sobota, 29 marca 2014

#51 'Don't you interrupt me!'

Obudziłam się ciężko i szybko oddychając. To był sen... Na szczęście, tylko sen. Żyję, oddycham...
Rozejrzałam się po pokoju, byłam w nim sama. Próbowałam odpiąć te kajdanki. Skąd oni to mają? Kurwa, zapomniałam, oni są przecież gangiem. Boże... Tylko żeby nic się nie stało Max'owi. 
Usiadłam i spojrzałam na sufit. Potem na drzwi. Potem na kajdanki.
Mogę je odpiąć. Dam radę.
Uderzyłam nimi parę razy o ścianę. Potem nimi szarpałam. Nic.
Jestem wykończona.
Nie mogę nic zrobić.
Mam pomysł.
Przełożyłam ręce do przodu.  
Zaczęłam je jakoś poluzowywać. W końcu poluzowały się tak, że mogłam je zsunąć.
Wstałam. Podeszłam do drzwi. Były otwarte.
Wychyliłam lekko głowę. Byłam w jakimś mieszkaniu. Wyślizgnęłam się z tego pokoju. Podeszłam do najbliższego okna.
Białe ferrari Justina. Gdzie on jest?
Zeszłam po cichu na dół. Spojrzałam w stronę salonu i od razu tego pożałowałam. 
Jay klęczał w pistoletem przyłożonym do głowy. 
Był przodem do mnie. Zauważył mnie.
- Bieber. Kurwa, gdzie to jest? Nie rozumiesz, że może na tym ucierpieć twoja dziwka? - warknął Mike. Justin zacisnął pięści. Nie miał wyboru.
- W samochodzie. - powiedział krótko. Gdzie jest reszta Skrylls? Gdzie do kurwy oni są gdy Jay potrzebuje pomocy? 
- Idźcie to sprawdzić. - powiedział Johny i chwycił broń Mike'a. Bieber spojrzał ma mnie potem na drzwi i na jego samochód. Tamci weszli z jakąś walizką.
- No i prawidłowo Bieber. - walnął go z broni. - Możecie wypuścić Carter. Wiesz Jay, mogłeś tak od razu, oszczędziłbym sobie bicie twojej dziwki i przy okazji oglądanie jej pyskatych usteczek. - Justin wstał.
- Gdzie ona jest? - zapytał udając głupka.
- Idźcie po nią. - powiedział Johny do Willa i Mike'a.
Pobiegłam z powrotem do tego pokoju i zaimprowizowałam zapięte kajdanki.
- Możesz wyjść. - powiedział jeden.
- Jak? - zapytałam. Przecież 'byłam przykuta'.
- Ja pierdolę. - podszedł do mnie Will i je odpiął.
Wstałam i od razu zbiegłam na dół.
Natknęłam się tam na Johny'ego.
- Uważaj na siebie dziwko. - lekko popchnął mnie w stronę Jaya.
Podeszłam blisko Justina i go mocno przytuliłam.
Wyszliśmy bez słowa z tego czegoś Killers. Nie można tego nazwać domem.
- Gdzie Skrylls?
- Myślisz, że tak łatwo oddamy to co nasze? Ja się wjebałem ale reszta jest jeszcze w środku.
- Co?!
- Gówno, wsiadaj do samochodu. - warknął. Zrobiłam to co kazał. Usiadłam na przednik siedzeniu. Spojrzałam na moje rany. Co ja im do cholery zrobiłam? Nie wydaje mi się, żebym im jakoś coś zrobiła. Po chwili zauważyłam wybiegającą Alice z tego domu, chłopacy wyszli od tyłu. 
Wyszłam z tego samochodu. Podeszłam do nich.
- Hej...
- ŻYJESZ! - krzyknął Niall i mnie przytulił. 
- T-tak...
- Zawiozę cię do domu. Jedziecie z nami. - powiedział Jay. Wsiadłam z powrotem do jego ferrari.
On chwilę po mnie.
- Gdzie mam cię zawieźć?
- Rue Peel.
Odjechaliśmy. Chłopacy z Alice jechali za nami. W Montrealu jest to dziwne, że 7 sportowych samochodów jedzie jeden za drugim. Tu są same hmm... gówna?
Dojechaliśmy pod mój dom. Wysiedliśmy ze swoich samochodów.
- Wejdziecie na kawę? - co? Nie wiedziałam kompletnie co powiedzieć. Uratowali mnie, a ja zamiast dziękować stoję i zapraszam ich na kawę. Kurwa, Sarah myśl.
- Chciałaś ode mnie odpocząć. - wzruszył ramionami Jay i wsiadł z powrotem do samochodu.
- Alice? Chłopcy? Zostaniecie, nie?
- Wiesz co, w dupę sobie wsadź tą kawę! - wybuchnęła Alice. - Dobrze wiesz, że jesteś moją jedyną rodziną! Moi rodzice pewnie już mnie na oczy nie zobaczą. Ich jedyna córka wyjechała bez słowa. 
- Ale...
- Nie przerywaj mi! Na początku było fajnie, no ale wiesz, teraz jesteśmy z nimi. I do domu już nie wrócę. Zostawiłaś mnie w Londynie. Osoba, na której mi zależy najbardziej, zostawiła mnie. - rozpłakała się. - Sarah Carter, nienawidzę cię, suko. Ale mocniej cię kocham. - wpadła mi w ramiona. Zaczęłam ją głaskać po plecach. Chłopacy się dziwnie patrzyli, ale pokazałam im, że już jest dobrze.
- Wejdźmy do środka. - powiedziałam cicho. 
Usiedliśmy na kanapie. 
- Więc... Jak tam w Kanadzie? - zaczął Zayn.
- Teraz dobrze, wiecie, jestem w domu, te sprawy.
- Dzięki komu? Dzięki nam... - zanucił Niall.
- Przymknij się Horan. - Louis go kopnął.
- A co u was, w Londynie?
- Ujdzie. 
- Ona zasnęła? - Harry wskazał na Alice leżącą mi na kolanach.
- Chyba tak... A miałam pytać. Co z Maxem?
- To dzięki niemu znaleźliśmy ciebie. Zapukał do naszych drzwi, teraz jest u Jerry'ego. 
- Harry, mógłbyś usiąść na moim miejscu? Chciałabym wziąć prysznic bo wiesz... I te rany odkazić. Zaraz wrócę. - Styles usiadł na moim miejscu biorąc głowę Alice na kolana. Pobiegłam do góry. Zrzuciłam z siebie lekko zakrwawione ubrania i weszłam pod prysznic. Dokładnie się cała wyszorowałam i wyszłam z łazienki w świeżych ciuchach. Pobiegłam do kuchni po apteczkę. Mam to kurwa na całym ciele jak ja mam to sama zrobić.
- Zayn? - zawołałam z kuchni. 
- Co? - zapytał wchodząc do niej.
- Pomógłbyś mi oczyścić te rany? Sama tego raczej nie zrobię.
- Tak jasne.
Po skończonym tym całym gównie z moimi ranami wróciliśmy do salonu. 
- Jay pojechał? - zapytałam.
- Ta. - powiedział Niall wpatrując się w telefon.
- Dziękuję wam, że pofatygowaliście się z Londynu tutaj przyjechać.
- I tak byśmy przyjechali. - powiedział Harry.
- Po co?
- Po ciebie? - zapytał z sarkazmem Louis. 
- Chyba logiczne, że jesteś nam potrzebna. Nie ma członka Skrylls, nie ma całego Skrylls. Musimy się trzymać razem, dlatego wracasz z nami do Londynu. - oznajmił Liam.
- Kocham was wszystkich, ale...
- Nie ma kurwa żadnego ale. - syknął Chaz. 
- Jay nie chce mnie widzieć na oczy. - zaśmiałam się. - Naprawdę nie jestem wam potrzebna. Dobrze sobie radzicie beze mnie. No właśnie, co było w tej walizce o którą pytało Killers a Jay im ją oddał, potem wy ją wyciągnęliście... No wiecie o co chodzi.
- Narkotyki. Johny powiedział, że dostaniemy ciebie za nie a my musieliśmy to jakoś rozegrać. - powiedział Louis.
- Ale... Co to za narkotyki skoro takie ważne?
- Nie każdy narkotyk jest taki sam, Sarah. To były najcenniejsze narkotyki na świecie, no i najdroższe i za razem najrzadsze do zdobycia. Oczywiście też najmocniejsze.
- Czyli Jay został teraz sam na sam z tymi narkotykami będąc w samochodzie i kierując?
- Poradzi sobie. Spakuj siebie i Maxa. Niedługo mamy samolot. - uśmiechnął się Zayn.
- Nadal nie mogę uwierzyć, że przyjechaliście aż tutaj tylko i wyłącznie po mnie.
- To nasz obowiązek, jesteś częścią nas. - odpowiedział Chaz.
- Tak, kocham was wszystkich naprawdę ale... Nie pojadę z wami.
- A nas nie obchodzi twoje zdanie. - zaśmiał się Harry. Alice się obudziła. - Idź spakuj Sarah. - powiedział do niej.
- Co? Nie. - powiedziałam jej i posłałam mordercze spojrzenie. Wzruszyła ramionami i pobiegła do góry. 
Chciałam biec za nią, ale Harry chwycił mnie i przerzucił sobie przez ramię.
Parę razy uderzyłam w jego plecy. To nic nie dało. Wsadził mnie do samochodu.
Usiadłam na tylnym siedzeniu, nie będę się z nimi teraz kłócić. Uratowali mnie. 
Po chwili do samochodu wsiadła Alice i Harry.
- No to jedziemy na samolot i do domu.
- Przepraszam, że pytam ale... Jak wy tutaj te samochody przewieźliście?
- Samolot?
- Samolotem? Poważnie? Pozwolili wam na to?
- Oczywiście, Sarah jesteśmy gangiem, czasami o tym zapominasz. - przewrócił oczami.
- Może dlatego, że chcę o tym zapomnieć. Justin będzie długo obrażony?
- Cóż, przyjechał tu tylko po to, żeby cię uratować, może ci się wydawać, że jest obrażony, ale tak serio to panikował jak cholera w domu, nawet zaczął krzyczeć na Liama, że jesteś jego dziewczyną i nie zamierza tak stać z założonymi rękami.
- Harry, zawieziesz mnie na chwilę gdzieś?
- Gdzie?
- Na cmentarz. 
- Po co?
- Chcę odwiedzić rodziców...
- Oh... Okey. Gdzie to dokładnie?
- Tu w prawo, kawałek prosto, potem prawo znów i jesteśmy.
- Okey.
Dojechaliśmy na miejsce. 
- Tylko bez wybryków. - zaśmiał się Harry.
- Przecież wam nie ucieknę. - machnęłam na niego ręką. 
Weszłam na cmentarz, szybkim krokiem poszłam na nagrobki. Zapaliłam znicz. Usiadłam na ławce. 
Spojrzałam na ten nagrobek. Kochałam ich tak mocno. Dlaczego oni? Dlaczego Killers musieli być takimi chujami 
dla mnie i mojego brata?
Poleciało mi kilka łez z oczu. Otarłam je i wybiegłam z cmentarza i weszłam do samochodu Harry'ego.
- Teraz na Rue University. - powiedziałam do Harry'ego i otarłam resztki mokrej cieczy z twarzy.
Podjechał pod mój klub taneczny. 



__________________________________________________


WYDAJE MI SIĘ, ŻE PIERWSZY RAZ ROZDZIAŁ ZAKOŃCZYŁ SIĘ DOŚĆ NORMALNIE XD


NO TO OGŁOSZENIA PARAFIALNE:


DACIE RADĘ DOBIĆ DO PONAD 20 KOMENTARZY? POBIJEMY NASZ REKORD? WSZYSTKO ODDAJE W WASZE RĘCE, CIĄG DALSZY ZALEŻY OD WAS!

yay.

#BigLove peace yo


22 komentarze:

  1. Jak ja kocham te opowiadanie *.*

    OdpowiedzUsuń
  2. Podziw dla cb ;) ze tak dodajesz rozdziały a opowiadanie co raz bardziej mi się podoba

    OdpowiedzUsuń
  3. Uuu jaki szantazyk . Kocham to .

    OdpowiedzUsuń
  4. Najlepsze ! ;) dzięki ze piszesz

    OdpowiedzUsuń
  5. Boże dodaj nn cudne to ;*

    OdpowiedzUsuń
  6. Kiedy nn ? juz nie moge sie doczekac:* fajnie ze piszesz :**

    OdpowiedzUsuń
  7. Komentujemy bo ja chce nastepny nooo :( to jest cudowne. Chce nn :))

    OdpowiedzUsuń
  8. Jeju cudowny rozdział. Chcę nn :)

    OdpowiedzUsuń
  9. Chcemy nastepny

    OdpowiedzUsuń
  10. Sarah i Jay muszą być razem

    OdpowiedzUsuń
  11. daj jeszcze jedne plose

    OdpowiedzUsuń
  12. daj nn pliska xd

    OdpowiedzUsuń
  13. oni muszą być raem

    OdpowiedzUsuń
  14. jej już chcę nn czekam :***

    OdpowiedzUsuń
  15. Wow widzę ze u gory ktoś uzależniony jak a rozdzial cudny

    OdpowiedzUsuń