Kursywa oznacza bezpośrednie zwrócenie się bohaterów do was, lub ich myśli :) 7 komentarzy - następny rozdział! :)
Ta, wykona to zadanie, już tłumaczę dlaczego. Jakiś rok temu, podpisali rozejm z Beatlers, są tak jakby wspólnikami ale ich gangi się nie łączą. Rozumiecie?
- Jesteście mi potrzebni. - powiedział do chłopaków.
- Jak co dzień. - wzruszył ramionami Louis.
- Musimy wysadzić lotnisko.
- POJEBAŁO CIĘ?! - wydarł się Chaz.
- Nie. Musicie to zrobić, jasne?
- Dobra. Teraz? - zapytał Harry.
- Nie wiem, cholera. Tak, idźcie teraz. - pokazał na drzwi.
Oni wyszli a ja wybrałem numer telefonu Sarah.
- Justin?
- Możesz do mnie przyjechać?
Rozłączyła się. Po chwili usłyszał dzwonek do drzwi. Poszedł otworzyć.
- Co ty...
- Przechodziłam. - uśmiechnęła się. Brakowało mu tego uśmiechu.
- Wejdź. - pokazał na salon.
Ona się zmieniła. Jej włosy urosły, są czarne, jak wyjeżdżała były w odcieniu rudego. Zero makijażu na twarzy ukazywało, że musiała płakać.
Jak wyjeżdżała, również była gówniarą. Teraz ma już 19 lat. Nie można być wiecznie młodym.
- Chciałem cię zobaczyć, dlatego poprosiłem cię żebyś przyszła.
- Wcze... - Jay jej przerwał. Ze skupieniem patrzyła na podłogę, ścianę, wszędzie byle nie na niego.
- Racja, wcześniej nie byłem zadowolony z tego, że cie widzę. - powiedział, wiedząc co ona zamierza powiedzieć.
Przez chwilę patrzyli tylko na siebie bez słów.
- Chciałbym żebyś... Żebyś mi wyjaśniła. Dlaczego po prostu nie powiedziałaś, że nie chcesz za mnie wyjść? Tylko uciekłaś?
Nie chciała mu odpowiadać więc tylko potarła ręce i nadal patrzyła na ścianę.
- Szukaliśmy was. - dodał.
Skinęła tylko głową.
- Dlaczego nic nie mówisz? - zapytał a ona wzruszyła ramionami. Był tego konkretny powód, a on go nie znał.
Po chwili wstała, kiwnęła mu na pożegnanie i wyszła.
Usiadł w kuchni przy barku wybierając jakikolwiek alkohol.
- I'm bleeding out
If the last thing that I do
Is bring you down
I'll bleed out for you*
Nucąc piosenkę wszedł do salonu z Johny'm Walkerem w ręce. Napił się i usiadł z powrotem na kanapie.
Sarach ruszyła w stronę domu Jerry'ego. Musi teraz sprawdzić lotu do domu.
Cholera, nie mogę tu zostać, nic tu nie mam. Nic kompletnie.
Wbiegła do mieszkania.
- SARAH! - krzyknęła Alice z pokoju. Weszła tam. Spojrzała na nią pytającym spojrzeniem.
- Ktoś wysadził w powietrze lotnisko i nie mamy jak wrócić do domu. - przy tym zrobiła 'boom' rękoma.
- Jerry! - zawołała brata do pokoju.
- No? - wszedł. Skrzyżowała ręce na piersiach.
- Wytłumacz mi?
- Ale co?
- Boom?! - zaśmiali się wszyscy z tego 'boom' i wrócili do powagi.
- No bo ten, to nie moja wina!
- Nie mo...
- Nie możecie mi znowu uciec. - posmutniał.
Spojrzała na Alice i kiwnęły głowami.
- Zostajemy, ale musimy znaleźć jakieś mieszkanie. - powiedziała Alice.
- Przecież mieszkacie tutaj?
- Okey. Dobra, muszę zadzwonić, przepuść mnie grubasie. - powiedziała Sarah do Jerry'ego z grymasem na twarzy.
- Oh, ja jestem gruby? To teraz spróbuj przejść. - powiedział ze zwycięskim wyrazem twarzy. Tym razem ona uśmiechnęłam się zwycięsko i kopnęła go z kolana w jego przyrodzenie. Ten upadł na ziemię, przeszła nad nim, po drugiej stronie przykucnęła do niego.
- Ja zawsze wygrywam. - powiedziała i zbiegła na dół po telefon.
Wybrała numer Jessici.
- Halo?
- Hej, mogłabyś mi wysłać listę osób które się zapisały? A ja to podzielę na wiekowe grupy.
- Jasne, już wysyłam.
Po chwili otrzymała sms'a, że ona ich podzieli. Oszczędzi jej trochę pracy.
Ciekawe ile osób przyjdzie na pierwszą lekcję. Sarah musi wydrukować ulotki.
Pobiegła do góry, do laptopa. Włączyła go i od razu zaczęła bawić się z edytorach żeby ładnie to zrobić. W końcu skończyła, wydrukowała równe 38, żeby każdy miał informacje na temat treningów godzin i całej reszty. Na 1 spotkaniu im je da.
Napisała Jessice, że jutro piątek i ma się przygotować.
Ulotki schowała do torby. Jest 18.43, jak ten czas wolno leci.
Poszła do chłopaków na dół, siedzieli i oglądali mecz, Alice bawiła się telefonem. Spojrzała na nich i poszła do kuchni.
- Co pani gotuje? - zapytała Elizabeth.
- Mów mi po imieniu. - uśmiechnęła się. - Robię Farfalle ze szparagami i wędzonym łososiem.
Sarah uśmiechnęła się do niej i usiadła na stołku aby móc przyjrzeć się jej pracy.
Zaczęła zastanawiać się jakim cudem stać Jerry'ego na taki dom.
Przybiła facepalma.
Przecież on jest gangsterem. Zaśmiała się z własnej głupoty i wyszła z kuchni udając się z powrotem do chłopaków i Alice.
Usiadła obok Jerry'ego i Mariusha.
- Jerry?
- Cśś, ważny mecz. - powiedział. Przewróciła oczami i poszła na górę, do pokoju w którym na razie będzie mieszkać. Na szczęście ma tu telewizor.
Włączyła go, akurat leciał 'Plan Ucieczki' z Sylvestrem Stallone, uwielbia ten film, oglądała go ze sto razy. Położyła się w łóżku okrywając się kołdrą.
Po 40 minutach filmu, zasnęła.
***
- Ja pierdolę, Sarah! - ponownie ktoś krzyknął do jrj ucha. Otworzyła oczy. Nad nią stała Jessica.
- Co ty tu robisz?
- Jerry mnie wpuścił, wiesz, że jest już 14? A ty tu śpisz?
- To niemożliwe, poszłam spać po 19, niemożliwe, że tak długo spałam.
- A jednak, ruszaj się i jedziemy, dalej! Jerry nas podwiezie, masz 20 minut na ogarnięcie się.
Wstała i chwyciła czarne rurki, białą koszulkę i vansy. Pobiegła do łazienki, ubrała bieliznę i ubrania które uszykowała. Uczesała włosy i nałożyła trochę pudru na twarz, po czym maznęła rzęsy tuszem. Chwyciła torbę na treningi i schowała tam czarne spodnie z opuszczonym krokiem i bluzkę nad pępek którą dostała na urodziny od Skrylls, dwa lata temu. Schowała również buty, które niedawno kupiła i wyszła z łazienki.
- Możemy iść. - powiedziała do Jessici, ona chwyciła ją za rękę i pobiegły na dół.
Wyszły z domu i wsiadły do samochodu Jerry'ego.
- Na Whitehall. - powiedziała Sarah do niego i pojechali.
Po 15 minutach byli na miejscu.
Wbiegły do środka, pozapalały światła, przygotowały muzykę i udały się do szatni. Sarah założyła swoje ubrania i wyszła z szatni czekając na Jessice, po chwili ona również wyszła, była ubrana w krótkie czarne spodenki i niebieską krótką koszulkę.
Usiadły na środku sali.
- Boże, kocham go za to. - powiedziała Sarah bardziej do siebie.
- Spełnił twoje marzenie. - odezwała się za nią Jessica, a Sarah poczuła wyrzuty sumienia.
To wszystko, zawdzięczam jemu, moje życie również. Jestem prawie pewna, że gdybym nie spotkała Skrylls, skończyłabym ze sobą.
Teraz mam Jessicę, Beatlers, w końcu mój braciszek nawet nie jest taki zły.
Po chwili otworzyły drzwi wpuszczając pierwszą grupę. Pierwsza grupa składa się z przedziału wiekowego od 20 do 25 lat.
Każdy wszedł rozglądając się.
- Hej wam. - powiedziała Jessica. Wszyscy stanęli i spojrzeli na nie z uśmiechami. - Więc, chciałybyśmy was przywitać, na pierwszych zajęciach, tam są szatnie. - pokazała na pomieszczenie. - Możecie iść się przebrać.
Wszyscy pognali do szatni, Sarah przybiła z Jessicą piątkę i podeszła do stołu DJ.
Przeszukała wszystkie piosenki z dziś i znalazła swoją ulubioną. Na początek Wake up in it - Mally Mall.
Po chwili wszyscy wrócili. Skupiła się na każdym, musiała zapamiętać twarze, chyba, nie? Jej wzrok zatrzymał się na jednym chłopaku który rozmawiał z jakimś innym, Justin. Rozmawiał z Ryanem.
Co oni tu do cholery robią?!
- Dobra więc, zaczniemy od podstaw, ok? - zaczęła Jessica patrząc się z niepokojem na Sarah. Carter pokazała głową w stronę Justina. Ta zatkała ręką usta.
- Więc, ćwiczymy do ulubionej piosenki Sarah, Wake up in it, ja wam najpierw puszczę tą piosenkę a wy mi pokażcie co potraficie, okej? Więc, kto pierwszy, huh? - zapytała.
Trzy osoby podniosły ręce z tego Justin, jakiś chłopak i dziewczyna.
Wskazała na dziewczynę żeby zatańczyła jako pierwsza.
Puściła muzykę i razem z Sarah obserwowały jej ruchy. Musi się dużo nauczyć. Ale chyba po to są.
Potem zatańczył ten chłopak i reszta. Justin zatańczył jako ostatni ale nie patrzyła jak tańczy bo udawała, że robi coś w telefonie. Jessica za to obserwowała go uważnie.
- Okej! Jesteście naprawdę dobrzy. - powiedziała Jessica.
- No to zaczynamy! Zacznijmy od podstawy tancerza, wyprostujcie się i nie garbcie. - oznajmiła. - Będziemy tańczyć 3 rodzaje, Hip Hop, Streetdance oraz New Age.
Wszyscy się ucieszyli. No tak, w tym wieku nie tańczy się tańców towarzyskich typu Walc Angielski.
- Wykonujemy jedno pchnięcie ręki w prawo i schylamy się lekko na dół, ręka wraca do was i prostujecie ją razem z nogami. Głowa idzie w bok...
***
- To chyba wszystko na dziś. - wszyscy padali ze zmęczenia. Sarah myślała, że będzie sztywniej, ale cały czas podczas tańca żartowali sobie i się śmiali, nie było źle. Nie patrzyła na Biebera przez całe dwie godziny. - Spotykamy się w poniedziałek. Rozdamy wam teraz przy wyjściu kartki na których są wszystkie informacje, kontakt do nas i cała reszta, tam koło szatni są prysznice, korzystajcie. - Jess uśmiechnęła się. Wszyscy zawrócili do szatni.
- Miazga. - powiedziała Jessica. - Nie są tacy źli, Bieber jest w chuj dobry. Nie wiem po co tu przyszedł.
- Nic nie mów. - wzdychnęła.
- Więc... Andre w sumie przystojny, Boże a Dave jaki idealny. - zaczęła mówić. Po chwili wybuchnęły niekontrolowanym śmiechem. - No co? Pomarzyć zawsze można. Chociaż bardziej mi się podoba twój brat, jest taki...
- Przystojny? Seksowny? Mamy to w genach. - zaśmiały się.
Minęło trochę czasu i już żegnały się ze wszystkimi przy wyjściu. Każdy życzył im miłego wieczoru, spoko są ci ludzie. Oczywiście pech chciał, że Bieber własnie szedł w stronę Sarah.
Bez zastanowienia pociągnęła go za rękę w bardziej ustronne miejsce.
Spojrzała na niego pytającym wzrokiem.
- No co? Przyszedłem uczyć się. Muszę przyznać, że jesteś bardzo seksowna jak twerkujesz, mogłabyś mnie nauczyć bo wiesz, jakoś wszyscy potrafili, ja nie.
Zmierzyła jego ciało wzrokiem a on wyszedł.
Po chwili przyjmowały już drugą grupę, młodszą.
To będzie trudne, jeżeli Justin także się z nimi udziela.
Coś konkretnego było na rzeczy a on nie wiedział co, więc postanowił uczęszczać na lekcje Sarah, może się dowie podczas nich od Jessici jakim powodem jest prawie w ogóle nie odzywanie się Sarah.
W sumie to całkiem dobra jest, nie ona nie jest dobra, ona jest zajebista w tym co robi. Nie wiedziałem, ze moja dziewczyna, ekhem była dziewczyna, ma taki talent. Nie doceniałem jej.
Dopiero teraz zrozumiałem dlaczego uciekła z Londynu. Miała dość. Mnie jak i zarówno sytuacji, która ciągle krążyła w okół nas.
Zrozumiałem. Lepiej późno niż wcale.
Doszedł w końcu do domu i trzaskając drzwiami wszedł do kuchni.
- Dobra robota. - powiedział chłopakom. Nie widział ich od tego całego wysadzenia lotniska. - Ktoś wam pomagał?
- Nie. - odpowiedział Louis.
- Sami zrobiliście boom?! Nie wierzę. - zaśmiał się gestykulując rękoma.
- Może trochę byś docenił.
- No przez dwa ostatnie lata gówno zrobiliście. - mruknął.
Sarah jeszcze nie było w domu. Alice siedziała z chłopakami w salonie.
- HEYO Captain Jack! Bring me back to the railroad track!** - darli się Josh i Jason.
Jake zbiegł na dół z moim telefonem, mruknął, że "jakiś Max dzwoni", więc odebrała.
- Cześć Max. - odsunęła telefon od ucha i przyłożyła go do bluzki, żeby Max nie musiał jej słyszeć. - ZAMKNIJCIE MORDY DO CHOLERY! - przewróciła oczami, wróciła do rozmowy. - Co słychać?
- Dobrze, czemu wyjechałyście? - spytał smutnym głosem.
- To był taki impuls, wiesz. Nie wyjechałyśmy na całe życie, przecież wrócimy. Przepraszam cię bardzo, ale nie mogę teraz rozmawiać. Zadzwonię jutro, dobrze? I pozdrów twoją mamę, buziaki. - cmoknęła do telefonu, po czym się rozłączyła.
Jakby ktoś nie wiedział - to jest smack cam :) |
Obok niej usiadł Jake. Z jej paczką chipsów. Tego już za wiele. Pobiegła do łazienki Jerry'ego i nałożyła na lewą rękę z pół opakowania pianki do golenia. Poszła do kuchni, na tę piankę dodała trochę ketchupu. Uśmiechnęła się do pani Elizabeth. Zakradła się z powrotem do salonu. Stanęła za Jake'em, zamachnęła się i uderzyła go z otwartej dłoni w policzek, przy okazji brudząc całą jego twarz. Wydarła się "Smack cam", a on mruknął coś w stylu "jeszcze się z tobą policzę". Wszyscy chłopacy dusili się ze śmiechu. Dumna z siebie usiadła obok Mariusha. Jake po prostu wyszedł z pokoju. Biedny, pewnie poszedł się umyć.
- Dobrze zrobiłaś, przyda mu się małe orzeźwienie. - zaśmiał się Josh. Wrócili do oglądania telewizji. Nawet nie zauważyła, kiedy wyszedł Jerry, bo nie było go z nami. I pomyśleć, że gdyby nie pojechała wtedy z Sarah do Londynu, nie poznałaby tylu przyjaciół i pewnie siedziałaby teraz na Uniwersytecie Carleton w Ottawie. I na pewno miałaby możliwość powrotu do domu. Boże.
- ALICE UWAŻAJ! - krzyknął Jason. Odruchowo się odwróciła. Została oblana przez Jake'a. Miło. Wytarła twarz w ręcznik, który jej podał Jason.
- Dziewczyn nie biję, ale to nie znaczy, że nie mogę się odegrać. - uśmiechnął się.
- Zdajesz sobie sprawę, że zalałeś mojego iPhone'a? - wstała i podeszła do niego.
- Odkupię ci go. - odłożył jej telefon i przytulił ją. Uderzyła go łokciem w brzuch. To naprawdę był przypadek. Jake wydał z siebie pomruk niezadowolenia. - Ale z ciebie idiotka.
- A z ciebie dureń, i co zrobisz? Nic nie zrobisz. - wytknęła mu język i poszła się wysuszyć.
Do domu wrócili Sarah i Jerry. "Rodzinka" w komplecie. Gdy weszła do pokoju gościnnego, gdzie spała z Sarah, ściągnęła z siebie ubrania. Założyła trochę za dużą bluzkę z logiem The Rolling Stones i rurki. Wróciła do reszty.
- Długo cię nie było, Sarah. - mruknęła. Nie odpowiedziała jej. - Max dzwonił, jakbyś chciała wiedzieć. - znowu nic. - Serio? Żadnego "ok"? Albo chociażby "odpierdol się ode mnie"? - przewróciła oczami i wyminęła mnie w przejściu. Woah, nie uderzyła mnie z bara. - Coś się stało? - zapytała Jerry'ego. Może on raczy jej odpowiedzieć? Nie, kiwnął tylko głową na "nie". No kurwa zajebiście. Poszła założyć buty, nie musi tutaj z nimi siedzieć, bez łaski. Założyła swoje trampki i wyszłam z domu. Właściwie to nie wie, gdzie ma iść. Weszła do jakiegoś parku, usiadła na ławce. Po chwili dosiadła się do niej jakaś brunetka.
- Cześć, jestem Michelle. - podała jej rękę.
- Alice. - uścisnęła ją.
- Wydajesz się fajna, chciałabym cię poznać. Studiuję psychologię. Masz mój numer, jak będziesz miała czas, to zadzwoń, pójdziemy na kawę. - uśmiechnęła się i odeszła.
Ok, to było dziwne. Dobra, bardziej niż dziwne. Otrząsnęła się. Wyszła z tego cholernego parku, lepiej nie ryzykować. Jeszcze ją zaczepi jakiś obleśny czterdziestolatek, a nie biła się od jakichś pięciu lat, więc nie wyobraża sobie siebie. Przechadzała się ulicami Londynu. Miała zamiar iść do Nando's, ale usłyszała pukanie w szybę. Obejrzała się - Louis siedział w oknie i machał. Zdziwiona spojrzała się na niego. Wybiegł z jego miejsca zamieszkania i przytulił ją. Dzisiaj jest jakiś dzień przytulania, kurwa mać?
- Musisz się ze mną napić! - pociągnął ją za rękę i wbiegli do ich domu. Ściągnęła buty i rzuciła je gdzieś. Poszedł do kuchni po kieliszki, dosłownie po sekundzie wrócił. - Już mam. Chodź do salonu, tam mam alkohol.
Uśmiechnęła się do niego i poszła za nim.
- Więc, jesteś sam w domu? - zapytała cicho rozglądając się.
- Tak, Jay gdzieś wyszedł, Zayn jest u swojej dziewczyny, właściwie nie dziewczyny, tylko laski, którą tylko rucha, ale nie zgłębiajmy się dalej w ten temat. Liam z Niallem wyszli "wyrwać jakieś foczki", Chaz poszedł do kolegi, a Harry gdzieś się włóczy.
- Oh, miło. - uśmiechnęła się. - Nic się nie zmieniło od naszego wyjazdu. - Louis podał jej kieliszek, sam uniósł swój. Wypili swoje zdrowie. I tak jeszcze z siedem razy. Gdy Tomlinson poszedł po następną butelkę i wrócił, postanowiła do niego zagadać. - Powiedz mi, Lou, czemu ty jedyny ze mną gadasz?
- Bo tęskniłem. - uśmiechnął się. - Nie gadaliśmy przez dwa i pół roku, no co? I nie rozumiem, jak można z tobą nie gadać. No i wiesz. O, już po dziewiętnastej, zostajesz na noc?
- Co? Nie mam tutaj rzeczy, przecież mogę wyjść zaraz. - wskazała na drzwi. - A poza tym, jest jeszcze wcześnie?
Co on kombinuje? CZEMU WSZYSCY DZISIAJ COŚ KOMBINUJĄ?
Pokręcił głową z niedowierzaniem i znowu wyszedł do kuchni.
Czemu to jest takie dziwne, że tylko zauważył ją przez okno i od razu chciał się z nią napić, bez żadnego wytłumaczenia ani nawet powitania.
Dziwne, nie?
Sarah usiadła koło Jerry'ego i położyła głowę na jego kolana.
- Co tam? - zapytał głaszcząc ją po włosach.
- Skrylls nie chce mnie i Alice znać. - powiedziała po chwili zastanowienia.
- Dziwisz im się?
- Nie pomagasz.
- Posłuchaj mnie uważnie, myślisz, że ja bym się nie obraził gdybym miał cię pod swoim dachem ponad rok, pracowałabyś ze mną, byłabyś moją dziewczyną, a tak nagle byś wyjechała?
- To nie tak.
- Dokładnie tak. A, że ja jestem twoim bratem, to nie mogę się na ciebie obrażać. Bieber jest urażony, a jak on jest urażony jest koniec świata, tak samo z resztą tej głupiej bandy.
- Walczycie jeszcze?
- Nie, mamy podpisany rozejm. - powiedział.
- Oh.
- Wiesz, że teraz nie możecie nas opuścić?
- Ta, z lotniska zostało boom.
- Nie. - zaśmiał się. - Nie możecie nas tutaj samych zostawić, ani Skrylls, ani nas. Jestem w stu procentach pewny, że ty i Bieber się pogodzicie i będzie taka gromadka małych Bieberów. Zobaczysz. - przy tym pokazywał takie małe dzieci. To było śmieszne.
- Jerry, to nie czas na żarty.
- To jest odpowiedzi czas na żarty, bo masz słaby humor. Gdzie wszyscy?
- A skąd ja mam wiedzieć? Nie ma ich od godziny. - przytuliła się do niego i zasnęła.
______________________________________________________________________
* Imagine Dragons - I'm bleeding out. *klik*
** Captain Jack - Captain Jack *klik*
Po 1 czuje sie zaszczycona ze kak pierwsza dodaje kom a po 2 kocham kocham czekam na nn
OdpowiedzUsuńZapieprzać mi kurde z tymi komentarzami!
OdpowiedzUsuńBoski♡♥♡♥♡♥♡♥♡
OdpowiedzUsuńPisz dalej i nie przestawaj
OdpowiedzUsuńCzekam na nn
OdpowiedzUsuńDodaj nn prosze czekam ☆☆☆☆☆☆
OdpowiedzUsuń