miałam zbytniego wyboru.
Nie odpowiedział mi, tylko głośno się zaśmiał, a potem zaczął kaszleć. Poklepałam go po plecach, ale on jeszcze bardziej się śmiał.
- Wszystko dobrze? - też się śmiałam.
- Teraz już tak. - odparł z powagą.
- Kocham cię, Jay. - powiedziałam i go przytuliłam. Przez chwilę się nie odzywał.
- Wiem. Też cię kocham. - odwzajemnił uścisk. I siedzieliśmy na łóżku, przytuleni jak dwa misie koala. Musiało to fajnie wyglądać.
*Perspektywa Harry'ego*
Poprawiłem poduszki na moim łóżku. Usłyszałem pukanie do drzwi.
- Proszę! - krzyknąłem.
Do pokoju weszła Alice. Miała bluzkę, którą jej kiedyś dałem. Słodko.
- Hej. - powiedziała cicho i usiadła na jednej poduszce.
- Hej. Poukładałem je tutaj. - zmrużyłem oczy.
- Bywa. Pamiętasz, kiedy z tobą zerwałam?
- Trudno zapomnieć. Ośmieszyłaś mnie przed całą szkołą.
- Tak. Przyrzekłam sobie wtedy, że oddam ci to. - wskazała na bluzkę. - I mimo tego, że już się, chyba, lubimy, to chcę ci ją oddać. - zdjęła ją i podała mi koszulkę. Na szczęście miała pod nią bokserkę.
- Przecież nie musiałaś...
- Wiem. Ale chcę ci ją oddać. To do zobaczenia? - wstała z łóżka.
- Czekaj! - krzyknąłem, gdy otwierała drzwi.
- Hmm? - odwróciła się.
- Dobra, nic.
Nie odpowiedziała, tylko wyszła. Poprawiłem tą poduszkę i sam opadłem na łóżko. Zamknąłem oczy. Przypomniałem sobie Gemmę, moją starszą siostrę. Ciekawe co by sobie o mnie pomyślała, o tym co robię. Chciałbym do niej zadzwonić, ale jednak nie.
Usłyszałem trzask na dole. Odruchowo zbiegłem na dół. W kuchni stał Louis. Przed jego nogami leżały kawałki szkła.
- Kolejna?
- Tak. - westchnął. Podszedłem i zacząłem zbierać kawałki szklanki. - Nie zbieraj tego, sam posprzątam.
- Louis, przecież to zrobię. - zamiotłem resztki, wyprostowałem się. - I skończone. Przy następnej uważaj. Już wszystko dobrze?
- Tak, chyba tak.
- Co tu się stało? - do kuchni wszedł zaspany Zayn.
- Nic, szklanka się zbiła.
- Znowu? Louis, powinieneś iść do lekarza.
- Przecież wszystko dobrze. - oburzył się.
- Skoro tak uważasz. - Zayn wzruszył ramionami. - Ale jeżeli byś się zdecydował, daj znać.
- Boże, dajcie mi spokój! Nic się nie dzieje, jasne? Panikujecie.
- Jesteś naszym przyjacielem, to chyba normalne. Koniec tematu, bo i tak nic nie załatwimy. Ktoś chce herbaty? - zapytałem.
- Ja poproszę. - odezwał się Zayn.
- Mi też możesz zrobić. - powiedział Louis.
*Perspektywa Jaya*
Jak Sarah była w łazience, chwyciłem jej telefon.
Spojrzałem w jej kontakty.
Alice, Vanessa, Conor, Tristian, Agnes, Harry, Louis, Jay...
Zaraz, Jay? Czemu ma mnie tak zapisanego? Trzeba to zmienić. Wyobraźcie sobie, że teraz się uśmiecham jak bym szykował zagładę.
Zmieniłem tą nazwę na 'najseksowniejszy chłopak na świecie'. Może kiedyś zauważy, znów możecie sobie wyobrazić, że się śmieję.
Potem wszedłem z sms'y.
Kurwa, ona cały czas pisze z Alice. Było parę sms'ów do innych ludzi, ale nie miałem okazji ich poznać.
Jeden z sms'ów przykuł moją uwagę.
Od: Mama
Bądź za 15 minut, my wychodzimy, Jerry będzie z tobą w domu.
Wchodząc w szczegóły wiadomości zauważyłem, że to było 4 lata temu. Tylko skąd ona ma sms'a z przed tylu lat? Przecież starą kartę sim złamała jak Jerry jej szukał, po za tym nie ma tego na pamięci telefonu, bo ma nowy telefon. Nie rozumiem. Może miała to gdzieś zapisane? Nie wiem.
Drugi sms jaki przykuł moją uwagę to był od jakiegoś Tristiana.
Od: Tristian
Hej kochanie, o której będziesz w studiu? Dlaczego ode mnie nie odbierasz?
Ah, no tak, czytałem to kiedyś. Nie odbierała bo była tutaj suko.
Sarah wyszła z łazienki i podeszła do mnie.
- Ładnie tak przeszukiwać kogoś telefon? - zapytała.
- Jesteś moją dziewczyną, mam do tego prawo.
- Jesteś moim chłopakiem też mam do tego prawo. - podbiegła do szafki i wzięła mój telefon. Chciałem jej go zabrać, ale wbiegła do łazienki i się zakluczyła.
- Twój tata napisał, że masz dziś być o 22 w waszej jakiejś restauracji, nie napisał jakiej! - krzyknęła z łazienki. Ta, wiem o co chodzi.
- Oddaj mi mój telefon! - krzyknąłem z pokoju.
Przez 15 minut siedziała tam nie odzywając się. Co ona do chuja tam robi?
Po chwili wyszła z blada twarzą i rzuciła we mnie tym telefonem, po czym zbiegła na dół.
Spojrzałem na to co przeczytała.
Napisała do mnie Abigail, że mam być dziś u niej o 20 to się zabawimy. Ja pierdolę, co ja mam teraz zrobić?
Zbiegłem na dół.
- Alice? - zapytałem.
- Co? - uniosła brew do góry.
- Widziałaś Sarah?
- No, wyszła przed chwilą, powiedziała, że idzie coś załatwić.
Wybiegłem z domu. Gdzie ona może być?
*Perspektywa Sarah*
Zapytałam Louisa gdzie mieszka Abigail po czym poszłam tam cholernie wkurwiona.
Zapukałam do drzwi. Otworzyła je po chwili.
- Hej. - pisnęła.
- Nie piszcz bo mi uszy pękną. - warknęłam. - Mogę wejść?
- Tak, jasne. - uśmiechnęła się i wpuściła mnie do środka.
W salonie siedział o ile się nie mylę, jej chłopak.
- Oh, jak fajnie, że ty tez jesteś. Rozumiem, że jesteście parą, tak? - zapytałam.
- Tak, bardzo szczęśliwą parą. - odpowiedział.
- Jesteś tego pewny? Abigail, chciałam cię tylko uświadomić, że jestem zdolna serio do wszystkiego i uwierz mi, jak się nie odczepisz od Jaya to przyjdę tu i ci wyrwę te włosy własnymi rękoma.
- Jakiego Jaya? Abigail? - zapytał ten chłopak. Było mi go szkoda, że umawiał się z taką ym... Pustą dziewczyną?
- Oh, to ty nic nie wiesz? Nie wiesz, że twoja dziewczyna się puszcza? Pewnie nie tylko z moim chłopakiem, z innymi też. Więc...
- Z nami koniec. - syknął i wyszedł z tego domu. Zaśmiałam się.
- Widzisz? I po co ci to było? - zapytałam pochylając się nad nią. - Ostatnie ostrzeżenie, jeszcze kurwa raz zobaczę cię w towarzystwie Jaya, albo jakiegoś sms'a od ciebie to będziesz miała nieźle przejebane. - pomachałam jej i wyszłam z jej mieszkania zadowolona z siebie.
- Możesz być z siebie dumna! - krzyknęła za mną zdenerwowana. Machnęłam na nią ręką i wróciłam do domu.
- Już jestem! - krzyknęłam.
- Sarah? Jay poszedł cię szukać.
- Trochę poszuka i wróci, nie zmęczy się, przyda mu się trochę ruchu. - zaśmiałam się.
- Tak sądzisz? - odezwał się za mną ten seksowny głos. Szedł za mną?
- Tak. - odwróciłam się z uśmiechem.
- Nie jesteś zła? Gdzie ty do cholery poszłaś?
- Mam pozwolić żeby ktokolwiek podrywał mojego chłopaka? Śnisz kochanie.
- Co zrobiłaś?
- Grzecznie poprosiłam Abigail, żeby się odpieprzyła, z dopiskiem, że pożałuje, ale to można pominąć. - wyszczerzyłam zęby.
- Moja dziewczyna. - zaśmiał się i mnie przytulił.
- Mogę jeszcze na chwilę twój telefon? - zapytałam.
- Jasne. - podał mi go.
Zablokowałam numer Abigail i zmieniłam mu tapetę na siebie. Śmiejąc się oddałam mu ten telefon.
- Co to za seksowna dziewczyna na tapecie? - zapytał mrużąc oczy.
Tapeta Jaya |
- Nie wiem, nie znam. - odpowiedziałam śmiejąc się. Pocałował mnie.
- Mam zamiar dziś pocałować każdą twoją ranę zrobioną przez tamtych dupków. - powiedział patrząc mi w oczy.
Przytuliłam go i poszliśmy do salonu.
- Alice? Idziemy do miasta? - zapytałam przyjaciółkę.
- Jasne. - uśmiechnęła się. Cmoknęłam Justina w policzek i wyszłyśmy z domu.
- Gdzie idziemy? - zapytała.
- Do studia tatuaży. - powiedziałam.
- Kolejny tatuaż? Nie za dużo tego?
- Nie. - zaśmiałam się.
- Co zrobisz tym razem? - zapytała z uśmiechem.
- Jay ma wytatuowaną koronę nad piersią, ja zrobię sobie koronę na biodrze.
- To jest... słodkie. - powiedziała uśmiechnięta.
- Też robisz jakiś tatuaż? Masz tylko cztery. - skrzywiłam się.
- Hm... Zrobię coś.
Doszliśmy do studia, wchodząc poczułam spojrzenie wszystkich mężczyzn którzy tu są.
- W czym pomóc? - zapytał jakiś gość za ladą, głupio się uśmiechając.
- Chciałabym wytatuować koronę, na biodrze, a koleżanka...
- Motyla, na ręce.
- Nie ma sprawy. To która pierwsza? - zapytał.
Lekko pchnęłam Alice żeby szła pierwsza, ten koleś wydawał się dziwny.
Po 30 minutach w końcu Alice wyszła stamtąd.
- Co tak długo? - warknęłam.
- Nie wiem. - wzruszyła ramionami. Weszłam do tego pomieszczenia.
- Usiądź tam i ściągnij spodnie. - pokazał mi na jakieś łóżko.
Usiadłam i ściągnęłam spodnie.
- Chciałabym tak centralnie na biodrze koronę księżniczki, chyba, że pan proponuje inne miejsce. - wzruszyłam ramionami.
- Może żeby uzupełnić tak jakby twój rysunek nad biustem, zrobimy tam koronę? Tak po prawej stronie by było idealnie. Tak mi się wydaje. - oznajmił. Czyli będę miała tatuaż tam gdzie Justin tylko z drugiej strony. Nasze korony będą się różnić, ale dla mnie ona będzie miała wielkie znaczenie. Założyłam z powrotem spodnie.
- Ok. - uśmiechnęłam się.
- No to zabieramy się do pracy. - położyłam się a on zaczął rysować na moim ciele. Będzie idealnie.
W sumie... Może się Justinowi nie spodoba? Oh, może zrobię sobie przy okazji kolczyk? Nie, lepiej nie, zrobię następnym razem. Ogólnie to, już nie mam kolczyków w biodrach, nawet nie mam blizn. Czyli mam tylko w uszach... Więc co mi zaszkodzi ten jeden kolczyk? Nie dzisiaj.
- Skończone. - uśmiechnął się zakładając tam jakąś folię.
- Dziękuję bardzo. Ile płacę?
- Nie płaci pani, na koszt firmy.
- Naprawdę bardzo dziękuję.
- Nie ma sprawy. Miłego dnia. - uśmiechnął się a ja wychodząc powiedziałam;
- Dziękuję, wzajemnie.
Podeszłam do Alice.
- No pokaż te swoje dzieło. - pokazała mi. - Piękny.
- Wiem. - zaśmiała się. - Jeju, nadal uważam, że to strasznie słodkie, ty masz koronę księżniczki a on ma księcia. To naprawdę słodkie. Cholera, Harry też ma fajne tatuaże, nie?
- Tak. - odpowiedziałam i wyszłyśmy z tego studia.
- Do domu? - zapytała.
- Raczej tak. - zaśmiałam się.
Całą drogę zastanawiałam się nad reakcją Jaya na nowy tatuaż. Jak do swojego domu wracałam z tatuażami, Jerry zamykał mnie w pokoju i nie wypuszczał. Potem stwierdzał, że czasu nie cofnie ale i tak mnie zamykał w tym pokoju na cały dzień.
A ja głupia nie wiedziałam dlaczego.
Pomyślmy...
Weszłyśmy do domu, od razu przy wejściu napotkaliśmy Harry'ego i Jay'a z bronią.
- Gdzie jedziecie? - zapytała Alice.
- Jadę ja, Harry i Sarah. - powiedział Jay.
- Ale gdzie? - tym razem ja zapytałam.
- Do pewnego klubu, musimy załatwić jednego gościa. Sarah, szykuj się.
- W sumie, to jestem gotowa. - wzruszyłam ramionami.
- Masz broń? Nie? TO ZAPIERDALAJ PO NIĄ. - warknął. Wystraszyłam się więc pobiegłam do góry. Znów zaczynamy z jego jebaną bipolarnością?
Chwyciłam broń po czym ją naładowałam. Zbiegłam na dół.
Schodząc wpadłam na Jaya ramie.
- JAK KURWA CHODZISZ?! - warknął.
- Normalnie. - odpowiedziałam z jadem w głosie.
- Nie będziesz się kurwa do mnie odzywać takim tonem. - przyparł mnie do ściany. - Jeszcze jedno słowo. Kochanie.
Oderwał się ode mnie i poszedł do samochodu. Wsiadłam również, tylko że z tyłu.
- Wchodzimy, Harry załatwiasz mi nieprzytomnego Toma, chuj mnie obchodzi jak to zrobisz, ja go biorę na zaplecze, Sarah go zwiąże a ja w tym czasie przygotuję bombę, którą potem położę obok ustawioną na minutę i czterdzieści sekund, w tym czasie musimy stamtąd wyjść, mamy dość dużo na to czasu, więc luz. - powiedział z obojętnością.
Po chwili byliśmy na miejscu. Nie był jakiś wielki ten klub, taki średni.
Weszłam do środka.
Ja siedziałam na tym zapleczu, bo nie było tutaj pracowników, nie wiem czemu. Siedziałam chwilę, ale nudziło mi się i wyjrzałam za Jayem, akurat szedł z tym gościem. Znaczy on szedł, a tego Toma ciągnął. Rzucił go na ziemię i zajął się tym czym miał się zająć. Chwyciłam jakiś łańcuch który nie wiadomo skąd się tu wziął. Po chwili przyszedł Harry.
- Ustawiłeś? - zapytał Jaya.
- Ta, wychodzimy.
Wybiegliśmy z klubu. Zaraz... Tam są niewinni ludzie, którzy zaraz umrą...
Wróciłam się do klubu. Stanęłam na blacie, krzyknęłam żeby wybiegli stąd. Nic.
- Co ty robisz?! Masz minutę do chuja! - krzyknął Jay.
- Nie zostawię tu tak tych ludzi! Za co oni mają umrzeć?! - dalej próbowałam jakoś tych ludzi wyprowadzić.
Jay klnąc pod nosem stanął na stole.
- WYPIERDALAĆ STĄD BO ROZPIERDOLĘ WAS WSZYSTKICH! - krzyknął z bronią w rękach.
Wszyscy zaczęli wybiegać. Wybiegliśmy również.
- NA ZIEMIĘ! - krzyknął i przykrył mnie swoim ciałem. Gdzie Harry? Głośny wybuch rozprzestrzenił się na obszarze zapewne całego miasta.
______________________________________________________________________
DZIEŃ DOBRY :)))))))))) NIE DOBRY, ALE ZAWSZE COŚ :)
WIĘC MACIE ROZDZIAŁ, RÓBCIE CO CHCECIE, NIE MAM HUMORU ŻEBY PISAĆ COKOLWIEK W TYM MOMENCIE TUTAJ, WIĘC KOCHAM WAS, KOMENTUJCIE I NIE ZAPOMINAJCIE, ŻE ZAWSZE MOŻECIE ZAOBSERWOWAĆ NASZEGO BLOGA.
OGŁOSZENIA PARAFIALNE:
CHCECIE ZAKŁADKĘ ZE SPAMEM? PODAWALIBYŚCIE TAM SWOJE BLOGI, ASKI, TWITTERY CZY COKOLWIEK PODOBNEGO :) JAK TAK TO PISZCIE KOMENTARZE ;)))
LICZĘ NA 20 LUB WIĘCEJ KOMENTARZY TAK JAK WCZEŚNIEJ
- W czym pomóc? - zapytał jakiś gość za ladą, głupio się uśmiechając.
- Chciałabym wytatuować koronę, na biodrze, a koleżanka...
- Motyla, na ręce.
- Nie ma sprawy. To która pierwsza? - zapytał.
Lekko pchnęłam Alice żeby szła pierwsza, ten koleś wydawał się dziwny.
Po 30 minutach w końcu Alice wyszła stamtąd.
- Co tak długo? - warknęłam.
- Nie wiem. - wzruszyła ramionami. Weszłam do tego pomieszczenia.
- Usiądź tam i ściągnij spodnie. - pokazał mi na jakieś łóżko.
Usiadłam i ściągnęłam spodnie.
- Chciałabym tak centralnie na biodrze koronę księżniczki, chyba, że pan proponuje inne miejsce. - wzruszyłam ramionami.
- Może żeby uzupełnić tak jakby twój rysunek nad biustem, zrobimy tam koronę? Tak po prawej stronie by było idealnie. Tak mi się wydaje. - oznajmił. Czyli będę miała tatuaż tam gdzie Justin tylko z drugiej strony. Nasze korony będą się różnić, ale dla mnie ona będzie miała wielkie znaczenie. Założyłam z powrotem spodnie.
- Ok. - uśmiechnęłam się.
- No to zabieramy się do pracy. - położyłam się a on zaczął rysować na moim ciele. Będzie idealnie.
W sumie... Może się Justinowi nie spodoba? Oh, może zrobię sobie przy okazji kolczyk? Nie, lepiej nie, zrobię następnym razem. Ogólnie to, już nie mam kolczyków w biodrach, nawet nie mam blizn. Czyli mam tylko w uszach... Więc co mi zaszkodzi ten jeden kolczyk? Nie dzisiaj.
- Skończone. - uśmiechnął się zakładając tam jakąś folię.
- Dziękuję bardzo. Ile płacę?
- Nie płaci pani, na koszt firmy.
- Naprawdę bardzo dziękuję.
- Nie ma sprawy. Miłego dnia. - uśmiechnął się a ja wychodząc powiedziałam;
- Dziękuję, wzajemnie.
Podeszłam do Alice.
- No pokaż te swoje dzieło. - pokazała mi. - Piękny.
- Wiem. - zaśmiała się. - Jeju, nadal uważam, że to strasznie słodkie, ty masz koronę księżniczki a on ma księcia. To naprawdę słodkie. Cholera, Harry też ma fajne tatuaże, nie?
- Tak. - odpowiedziałam i wyszłyśmy z tego studia.
- Do domu? - zapytała.
- Raczej tak. - zaśmiałam się.
Całą drogę zastanawiałam się nad reakcją Jaya na nowy tatuaż. Jak do swojego domu wracałam z tatuażami, Jerry zamykał mnie w pokoju i nie wypuszczał. Potem stwierdzał, że czasu nie cofnie ale i tak mnie zamykał w tym pokoju na cały dzień.
A ja głupia nie wiedziałam dlaczego.
Pomyślmy...
- Mogli mnie zabić.
- Wyglądałam podejrzanie.
- Zawsze chodziłam z miną jakbym szykowała zagładę świata.
- Alice chodziła ze mną ramie w ramie co wyglądało jeszcze bardziej podejrzanie.
- Killers chcieli mnie zabić.
- Skrylls chcieli mnie zabić.
Weszłyśmy do domu, od razu przy wejściu napotkaliśmy Harry'ego i Jay'a z bronią.
- Gdzie jedziecie? - zapytała Alice.
- Jadę ja, Harry i Sarah. - powiedział Jay.
- Ale gdzie? - tym razem ja zapytałam.
- Do pewnego klubu, musimy załatwić jednego gościa. Sarah, szykuj się.
- W sumie, to jestem gotowa. - wzruszyłam ramionami.
- Masz broń? Nie? TO ZAPIERDALAJ PO NIĄ. - warknął. Wystraszyłam się więc pobiegłam do góry. Znów zaczynamy z jego jebaną bipolarnością?
Chwyciłam broń po czym ją naładowałam. Zbiegłam na dół.
Schodząc wpadłam na Jaya ramie.
- JAK KURWA CHODZISZ?! - warknął.
- Normalnie. - odpowiedziałam z jadem w głosie.
- Nie będziesz się kurwa do mnie odzywać takim tonem. - przyparł mnie do ściany. - Jeszcze jedno słowo. Kochanie.
Oderwał się ode mnie i poszedł do samochodu. Wsiadłam również, tylko że z tyłu.
- Wchodzimy, Harry załatwiasz mi nieprzytomnego Toma, chuj mnie obchodzi jak to zrobisz, ja go biorę na zaplecze, Sarah go zwiąże a ja w tym czasie przygotuję bombę, którą potem położę obok ustawioną na minutę i czterdzieści sekund, w tym czasie musimy stamtąd wyjść, mamy dość dużo na to czasu, więc luz. - powiedział z obojętnością.
Po chwili byliśmy na miejscu. Nie był jakiś wielki ten klub, taki średni.
Weszłam do środka.
Ja siedziałam na tym zapleczu, bo nie było tutaj pracowników, nie wiem czemu. Siedziałam chwilę, ale nudziło mi się i wyjrzałam za Jayem, akurat szedł z tym gościem. Znaczy on szedł, a tego Toma ciągnął. Rzucił go na ziemię i zajął się tym czym miał się zająć. Chwyciłam jakiś łańcuch który nie wiadomo skąd się tu wziął. Po chwili przyszedł Harry.
- Ustawiłeś? - zapytał Jaya.
- Ta, wychodzimy.
Wybiegliśmy z klubu. Zaraz... Tam są niewinni ludzie, którzy zaraz umrą...
Wróciłam się do klubu. Stanęłam na blacie, krzyknęłam żeby wybiegli stąd. Nic.
- Co ty robisz?! Masz minutę do chuja! - krzyknął Jay.
- Nie zostawię tu tak tych ludzi! Za co oni mają umrzeć?! - dalej próbowałam jakoś tych ludzi wyprowadzić.
Jay klnąc pod nosem stanął na stole.
- WYPIERDALAĆ STĄD BO ROZPIERDOLĘ WAS WSZYSTKICH! - krzyknął z bronią w rękach.
Wszyscy zaczęli wybiegać. Wybiegliśmy również.
- NA ZIEMIĘ! - krzyknął i przykrył mnie swoim ciałem. Gdzie Harry? Głośny wybuch rozprzestrzenił się na obszarze zapewne całego miasta.
______________________________________________________________________
DZIEŃ DOBRY :)))))))))) NIE DOBRY, ALE ZAWSZE COŚ :)
WIĘC MACIE ROZDZIAŁ, RÓBCIE CO CHCECIE, NIE MAM HUMORU ŻEBY PISAĆ COKOLWIEK W TYM MOMENCIE TUTAJ, WIĘC KOCHAM WAS, KOMENTUJCIE I NIE ZAPOMINAJCIE, ŻE ZAWSZE MOŻECIE ZAOBSERWOWAĆ NASZEGO BLOGA.
OGŁOSZENIA PARAFIALNE:
CHCECIE ZAKŁADKĘ ZE SPAMEM? PODAWALIBYŚCIE TAM SWOJE BLOGI, ASKI, TWITTERY CZY COKOLWIEK PODOBNEGO :) JAK TAK TO PISZCIE KOMENTARZE ;)))
LICZĘ NA 20 LUB WIĘCEJ KOMENTARZY TAK JAK WCZEŚNIEJ
Cudny
OdpowiedzUsuńCudowny bgvffghgd
OdpowiedzUsuńKocham to kiedy nn ?
OdpowiedzUsuńNajelpsze
OdpowiedzUsuńUuuu dzieje sie. Czekam na nn
OdpowiedzUsuń♛ najlepsze
OdpowiedzUsuńKocham ♥♥♥ kiedy nastepny dodasz dzisiaj prosze prosze :)
OdpowiedzUsuńEJ wyluzujcie niech dziewczyna odpocznie ;) a opowiadanie super czytam od 2 dni
OdpowiedzUsuńSkarbie czemu nie dobry.. Odezwij się do mnie. Chce Ci pomoc. Kocham Cie
OdpowiedzUsuńNapisałam do ciebie na google+ :)
UsuńNajlepsze!
OdpowiedzUsuńNie moja wina że pisze takie cudo :*
OdpowiedzUsuńSkończyłaś w takim momencie... dawaj następny,bo nie wytrzymam :P
OdpowiedzUsuńJeju wczoraj czytalam od nowa cały. Kocham to
OdpowiedzUsuńKocham
OdpowiedzUsuńbłagam dodaj nowy...
OdpowiedzUsuń